Bagiński: Ludzie na granicy, Polska w klatce emocji
KOMENTARZE
Robert Bagiński
2021-09-01 22:55
15810
Dotąd tylko raz przekraczałem granicę w miejscu niedozwolonym. To było w Syrii i choć nad głową świstały kule tureckich pograniczników, skończyło się dobrze. Wszyscy plus minus wiedzą, że takie przygody nigdy nie kończą się dobrze.
Z franciszkańską dobrocią staram się zrozumieć koczujących na polsko-białoruskiej granicy nieszczęśników. Inaczej niż ja, nie wybrali się w tą nonsensowną podróż dla funu, ale zostali oszukani i wykorzystani. Nieświadomie wybrali rolę bycia amunicją do strzelania w Polskę. Współczucie to jedno, a świadomość zagrożenia, bynajmniej nie ze strony imigrantów, lecz wrogich państw, to sprawa innej wagi i natury.
Rewersem sytuacji jest twarda polityka partyjna. Polityczna jest wrogość do uchodźców, jak też nadmierna i ostentacyjna otwartość na nich. W obu przypadkach nie chodzi o ludzi, ale polityczną pieczeń oraz osłabienie przeciwnika. Pożal się Boże „politycy” opozycji – od Frasyniuka, przez Szczerbę i Sterczewskiego, a na Jachirze kończąc, nie zmarnowali okazji do skompromitowania się. Koncertowo zagrali w orkiestrze, której dyrygentem jest Łukaszenka, a reżyserem prezydent Rosji. Politycy PiS-u nie są niewinni, a antyimigracyjna narracja będzie jeszcze donioślejsza, ponieważ to dobre paliwo polityczne. Takie są reguły i nie są niczym nowym od tysiącleci.
Zważyć należy, że nowe w tej części Europy jest używanie ludzi jako amunicji. Dla ludzi spoza bieżących sporów politycznych w kraju, sprawa jest oczywista i uszyta grubymi nićmi. Wszyscy wiedzą, kto jest jej krawcem, choć my tutaj na Zachodzie postrzegamy sprawę inaczej niż na Podlasiu czy Lubelszczyźnie. Zapomnieliśmy jak to się zaczęło na Ukrainie. Konwój białych ciężarówek i „zielone ludziki” powodowały uśmiech na twarzy. Rychło jednak okazało się, że to nie żarty.
Chcącemu nie dzieje się krzywda – głosi stara rzymska maksyma. To jasne, że choć koczujący na Białorusi dali się zwieść, zrobili to dobrowolnie i ze świadomością ewentualnych konsekwencji. Każdy uchodźca jest migrantem, a więc osobą na stałe zmieniającą miejsce w którym żyje, lecz nie każdy migrant jest uchodźcą. Przyjęcie tych ludzi nic by Polskę nie kosztowało, ale jest niemal pewne, że Białoruś przysłałaby kolejnych. Granica państwa jest od tego, aby jej bezwzględnie strzec i nawet jeśli na widok nieszczęśników otwiera się serce, nie należy zamykać rozumu. W tym kontekście intencje Łukaszenki są oczywiste, ale postawa polityków opozycji bardzo szkodliwa.
I tu docieramy do najważniejszej lekcji ostatnich dni, aby nie popadać w pułapkę emocji i nie poddawać się manipulatorom: tym z prawicy – straszących uchodźcami, a także tym opozycyjnym – którzy w swej bezsilności wszędzie widzą złą wolę rządzących. W działaniu tych ostatnich widać cyniczną fastrygę, ale w kwestii granicznej prowokacji trzeba być po stronie rządu oraz przeciw opozycyjnym lekkoduchom w średnim wieku i takiej samej inteligencji.
Była sobie wioska nad rzeką. Pewnego razu mieszkańcy ujrzeli w niej spływające z nurtem dzieci: machały rękoma i krzyczały o pomoc, a następnie tonęły. Byli tacy, którzy bezmyślnie rzucali się na pomoc, ale to było bez sensu, bo dzieci było zbyt dużo. Inni tylko obserwowali, aż ktoś w końcu rzucił: To nieludzkie, ratujcie te dzieci! Na co ktoś rozsądny stwierdził: znajdźmy miejsce, gdzie dzieci wchodzą do wody i tam je ustrzeżmy. Ta opowieść to lekcja o rozwiązywaniu problemów u źródeł, zamiast reagowaniu jedynie na widoczne efekty. Sprawa jest beznadziejna i w górę rzeki wybrać się nie możemy, ale tym bardziej nie powinniśmy umierać za tych, których ktoś do tej rzeki zwabił.
Komentarze: