Bagiński: BALON PĘKŁ
KOMENTARZE
Robert Bagiński
2022-06-11 12:20
20510
Oby zarzuty pod adresem prezesa Grzyba okazały się funta kłaków warte. Dziś jednak wszystko wskazuje, że nie są wyssane z palca – brzmią bardzo poważnie.
Pękł balon. To niefajna opowieść, która ciągle się toczy. Na temat tego, co działo się wokół klubu żołądek ze złości skręcał się już od dawna. Rzadko się zdarza, by tyle nici różnych podejrzeń, zarzutów oraz faktów – jak ten ostatni z miejską dotacją na nieistniejącą spółkę szczypiornistów, splotło się w jednym miejscu. Działacze głównie próbowali wydostawać się z dołków: wizerunkowych, finansowych czy prawnych. Szło im nieźle, ale z aferami jest jak z kulą śnieżną – jak ruszy, to przyczepia się do niej coraz więcej.
Trudno wysilać się na puentę, kiedy dwa wnioski są znane. Pierwszy – klub od dawna był czymś w rodzaju „świętej krowy” gorzowskiego sportu, a wydarzenia ostatnich dni pokazują, że światło bijące od stadionu wielu oślepiło. Byli głusi i ślepi, a obojętność zawsze jest formą winy oraz współodpowiedzialności. To do prezydenta, dziennikarzy i radnych. Drugi jest taki, że w klubie zaczęto robić politykę i to na większą skalę, niż miało to miejsce dotychczas. Prezes nie stronił od zagrań poniżej pasa, a przykład szedł z góry. Powstało coś w rodzaju kibolskiej sekty, która ze stadionu przeniosła się do sieci.
Tu wszystko jest atawistyczne: swój – obcy, przyjaciel – wróg, chwal lub hejtuj. Najlepszym przykładem był chamski atak na radnego i filantropa Jerzego Synowca. Nawet wtedy nie wszyscy potrafili zachować się fair play. Dość przypomnieć tylko radnego Oskara Serpinę; dziś już wiemy, że będziemy o nim jeszcze słyszeć i nie będą to pochwały. Nie da się zjeść ciasteczko i mieć ciasteczko – być radnym i prezesem spółki działającej na miejskim majątku.
Stal Gorzów to szanowana oraz rozpoznawalna marka, unikalny skarb wszystkich gorzowian i nie tylko. Relacje miasta z klubem nie powinny i nie mogą wrócić na dawne tory. Nic to, że dając klubowi duże pieniądze na promocję miasta, dużo wyższą cenę zapłacimy za aferę – która już wybuchła, a także za tą dopiero się tlącą – o czym poinformowała już gorzowska prokuratura. Władze miasta nie mogą powiedzieć, że o niczym nie wiedziały. Nikt też nie uwierzy, że prezydent Wójcicki nie miał i nie ma żadnego wpływu na skład władz stowarzyszenia oraz spółki. Najlepiej wie o tym zmuszony do odejścia z prezesury, a potem z zarządu eksprezes Ireneusz Zmora.
Są też zastrzeżenia natury ogólniejszej, bo klub zaczął służyć wąskiej grupie działaczy i grzejących się wokół niego polityków. Oczywiście, więcej jest bezinteresownych sponsorów, fanów speedway’a oraz ludzi dla których żużel nad Wartą to ważna część historii miasta. Niestety, od lat głośniej było o tych pierwszych, a zapis karty chorobowej rozpoczyna się od prezesury Władysława Komarnickiego. Tu jednak spuszczam zasłonę milczenia. Inteligentni sami wyciągną wnioski, że ostatnie wydarzenia nie muszą być początkiem końca żużla nad Wartą, mogą być początkiem czyszczenia tego, co niektórzy określają sformułowaniem „stajnia Augiasza”.
To jest w interesie wszystkich, także osób planujących na bazie klubu karierę polityczną. Oficjalnie nikt tego nie chce i nie potwierdzi, ale po cichu marzą o tym wszyscy. Wszyscy powinni mieć interes w tym, aby większy wpływ na klub miał prezydent Miasta. Albo inaczej – aby zechciał ze swoich formalnych i nieformalnych uprawnień korzystać. Inaczej zaczną pękać kolejne balony.
Komentarze: