Bagiński: Wyborcze buraki zamiast kiełbasy
KOMENTARZE
Robert Bagiński
2019-09-29 21:14
39693
Przypowieść o Lisie Witalisie, Lejzorku Rojtszwańcu i gorzowskich kandydatach do parlamentu...
W kampaniach wyborczych politycy podróżują po dziwnych trajektoriach. Zjeżdżają po poręczy, odlatują lub penetrują dno. Gdyby byli dla nas tacy mili na co dzień jak w kampanii, raj mielibyśmy na ziemi.
Kampanii widziałem już bez liku i nawet je lubię. Po pierwsze, bo kandydaci mówią mi, że w centrum ich uwagi jest moje dobro. Cieszy mnie, że w tym czasie politycy już nie blokują na Facebooku, a nawet wysyłają zaproszenia. Uwielbiam też tą aktywność poza miastem: kandydaci pojawiają się w najmniejszych „pipidówkach” i bratają się nawet z żulami. Bywa jak w filmie „Monty Python i Święty Graal” kilka osób dostrzega jadącego konno faceta. „To chyba król!” – wypala jeden. „Skąd wiesz?” – indaguje drugi. „Bo nie jest umazany w gównie” – pada odpowiedź. Tych ostatnich jest niestety jak na lekarstwo, bo czołówka kandydatów jest umazana i to bardzo.
Martwi mnie, że wyborcy nie martwią się poziomem kampanii wyborczej. Wydaje się oto, że nie kiełbasa, ale buraki są najbardziej popularnym składnikiem tegorocznych potraw wyborczych. Te wszystkie prostackie chwalenie się wygłoszonymi oświadczeniami w Senacie, wymieniane kwoty spływających do miasta środków, zbiorowe gwałty na dziecku jakim jest Ośrodek Radioterapii i przepychanie się, aby coś obiecać na uroczystej akademii etc., etc. Składane obietnice oraz deklaracje są tak okrągłe, że przy nich prawdziwe koło wpada w zazdrość i kompleksy.
Przy tym wszystkim, szelmostwa Lisa Witalisa z bajki Jana Brzechwy to przykład nieudolności. Ten ostatni potrafił upiec placki ze śniegu i przekonać zwierzęta, aby wybrały go na prezydenta. Nasi pretendenci odlatują w kampanii tak bardzo, że parzą się o słońce, a jeszcze inni szorują tak nisko, że niżej jest już tylko podłoga. To wszystko już było. Dał nam przykład Lejzorek Rojtszwaniec z powieści Illji Erenburg. Udało mu się zero królika rozmnożyć do ilości 11 726 i jeszcze połówki. W papierach wszystko wyglądało ekstra, ale sprawa szybko się rypła. To jak z mitycznymi szufladami „Stali Gorzów”. Tak, są tacy, co nie jeżdżąc na żużlowych wirażach, choć jadąc po bandzie przez życie, wydzwaniają po warszawskich dziennikarzach, aby ich pokazać na „Grand Prix” tuż obok mistrza Zmarzlika. Kluczem do serc wyborców jest uśmiech, ale ów polityk powinien wiedzieć, że nie wtedy, gdy śmieją się z polityka.
Fajne są też narracje o jedności poszczególnych formacji i często dajemy się na to nabrać. Tymczasem listy kandydatów z Północy i Południa zdają się temu przeczyć, a także potwierdzać dwa znane powiedzenia: „Istnieją trzy rodzaje przeciwników – wróg, wróg śmiertelny i kolega z partii” oraz „Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem”. To ostatnie najbardziej pasuje do gorzowskich kandydatów Koalicji Obywatelskiej.
Generalnie i co do zasady, lokalnie nie ma kopania się po kostkach. Oni większej krzywdy sobie zrobić nie mogą. Jest trochę jak w reżyserowanych walkach zapaśników: wygląda brutalnie, ale tylko na pokaz. Inaczej mówiąc: jak Marek Surmacz mówi w radiu do Władysława Komarnickiego coś nieprzyjemnego, to warto mieć w potylicy fakt, że jego samorządowy lider przyszedł onegdaj do Ratusza z szantażem: „Władek musi coś dostać”. I nie chodziło o klapsa, lecz publiczne zlecenia. Ta z pozoru błaha historia pokazuje, jak bardzo niebezpieczne jest głosowanie na dotychczasowych polityków.
I jeszcze te przedwyborcze alianse. Politycy zmieniają sympatie oraz poglądy częściej, niż Casanova partnerki. Zawsze jest to uzasadnione dobrem Polski. Czy ktoś spodziewałby się, że krytyczny wobec PO Jerzy Wierchowicz będzie kandydatem tej partii do Sejmu, a określony przez senatora Komarnickiego mianem „Pan Nikt” Jerzy Ostrouch, zasiądzie w jego komitecie honorowym? Albo, że pobierający jeszcze niedawno lekcje z robienia krzyża i odmawiania pacierza Jarosław Porwich, będzie w tym obszarze największym ortodoksem na listach PiS? Ekswojewoda i senator z PO Hatka oraz Iwan na listach PiS, a Łukasz Mejza w PSL... też się mogą wydarzyć.
Czy w tej opowieści grozy jest gdzieś miejsce na kandydatów z wartością dodaną? Oczywiście, bo Krystyna Sibińska, Witold Pahl, Anna Synowiec, Tomasz Kucharski, Sebastian Pieńkowski, Leszek Sokołowski, już lub wciąż mają duży potencjał. Sęk w tym, że krytykowani przeze mnie też go kiedyś posiadali, ale weszli w buty tych, których kiedyś krytykowali. Krajobraz Gorzowa po wyborach może być inny niż ten sprzed wyborów, ale trzeba głosować na osoby, które miastem interesowały się od zawsze, a nie tylko na nim żerowały.
Komentarze: