Bagiński: Aby w Gorzowie nic i nikogo nie zabiło
KOMENTARZE
Robert Bagiński
2020-02-12 23:05
36581
Gorzowskich samorządowców i urzędników interesują wyłącznie budynki duże oraz ważne. Mam takie przewrotne i trochę nierealne marzenie, by interesowali się również tymi zapomnianymi. Zanim stanie się tragedia.
Młodsi pamiętać nie mogą, a wielu innych zapomniało. Mur na przejściu z Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego do PKO BP przy Jagiellończyka stał długo. Do czasu, aż nie zawalił się w momencie, gdy przechodziło tam dwoje ludzi, którzy zginęli na miejscu. Tragedia na narciarskim stoku w Bukowinie Tatrzańskiej wstrząsnęła wszystkimi, ale podobna może się wydarzyć w dowolnym miejscu nad Wartą.
Zdarza się, że dzięki ostrzeżeniom udaje się uniknąć tego przed czym jesteśmy ostrzegani. Interpelacje i teksty Jerzego Synowca wydają się być „głosem wołającego na pustyni”. Prezydent i jego urzędnicy zachowują się jakby byli na sterydach – przeprowadzając inwestycyjne rewolucje oraz plany na XXII wiek, nie mają czasu na drobiazgi. Poza tym, jest trochę jak w „Dniu świra”: moja racja jest mojsza. Tymczasem, najbardziej rewolucyjne w Gorzowie jest przymykanie oka na bałagan.
W czym konkretnie rzecz? Ano w tym, że starzy radni nie chodzą i nie widzą, a młodzi wolą eventy w stylu butelkomat, „żywy przystanek” i co tam jeszcze przeczytają w internecie. Wszyscy myślą i chętnie się wypowiadają o gigantycznych projektach w stylu hali sportowej na pięć tysięcy osób, przebudowy „Przemysłówki” czy inwestycji „Panattoni” na strefie, ale zupełnie nie mają głowy do spraw drobnych. To one powinny być solą pracy samorządowców.
Choćby radny Synowiec udowodnił im, że jakaś nieruchomość grozi zawaleniem lub jest niebezpieczna w całkiem inny sposób, oni będą twierdzić że wiedzą lepiej, bo są czwartym członkiem Trójcy Świętej. Wiadomo, w tej sytuacji zdarzyć się nic nie może.
Nie chcę szukać dziury w całym, bo kierunek lania betonu jest w miarę prawidłowy. Pewne status quo zburzyć muszę, a wkładanie kija w mrowisko, to już mój znak rozpoznawczy. Wymiotować się chce od fajnie brzmiącej mantry, że miasto pięknieje, gdy budynki na Łokietka i Dąbrowskiego mogą się zawalić w każdym momencie – jak ktoś zginie, będzie medialnie. Lipne wiaty, kioski, prowizorki i zaniedbane pustostany, to przecież chleb powszedni Gorzowa.
Głuchota radnych na te sprawy jest tak zdumiewająca, że aż urocza. Stali się więźniami myślenia o tym, co się buduje i planuje, ale wolność od tego co bagatelizują, może kosztować dużo więcej. Przykład pierwszy z brzegu: instalacje elektryczne odpowiedzialne za zasilanie jednej trzeciej Gorzowa naprzeciw zakładu energetycznego aż kłują w oczy, ale niepokoją się tylko okoliczni przedsiębiorcy. Można wymieniać bez końca. Przykładów kompletnie zaniedbanych i zagrażających życiu obiektów jest w Gorzowie bez liku. Ewidentnie coś tu zgrzyta i nie pasuje, a taka tragedia jak w Bukowinie Tatrzańskiej może się zdarzyć niemal na co piątej ulicy Gorzowa.
Moja wybujała wyobraźnia podpowiada mi śmierć na „Schodach Donikąd”, nieszczęśliwy wypadek na kolejowej kładce nad Wartą, zawalenie się jednego z pustostanów, ale najbardziej spać nie mogę na myśl, że któregoś dnia mury zabytkowego Ratusza przy Obotryckiej runą na służbową skodę Prezydenta Miasta. Oby nie było go wtedy w samochodzie.
Komentarze: