Bagiński: Szpital wymaga terapii wstrząsowej
KOMENTARZE
Robert Bagiński
2019-03-08 23:41
60611
Lektura doniesień z gorzowskiego szpitala przypomina zapis karty chorobowej i pokazuje, że diagnoza nie jest łatwa. Pacjent twierdzi, że jest zdrowy, ale od dłuższego czasu widać, że jest inaczej.
Zamiast iść do przodu, zaczęli robić kroki w tył. Zarząd szpitala ciągle powtarza, że buduje, kreuje, tworzy i jedzie do przodu, ale robi to z pustą taczką. Teraz Okręgowa Izba Lekarska uznała, że sami na tej taczce powinni wyjechać. Urząd Marszałkowski stoi za Ostrouchem i Surowcem murem, ale nie wiadomo jak będzie, bo tych ostatnich oddziela od lekarzy konflikt głębszy, niż Rów Mariański. Większych i mniejszych samobójów zarząd gorzowskiego szpitala zaliczył mnóstwo, czymś w rodzaju harakiri był konflikt z chirurgami, ale zatrudnienie kontrowersyjnej Lindy H. i poszukiwanie do pracy lekarzy z jeżdżących platform, to już wstęp do autonokautu.
„Utracili zdolność do skutecznego kierowania jednostką” – to głos lekarzy, mocno poirytowanych głównie sposobem komunikacji zarządu z personelem. „Wszystko jest pod kontrolą, a zarząd otrzymał bardzo dobrą ocenę zgromadzenia wspólników” – ripostuje Urząd Marszałkowski. Dla wyjaśnienia – zgromadzenie wspólników to koledzy członków zarządu: marszałek i wicemarszałkowie województwa. Nie dziwi więc, że władze województwa dwoją się i troją, a uczciwość każe podkreślić, że marszałek Elżbieta Polak jest w kwestii szpitala bez zarzutu. Zapowiadane inwestycje zostały zrealizowane, a kolejne wchodzą w fazę projektowania.
Tym samym, zaczyna być widać, że nie ma żadnego scenariusza, który można skreślić. Wiadomo tyle, że szpital to instytucja zaufania publicznego, które ostatnimi czasy zostało na Dekerta mocno nadwyrężone. Z drugiej strony, członkowie zarządu nie zostali wybrani z powodu swoich wyjątkowych predyspozycji, ale głównie dlatego, że są członkami Platformy Obywatelskiej. A ponieważ idą podwójne wybory, logika i normalność, muszą pójść na urlop. Polityka zniekształca obraz, a zatem pogłoski o szybkim końcu kierujących szpitalem są mocno przesadzone. Szczególnie dlatego, że w tej dziedzinie życia publicznego to normalne, że na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą. Zarząd mógłby zatrudnić afrykańskich szamanów lub profesorów z najlepszych uniwersytetów, a opozycja i tak będzie niezadowolona.
Chodzi o coś innego. Marszałek województwa mogłaby w wyborczym roku chwalić się inwestycyjnymi sukcesami w gorzowskim szpitalu, ale przyjdzie jej mierzyć się z kadrową porażką. Symbolem tej ostatniej jest zarząd w osobach prezesa i wiceprezesa. Nawet jeśli mocny apel Okręgowej Izby Lekarskiej o odwołanie działaczy Platformy Obywatelskiej, powstał pod wpływem polityków Prawa i Sprawiedliwości, to nie byłoby go, gdyby nie dostarczone argumenty. Dla wiceprezesa Roberta Surowca mogła to być posada życia, rodzaj trampoliny w górę, ale niepotrzebnie zaczął być przekonany, że prawda jest niczym, a propaganda wszystkim. Grzechem prezesa Jerzego Ostroucha jest to, że ani propaganda, ani komunikacja społeczna nie były nigdy jego mocną stroną. Wychowany w kulturze solidarnościowej konspiracji, od zawsze negocjacje traktował w kategoriach spiskowania, a transparentność w kategoriach zbytku. Dobre w latach dziewięćdziesiątych w warunkach zarządzania folwarcznego, ale nie dzisiaj.
Brak autorytetu kierownictwa szpitala osiągnął poziom, w którym gorzowianie zaakceptują w zamian każdego, nawet osobę z Zielonej Góry. Marszałek powinna wiedzieć, że gorzowianom nie zależy na tym, by szpitalem zarządzali „ziomale”, ale ludzie kompetentni i poważni. Zrozumiałe jest też to, że zmiana pod naciskiem jest mało komfortowa, bo byłaby przyznaniem się do błędu. To jest trudne w przypadku kogoś, kto zrobił dla gorzowskiego szpitala naprawdę dużo. Marszałek zrobiła więcej niż dużo.
Komentarze: