Bagiński: Piękna i bestia, jak baśnie i botanika
KOMENTARZE
Robert Bagiński
2019-07-21 21:55
35250
Niektórzy na samą myśl o ukąszeniu komara mają dreszcze. W czerwcu polscy naukowcy ostrzegli, że nad Wisłą pojawiła się wyjątkowo inwazyjna odmiana tego owada. W sensie politycznym, nad Wartą też zaczyna być groźnie.
Osobiście komarów się nie boję i nawet na Madagaskarze, Sri Lance czy w Kongo, moskitiery nie używałem. Po prostu, nie dajmy się zwariować i ponieść emocjom. Komary są niezbędne, aby zapewnić równowagę w ekosystemach, a samce komarów zapylają podziwiane przez nas kwiaty. Są też pożywieniem dla innych gatunków. Tyle o owadach, bo choć świat zwiedziłem wzdłuż i wszerz, od lat obserwuję głównie ten polityczny.
Jego uczestnicy raczej niczego nie czytają, ale ostatnio sięgnęli po „Piękną i bestię”. Odpowiedzi na polityczną niespodziankę tygodnia znaleźć tam nie mogą, bo przynajmniej w połowie jest inaczej. Baśniowa bestia, niemal jak dziś, była kiedyś księciem, ale za łgarstwa i egoizm została zamieniona w monstrum. Tyle faktów nadających się do bieżących interpretacji. Inaczej z Piękną, tu współczesnych analogii już nie ma, bo w baśni się zakochała i odczarowała brzydala, a w realu owemu monstrum właśnie rzuciła wyzwanie.
Podróżując po tej trajektorii myślenia, postanowiłem zrobić coś niepopularnego, co w baśni miejsce miało, a w politycznym sezonie nie podejmie się tego nikt inny. Chcę odczarować pomarszczony jak firanka wizerunek senatora Komarnickiego. To człowiek zacny i bardzo zasłużony. Proszę uwierzcie mi na słowo: bardzo uczciwy! Niepotrzebnie wielu robi mu przykrości, twierdząc na przykład, że nie powinien startować w wyborach do Senatu, ale w castingu do „Jurrasic Park V”. Szeroką falą płynie krytyka, że niewiele z tego co dzieje się w izbie zadumy rozumie, ale mówią tak tylko ludzie źli. Tacy, co to nie rozumieją świata.
Może jest tak, jak w książce Heriberta Illiga pt. „Wymyślone Średniowiecze”, gdzie autor dowodzi, że kilku wieków po prostu nie było. Zostały wymyślone przez papieży, a dowody ich istnienia: katedry, relikwie i księgi, najzwyczajniej sfałszowano.
To moje odkrycie, oczywiście zmałpowane od prof. Illiga, zmusza do rewizji opinii także na użytek lokalny. Zgodnie z tą logiką: partii komunistycznej w Polsce nie było, a senator Komarnicki nie był dygnitarzem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, lecz mrówczo pracującym aktywistą Stowarzyszenia Rodzin Katolickich, kółka różańcowego lub innej nobliwej organizacji. Całą historię o jego karierze I sekretarza PZPR wymyślili działacze „Solidarności”. Kłamali, bo zazdrościli mu, że niczym Bill Gates z Microsoft, Steve Jobs z Apple lub Larry Page z Google, stworzył „Przemysłówkę” od zera. Stąd te kłamliwe oskarżenia, że się na niej uwłaszczył.
Z tego właśnie powodu miałem ostatnio trzy bezsenne noce. Wiadomo, wyrzuty sumienia, bo coś się jednak o senatorze napisało. Śniło mi się, że gawiedź uwierzyła w te wszystkie bajki o komunistycznej przeszłości Komarnickiego, pozostawionych długach w „Stali Gorzów” i bankrutującej galerii „Manhattan”, a w konkury z nim stanęła jakaś piękna, wykształcona i przebojowa adwokat. Ba, grozę przeżyłem w dzień trzeci, gdy w śnie ujrzałem wyniki badań poznańskiej agencji, z których wynikało, że owa niewiasta nie jest bez szans. Dość tego. Wolałem się obudzić i nie czekać końca snu.
Przy porannej kawie w górskim kurorcie, nieopodal miejsca, gdzie od ośmiu wieków wydobywano skamieliny, także uran, postanowiłem pomyśleć. Co by było gdyby? Może to uran, a może kieliszek wina za dużo, ale bombę miałem większą niż ta, którą straszy przywódca Korei Północnej. Oto wnioski. W sensie estetycznym, zamiana Władysława Komarnickiego na mecenas Annę Synowiec, byłaby jak zamalowanie obciachowego muralu i powieszenie tam „Słoneczników” van Gogha. Gdyby ów projekt znanej mecenas zakończył się sukcesem, to byłoby to zabiegiem analogicznym do tego, czym jest przewietrzenie zatęchłego pomieszczenia, by nadać mu blasku, sznytu i otworzyć na otoczenie. I tyle. Niby nic, a jednak dużo.
Zależeć na tym ostatnim powinno wszystkim, także krwawiącej Platformie Obywatelskiej, bo inaczej wyborcy pomyślą, że tej partii zależy nie tylko na rozdziale Kościoła od państwa, ale również polityki i polityków od społeczeństwa. Ciężko będzie wytłumaczyć politykom opozycji, dlaczego popierają 74-letniego gościa, który w życiu przekartkował tylko trzy książki: swoją, kucharską i telefoniczną, a młoda i doświadczona adwokat po uniwersytecie – z niemal pewną wygraną z kandydatem PiS, startuje bez poparcia najważniejszego ugrupowania opozycyjnego.
I na koniec. Komary bywają natrętne i dokuczliwe. Głównie brzęczą, ale gdyby nie one, wysoko latające ptaki, a także ryby pływające nie tylko z prądem, nie miałyby pożywienia. Póki co, komary dokarmiają głównie ci, którzy latają nisko i pływają, jak zdechłe ryby i śmieci, głównie z prądem.
Komentarze: