Bagiński: Z Gdańska wieje grozą!
KOMENTARZE
Robert Bagiński
2019-01-14 18:28
60390
Wydarzenie z Gdańska to opowieść grozy, która nigdy nie powinna się wydarzyć... Ale przed szaleńcami nie udało się ochronić nawet osoby pilnie strzeżonej. Istnieją jednak wnioski z tej tragedii, które należy wyciągnąć, także na użytek lokalny.
Pierwszy z nich to popularność filozofii „jakoś to będzie”. Analiza głośnych medialnie tragedii z ostatnich miesięcy przypomina zapis karty chorobowej kraju gdzie prowizorka goni prowizorkę. Wszystkie fuszerki uzasadniane są tym, że cel uświęca środki i nie warto dywagować o czymś marginalnym oraz abstrakcyjnym. Kiedy oglądam historyczny skok ze stratosfery w wykonaniu Felixa Baumgartnera, bardziej niż wyczyn, imponuje mi sposób podejścia do procedur – publiczna weryfikacja checklisty, bez której bohater nie miał prawa nawet się wychylić. To modelowy przykład podejścia do procedur.
Wiadomo tylko tyle, że morderstwo prezydenta Gdańska miało charakter kryminalny, a nie polityczny. Chociaż prawda mało kogo obchodzi to powiedzmy sobie wprost, że gdyby odpowiednio przestrzegano procedur bezpieczeństwa imprez masowych to wszystko mogło potoczyć się inaczej. Mogło, choć nie musiało, to poza dyskusją.
To jak z escape roomami – gdyby były kontrolowane przed pożarem, może nie byłoby tragedii pięciu dziewczynek. Nie dalej jak rok temu mieliśmy pożar katedry i tu również nie dochowano procedur, montując serwerownię na drewnianej wieży. A przecież mogli spłonąć ludzie, a nie budynek. Dopalacze? To już przerabialiśmy tyle razy, że aż szkoda przypominać. Teraz procedury związane z ochroną imprez masowych – o „optymalizacji kosztów” w tym zakresie w gronie właścicieli firm ochroniarskich krążą anegdoty. Czarnowidztwo? Może, ale czy zimnym prysznicem dla właścicieli dyskotek ma być pożar jednej z nich, a dla oponiarskich serwisów fala katastrof drogowych? Nie dochodzą do nas głosy ukraińskich budowlańców, pracujących często w skandalicznych warunkach BHP, aż nie wydarzy się jakaś katastrofa. I tak dalej, i tak dalej.
Łatwość z jaką wszyscy omijamy lub namawiamy do obchodzenia procedur jest duża, choć dojmująca dopiero wtedy, gdy przestajemy być beneficjentami sytuacji z tym związanymi. Pomysłem na ucieczkę do przodu nie jest nawoływanie polityków do wyciszenia emocji, bo to niemożliwe. Chodzi raczej o to, aby każdy w stu procentach robił swoje tak, jak w książce pisze. Tymczasem w Polsce łatwiej psu naprostować ogon, niż namówić do stuprocentowego przestrzegania procedur, gdy ich zrelatywizowanie jest opłacalne. To jest miara patriotyzmu – solidne wykonywanie swoich obowiązków a nie wielkie słowa na ustach.
I na koniec krótka wycieczka do piekła. Nawoływania do ostudzenia politycznych emocji brzmią fajnie i mile dla ucha. Nie łudźmy się, bo za chwilę zacznie się walka o schedę po śp. Pawle Adamowiczu, a władzy nie zdobywa się z różańcem w ręku. Wywoływanie emocji to w polityce przyprawa, bez której nie podaje się żadnego dania. Bywa, że kucharze przesadzą i z tym właśnie mamy do czynienia ostatnimi laty. Tymczasem miejmy nadzieję, że czas zadumy potrwa dłużej niż do pogrzebu, a w kwestiach procedur będziemy wreszcie mądrzy przed szkodą, a nie zawsze po szkodzie...
Komentarze: