Bagiński: Delegalizacja kotleta schabowego
KOMENTARZE
Robert Bagiński
2020-09-17 23:08
22552
Gorąco kibicuję inicjatywom, które zmierzają do ucywilizowania relacji ze zwierzętami. Zdaję sobie sprawę, że nawet najgłupsze z nich, są dużo mądrzejsze, niż połowa polskiej klasy politycznej. Ilość bredni wypowiadanych w trosce o zwierzęta jest zatrważająca.
Paranoja przekroczyła Rubikon. Mojej miłości do zwierząt nikomu udowadniać nie muszę – jestem szczęśliwym właścicielem osła, kozy i psa. Kłopot w tym, że adwokatami „braci mniejszych” są dzisiaj kłamcy oraz cynicy. To kieszonkowi obrońcy zwierząt z miejskich bloków oraz ekskluzywnych osiedli. Uważają, że na temacie psów, zwierząt futerkowych oraz bydła hodowlanego, zapewnią sobie trwanie przy korycie, albo miejsce w kolejce dziobania na przyszłość. Nie chcę wywoływać wilka z lasu, ale parlamentarne przepisy, niczego dobrego nie przyniosą.
Nowe prawo jest głupie, ale dla polityków nie jest ważne, czy kot jest czarny czy biały, bo liczy się tylko to, czy łapie myszy – uwagę elektoratu. Swoją drogą, politycy mają ogromną zdolność obracania kota ogonem, i nie inaczej jest teraz, przy tzw. ustawie antyfuterkowej. Dopuszczalne na poziomie politycznego teatru, ale skandaliczne w obszarze faktów. Łatwo o wniosek, że nie chodzi o miłość do zwierząt, ale czystą politykę. Prawo i Sprawiedliwość chce bronić Polski przed ideologiami, ale uległo jednej z największych, która człowieka stawia na równi ze zwierzętami. Opozycja? W dłuższej perspektywie, będzie to dla niej skórka od banana, na której poślizgnie się w taki sposób, że już nie powstanie.
Ta sprawa jak w soczewce skupia wszystkie patologie polskiej polityki. Nowe przepisy w sprawie zwierząt są zasłoną dymną poważnych problemów. Problemów autentycznych, a nie z kupą psa lub pęcherzem kota, traumą królika lub alergią świnki morskiej. Czasy mamy ponure, a pomocy potrzebują prekariusze z umów zleceń, osoby bezrobotne i przedsiębiorcy, którym państwo pod pretekstem koronawirusa zlikwidowało biznes. Lista tych, którzy potrzebują wsparcia i ochrony jest dłuższa, niż katalog zwierząt wymienionych w sejmowych przepisach. Nie mają tyle szczęścia, co psy, koty i króliki.
Tylko z kim rozmawiać? Politycy są jak bajkowy kot, który kradł młynarzowi mięso. Młynarz łapał i tłumaczył, kot słuchał i dalej jadł. Młynarz wymachiwał kijem, a kot dalej jadł i słuchał. Nie było przypadku, aby ktoś kogoś przekonał. Miłość do zwierząt, stała się większa niż do ludzi – polskich hodowców i ich rodzin, rolników oraz pracowników branż współpracujących, a także samorządów w których przedsiębiorcy pozostawiają w formie podatków spore pieniądze.
Gdy słyszę słowo „prawa zwierząt” aż mnie wzdryga. Mam sporo szacunku dla ludzi, którzy nie jedzą mięsa, ale jeszcze lepiej rozumiem tych, którzy je jedzą. Skoro coraz częstszy w lubuskich lasach wilk, może zjeść sarnę, to niby dlaczego człowiek nie może zabić królika? Szczególnie, że sarna upolowana przez wilka, będzie cierpiała mniej, niż ta upolowana przez myśliwego. Tak samo, należy rozumieć tych wszystkich, a jest ich w powiecie gorzowskim sporo, którzy lubią futra. Powiedzmy sobie wprost, że gdyby nie futra, to w naszej strefie klimatycznej, wiele lat temu, przetrwać by było trudno
Niektórzy zawyją, że przesadzam, albo co gorsza – jestem zwolennikiem trzymania psów na łańcuchu lub cyrkowych pokazów. Nie byłem i nie jestem. Wiem, że warto iść tropem informatora z afery „Watergate”, który dziennikarzom doradził: śledźcie pieniądze. Ta zasada sprawdza się również tutaj. To nie jest subtelna prozwierzęca moda, ale niebezpieczny fanatyzm, który za kilka lat pozbawi nas kotleta schabowego. Klaszcząc politykom, nolens volens, wcale sobie nie pomagamy. Gdyby politycy z taką żarliwością walczyli o prawa ludzi wykluczonych, świat byłby piękny. Nie będzie, bo polityczne wilki przebrały się w owczą skórę...
Komentarze: