Bagiński: Oto wolność źle rozdana!
KOMENTARZE
Robert Bagiński
2019-06-03 23:20
36710
Dla wielu gorzowian historia 30 lat wolnej Polski nie jest tak smutna jak w narracji PiS-u, ani tak radosna jak uhahane twarze opozycjonistów z Platformy. Kto umie czytać politykę ten wie, że to wszystko jest teatrem.
Obserwowałem ich wszystkich z bliska przez ostatnie dwie i pół dekady. Wiem, że hamulce puściły kompletnie, bez wyjątku: dzisiejszym PiS-owcom oraz platformersom, którzy z ekstazą opowiadają o dobrodziejstwach ostatnich trzydziestu lat. Poznałem w tym czasie wielu wybitnych komunistów i jeszcze więcej podłych antykomunistów. Znam i cenię wspaniałych lewicowców oraz jeszcze więcej zakłamanych ludzi dawnej „Solidarności”. Każdy z nich ma jakąś historię, tylko nie każdy uczciwie potrafi i chce ją opowiedzieć.
Niebieska flaga ze złotymi gwiazdkami, to dla wielu fasada, za którą kryją aktywność pod flagą z sierpem i młotem. Wspominamy tylko ostatnie trzydzieści lat, ale gorzowscy bohaterowie tego okresu, to często ludzie o biografiach dających podstawy do ubiegania się o role w kolejnych ekranizacjach „Parku Jurajskiego”.
Dość przypomnieć, że senatorem Platformy Obywatelskiej jest były sekretarz komunistycznej PZPR, szefem Rady Miasta inny bardzo ważny aparatczyk tego reżimu, błyskotliwą karierę w PiS robi eksfunkcjonariusz Marek Surmacz, a uwielbiana przez gorzowian minister Rafalska, pierwsze szlify zdobywała przed 1989 rokiem w satelickim wobec PZPR-u Stronnictwie Demokratycznym. Można tak wymieniać bez końca. Nie znajdziemy na nich niczego w Instytucie Pamięci Narodowej, bo oni swojej współpracy z komunizmem nie ukrywali. Jakikolwiek podpis byłby dzisiaj czymś w rodzaju harakiri.
Szukałem w tym onegdaj iskierki optymizmu, że oto doszło do prawdziwego pojednania. Nokautujący cios zadała mi najpierw Platforma Obywatelska – wyrażając wazeliniarską ekstazę wobec komunisty z krwi i kości z „Przemysłówki”, a następnie prawica – odznaczając milicjanta od 1977 roku „za zasługi w opozycji demokratycznej”. Pierwszy mówi dzisiaj: „Jestem człowiekiem Kościoła”, a drugi oskarża prawdziwych bohaterów: „Wałęsa to szpicel”. Warto wyrwać się z letargu, a następnie uświadomić sobie, że oni wszyscy są farbowanymi lisami. Spółkują ze sobą od dawna i ręka rękę myje. Pogłoski o ich końcu są bardziej przesadzone, niż u Twaina.
Oczywiście, ja narzekać nie mogę, ale mam więcej empatii niż pięknisie z polityki. Cieszę się z trzydziestu lat wzlotów i upadków, ale widzę też tych, którym zawsze wiatr wiał w oczy, a droga biegła pod górkę. Spróbujmy sobie wyobrazić ostatnie trzydzieści lat jako scenerię bajki o „Czerwonym Kapturku”, a dokładniej jej finał. Czy to nie jest tak, że wilki trafiają na komfortowy oddział dla VIP-ów u Surowca i Ostroucha, a myśliwi lądują w więzieniu, bo nieodpowiednio pilnowali babcię. Kiedy Komarnicki uwłaszczał się w „Przemysłówce”, legendarny opozycjonista Zenon Michałowski próbował rozkręcić swoją pierwszą firmę. Ten ostatni o wolny Senat walczył, a ten pierwszy „na bezczela” w nim zasiadł.
Moje trzydzieści lat było długie i kręte, ćwierćfinały często gorzkie, ale zmierzając do półfinału i finału, dookoła nie poznaję dzisiaj tych samych zawodników. Dziwne, bo w mieście nad Wartą, to ci sami od co najmniej dwóch dekad.
Komentarze: