Bagiński przed wyborami: połamania piór
KOMENTARZE
Robert Bagiński
2019-10-11 22:53
34450
Żyjemy w grajdole, który leży gdzieś nad Wartą, przy ważnym szlaku komunikacyjnym i niedaleko stolicy najpotężniejszego kraju Europy...
Z dwóch ostatnich nic nie wynika, bo choć świat pędzi, politycy stoją w miejscu. Znaleźć na listach wyborczych ludzi z Gorzowa, którym chodzi o coś więcej niż tylko „załapanie się”, nie jest łatwo. Każdy kandydat ma jakąś historię, przysłowiowy garb: wpadki, wypowiedzi lub decyzje. W polityce to normalne, ponieważ nie jest to dyscyplina dla grzecznych chłopców i dziewczynek.
W niedzielę będziemy mieli taki sam głos jak mieszkańcy Warszawy, Krakowa czy Wrocławia. Warto go nie zmarnować, by kolejne cztery lata nie były jedynie przystawką do prawdziwej katastrofy Gorzowa. Spróbujmy sprowadzić tę ostatnią analizę do jednego pytania: czy jeden polityk może coś zrobić dla Gorzowa? Odpowiedź nie jest trudna: może, jeżeli ma kompetencje, potrafi oraz mu się chce.
Najpierw musi się zachcieć nam. Jak w utworze „Man In The Mirror,” powinniśmy rozpocząć zmianę postrzegania polityków od człowieka, którego widujemy codziennie w lustrze. Możemy też sparafrazować apel Johna Kennedy: nie pytaj, co miasto i kraj może zrobić dla Ciebie, tylko, co to możesz zrobić w tych wyborach dla kraju i miasta?
Możemy całkiem sporo. Po pierwsze, pójść na wybory. Po drugie, dokonać wyboru trochę w poprzek ogólnomedialnej narracji mediów. Po trzecie, wybrać ludzi, którzy są niezależni i potrafią się postawić partii do której należą. Jest w „Mistrzu i Małgorzacie” Bułhakowa opowieść o bufetowym w teatrze, który sprzedawał swoim klientom stare jesiotry. Rzecz nie pozostała bez uwagi pierwszoplanowego bohatera Wolanda, który jednak usłyszał pokrętne tłumaczenie: ryby śmierdzą, ponieważ są drugiej świeżości. Riposta klienta była błyskotliwa: świeżość jest tylko pierwsza.
Nie odczuliście Państwo podczas tej kampanii na Północy województwa, że partie zachowały się właśnie jak bufetowy Fokicz? Chcą nam opędzlować kandydatów drugiej, a nawet trzeciej świeżości. Widząc obklejony Gorzów oraz okoliczne gminy tymi samymi buziami od lat, mamy prawo oczekiwać na pierwszą świeżość w polityce, a dwie największe partie nam jej nie dadzą. Nie znaczy to oczywiście, że na ich listach nie ma osób wartościowych.
Nie chcę i nie muszę być dzisiaj obiektywny. Wolę uczciwą subiektywność niż zakłamany obiektywizm. Oto nazwiska, które wypisałem w pierwszej kolejności, a które miastem zajmują się nie od dziś: Krzysztof Łopatowski (lubię jego ideowość, życiową mądrość oraz konsekwencję), Anna Synowiec (bo ją znam i wiem jak dobrym jest samorządowcem, praktykiem prawa oraz jak wiele i bez rozgłosu robi dla potrzebujących), Krystyna Sibińska (ponieważ jej nie doceniałem, a ona naprawdę jest w Gorzowie zakochana), Tomasz Kucharski (lubię tę jego obecność w polityce bez stania się politykiem), Leszek Sokołowski (którego cenię za intelektualną wnikliwość, dobre pióro i aktywność społeczną) oraz Sebastian Pieńkowski (bo ze swoją przaśnością ogólnopolskiej kariery nie zrobi, ale wiem na pewno, że o sprawy Gorzowa będzie zabiegał).
Wypisałem akurat tych kandydatów, bo są z różnych partii, ale łączy ich wspólny mianownik: dbałość o miasto. Nie ukrywam też, że kluczowy jest Senat RP, a tutaj wybór mamy pomiędzy błyskotliwie inteligentną radną wojewódzką i adwokat, a także troglodytą z manierami i życiorysem komunistycznego kacyka. Tyle na godzinę przed ciszą wyborczą. Nie musimy być grajdołem, ale nie głosujmy na polityków, którzy dbają tylko o siebie.
Komentarze: