Wierchowicz: Aby nie leczyć się w Bydgoszczy...
KOMENTARZE
Jerzy Wierchowicz
2019-04-07 11:46
35630
Chodzi za mną sprawa – muszę o niej napisać, chociaż czytać nie trzeba a warto. Kilka tygodni temu (nie)znani sprawcy wszczęli kampanię, też medialną, szkalując dobre imię gorzowskiego szpitala...
Padały ogólnikowe zarzuty o złym kierowaniu jednostką, nota bene największym pracodawcy w mieście. O braku należytej komunikacji między Zarządem, a pracownikami, w konkluzji, że Zarząd trzeba odwołać itd. Już ogólność zarzutów wskazywała, że chodzi chyba o coś innego a nie złe, rzekomo, zarządzanie. Kiedy Marszałek województwa, która jest właścicielem spółki oraz zdecydowana większość lekarzy, pielęgniarek i pracowników wydali oświadczenia w obronie Zarządu, ta brzydka kampania nagle ustała. Jak się okazało chodziło o to, iż odwołano jednego ordynatora który, oględnie pisząc, nie był ordynatorem najlepszym, a przy okazji lekarze oddziału chirurgii zgłosili wygórowane żądania placowe.
Kiedy Zarząd odmówił przywrócenia do pracy ordynatora oraz nie zgodził się na żądania płacowe to stał się niedobry. A warto kierownictwo bronić. Szpital funkcjonuje prawidłowo. Szczególnie imponujące są dokonania inwestycyjne. Jako gorzowianie winniśmy obecnej ekipie kierującej szpitalem dozgonną, chociaż to akurat źle brzmi w tym kontekście, wdzięczność za nowe oddziały: rehabilitacyjny oraz radioterapii. Szczególnie ten drugi był bardzo potrzebny, aby nasi mieszkańcy nie musieli leczyć się onkologicznie w odległych miastach.
Sam prawie cały ubiegły rok zmagałem się z taką chorobą. Był to rak nabłonkowy migdałka środkowego. Nazwa dość niewinna, ale choroba straszliwa. Leczyłem się w Bydgoszczy. Co tydzień osoba mi najbliższa, której wszystko zawdzięczam czyli żona, wiozła mnie w poniedziałek do szpitala, aby na weekend przywieźć do domu i tak przez osiem tygodni. Więc tygodniowo do przebycia było 1200 km (300 km x 2 tam i 300 km x 2 z powrotem). Potem, dwukrotnie w ramach rekonwalescencji, po kilka tygodni przebywałem w naszym szpitalu, gdzie doznałem świetnej opieki. W terapii onkologicznej połową sukcesu jest wsparcie najbliższych, ich empatia, współczucie, opieka w każdej drobnej sprawie. Szybciej wyjdzie z tej choroby pacjent leczący się w domu, mając szpital gdzie podawany jest promieniowaniu i chemioterapii, na podorędziu, w miejscowości, w której mieszka. Stan psychiczny chorego, który wie, że po codziennym naświetlaniu wraca do siebie, do najbliższych, jest zdecydowanie lepszy niż tego, który wraca do pokoju przyszpitalnego hotelu i cały tydzień w samotności rozpamiętuje swoją dramatyczną sytuację.
Już od połowy maja, kiedy rozpocznie działalność ten oddział, gorzowianie będą mieli właśnie taką możliwość leczenia się na miejscu. Oczywiście nikomu tego nie życzę, ale jak zdarzy się to nieszczęście to wiedzcie Państwo, że nasz szpital spełni swoje zadanie, robiąc wszystko, aby pacjenta wyleczyć. I co ważne dysponując do tego niezbędną najnowocześniejszą aparaturą.
Komentarze: