Bagiński: Czy to koniec nowych mediów?
KOMENTARZE
Robert Bagiński
2021-01-11 21:20
19740
Twitter i Facebook zablokował konta prezydenta USA. Sprawa jest bez precedensu i tylko pozornie nie ma znaczenia dla mieszkańców Lądka, Londynu lub Gorzowa. To fatalna wiadomość dla wolności słowa.
Ktoś powie, że właściciele medialnych korporacji zrobili dobrze, ponieważ Trump podjudzał do złego. Nie jest to przekonywujące i wygląda tak, jakby heretycy wstąpili na ambonę, po czym zaczęli perorować, jak wielkimi są obrońcami demokracji. Otóż, po pierwsze, nie chodzi o stosunek do ustępującego prezydenta Trumpa. Po drugie, przy ocenie decyzji Twittera i Facebooka, warto słuchać osób, które wykraczają poza własną bańkę informacyjną. Akceptując takie praktyki, kręcimy sznur na własną szyję. Waga tej sprawy jest wyjątkowa, a trend bardzo niebezpieczny, bo mówimy o podmiotach będących monopolistami.
To zagrożenie dla całej przestrzeni publicznej: dzisiaj w USA, a jutro wszędzie indziej. Może to dotyczyć fanatycznych zwolenników PiS-u, ale również aktywistów z kręgu opozycji totalnej. Mylą się ci, którzy zablokowaniu kont Trumpa klaszczą dwoma płetwami, jak foczka. Nie poddaję się urokowi spiskowych teorii, ale mam dostatecznie dużo wyobraźni, by przewidzieć, że teraz nic już nie będzie takie samo, a życie napisze własny scenariusz. Jaki? Mniej więcej ten z ponadczasowego „Roku 1984” George’a Orwella, gdzie Winston Smith pracował w Ministerstwie Prawdy, przerabiając treści zgodnie z oczekiwaniami nowomowy: zmieniał tytuły i niszczył teksty nieprawomyślne, by nikt ich nie przeczytał.
A miało być tak pięknie. Politycy już dawno nauczyli się ogrywać media głównego nurtu, umiejętnie wykorzystując te społecznościowe. Portale pozwalały ominąć z przekazem media tradycyjne, które w Polsce są wyjątkowo upolitycznione oraz służące określonym środowiskom. Byliśmy przekonani, że w tym idealnym świecie, nikt już nie będzie nam mówił, co mamy czytać, słuchać i oglądać. Tymczasem, pod auspicjami szlachetnych intencji, zaserwowano nam zatęchłą podróbkę demokracji. Już dzisiaj wszystkim rządzą algorytmy, które w nierówny sposób dystrybuują informacje, ale na to się godziliśmy. Pogodziliśmy się, że z kopytami w nasze życie wkroczyły nowoczesne technologie oraz sztuczna inteligencja.
Bardziej od świata algorytmów, boję się pozoru wolnej woli, wolności słowa i swobody wyrażania opinii. Tak wiele mówi się i pisze o demokracji. Ateńska agora nie była miejscem dla wybranych, nikt i nikomu dostępu do niej nie blokował. Wszelkie sukcesy Greków nie były efektem jednomyślnej narracji, wzajemnego szacunku i sympatii, ale konsekwencją brutalnych sporów. Gdyby Sokrates nie miał wstępu na agorę, nie zostałby niesłusznie skazany. Gdyby nie został skazany, nie byłoby Platońskiej „Obrony Sokratesa” – dzieła ze wszech miar wybitnego.
Liczba nieprawdziwych informacji na portalach społecznościowych jest ogromna, a ich jakość oscyluje wokół poziomów bardzo niskich. Tym się jednak Facebook i Twitter nie przejmuje, bo odbiorcy są zaledwie towarem, choć wydaje im się, że jest inaczej. To oczywiście odbija się na nich czkawką, szczególnie wtedy, gdy uważają się za oczytanych. Każdy ma taką agorę na jaką zasłużył. Wydarzenia ostatnich dni piszą nowy rozdział w dziedzinie wolności wyrażania opinii oraz poglądów. W tym zamieszaniu i słusznej niechęci do słabego końca prezydentury Trumpa, mogą nam umknąć wartości o wiele ważniejsze niż werbalna estetyka. W obronie tej ostatniej, niektórzy okazali się finezyjni, jak młócka cepem.
Komentarze: