Bagiński: Pytam, co komu wolno w polityce?
KOMENTARZE
Robert Bagiński
2019-06-18 23:06
37792
Nie wiem jak Czytelnikom tego portalu, ale mi od dawna wolno wiele, ale na niewiele mam już ochotę. Kiedyś było inaczej i zrobiono mi zdjęcie w sytuacji, o której marzy niejedna Czytelniczka, a afera zrobiła się na całą Polskę...
Najbardziej przeginam z podróżami, bo te odbywam od dawna i do coraz dziwniejszych miejsc – od Syrii, Iranu, przez Madagaskar i Kenię, a na Kubie kończąc. Od zawsze ograniczało mnie jedno: przywożę wspomnienia, ewentualnie jakiś magnes, ale unikam chorób. Zwłaszcza tam, gdzie złapanie AIDS jest prostsze niż czwórka w polskim „Lotto”. Nie o mnie będzie ten tekst, a jak zawsze o polityce i politykach właśnie, bo to im hamulce puszczają najczęściej. Toteż nie dziwi, że Polacy uważają, iż politycy powinni siedzieć w więzieniach. Dożywocie mają u rodaków bez przewodu sądowego.
I dlatego dzisiaj chciałbym o tym, co komu w polityce wolno, czy też inaczej – komu i jakie wpadki wybaczamy? Pewna nierównomierność jest oczywista i obiektywizm w ocenie polityków tej lub innej opcji jest najczęściej sierotą. Pogoń za medialnym „jobem” jest najczęściej ubrany w tony moralizatorskie, aby odbiorcy myśleli, że oskarżyciele to wyspy uczciwości. Niestety, jak ktoś nie je masła i nie ma sklerozy, to ich narracja szybko się rozłazi. Od razu widać szwy, tak u polityków opozycji, jak i rządzących. To jest zresztą znamienne: dawni kontestatorzy z opozycji, wnet zmieniają się w konserwatorów z obozu władzy. Sęk w tym, że po 30 latach wolnej Polski trzeba mieć czerwony kisiel w głowie, aby nie wiedzieć, że wszyscy oni myślą tylko o sobie.
Już tłumaczę, o co mi chodzi. Taki ekspolityk lubuskiej Platformy Obywatelskiej może zrobić dzidziusia asystentce senatora z tej samej partii – nie płacąc potem alimentów, inny może kręcić lody z dotacjami od marszałek Polak lub powoływać się na wpływy, wcześniej kręcić biznes na ubezpieczeniach, a nawet wskrzesić zmarłe dusze w szeregi partii. I nic, pełen luzik i lajcik. „Wszyscy kręcą lody, ale ty miałeś kiedyś pecha, że cię złapano” – mądrze klarował mi onegdaj eksposeł i sędzia w ważnym trybunale, aby po jakimś czasie zaprosić na kawę i wyrazić oburzenie, że śmiałem napisać o lewiźnie eksprezesa TVP Gorzów. „Wiesz, mógłbyś zostać pozwany” – wypalił ku swojej dzisiejszej zgubie. No dobrze, ale takim wybaczamy wszystko, bo czegoż innego spodziewać się po draniach z Platformy? Im, podobnie jak politykom SLD, lewizna nie zaszkodzi, może co najwyżej dodać splendoru. Puszczą oczko i powiedzą: „Zaradny jestem, co?”. Ci z Platformy biorą i nie kwitują, mając potem święty spokój. Taki El Comendante z OHP kwitował i wyszło, że wystawiał faktury na partię, co od dekady nie istniała. Bo polityk PiS-u ma gorzej. Jeśli zostawi żonę i poderwie laskę, niczym generalny ważnego urzędu, to szybko biskup i partia nakaże wrócić do rodzicielki. To jednak drobiazg przy problemach ekswicewojewody z tej partii i jego konkubentki w randze wójta, których za podobne w Nowej Soli okrzyknięto „Caringtonami”. Gdy w ślady córek Kurtyzany idą działaczki PO lub SLD, nikt się tym nie przejmuje, ale gdy ramiączko stanika opadnie na odpuście tej z PiS-u, będzie skandal na całą parafię. Wiadomo, ci pierwsi to Woodstock i „Sex, drugs and rock’n roll”, a ci drudzy, co najwyżej Jasna Góra oraz średniowieczne „Memento mori”.
Idźmy dalej. Gdy Wójcicki przewali milion na Dni Gorzowa to jest skandal i obciach straszny, ale jak miasto za Jędrzejczaka wydało setki tysięcy na „50 cent” i nie było nic, tylko zamknięty stadion, na którego budowie targetował prezes honorowy to również luzik i lajcik. Ze świeczką szukać w mieście opinii obiektywnych, bo wszystko jest teatrem polityki.
Nie wiadomo, które dzieci ważniejsze? Posłanki z PO – co to posady bez konkursu dostają w wydziale zamiejscowym Urzędu Marszałkowskiego czy świeżo upieczonej europoseł – regularnie wystawiające faktury brukselskiemu poprzednikowi zasłużonej minister? Taki zarobiony na publicznym szef gorzowskiej Elektrociepłowni lub rolnej agencji, musi swoje bogactwo ukrywać, także przed kolegami z partii, ale już zarobiony na bronieniu warszawskich przekrętów ekswiceprezydent ukrywać nie musi niczego. PiS-owcom nadmiar forsy nad Wartą szkodzi, ale już ci z Platformy mogą wszystko – laptopy na wypasie, zlecanie usług w słubickim starostwie za dziesiątki tysięcy czy wreszcie rady nadzorcze, aby biedactwa nie musiały odwieszać działalności gospodarczej.
Tak wyszło, że jedni z surowymi zasadami nie kojarzą się w ogóle i wolno im wszystko, a inni to od razu przeciwnicy demokracji oraz wolności. Tu dotarliśmy do najważniejszej lekcji ostatnich trzydziestu lat wolności: nie wierzmy politykom. Oni wszyscy zaczynają jako oryginały, ale kończą jako kopie tych, przeciw którym występują.
Komentarze: