Darujcie przekleństwa. I mamy święta...
KOMENTARZE
Robert Bagiński
2018-12-22 21:23
54873
Okres przedświąteczny to dla chrześcijan spory wysiłek – muszą przemierzyć drogę dłuższą niż z Nazaretu do Betlejem: Tesco, Lidl, Biedronka, Dino, Kaufland i NovaPark. Często nie jest to droga do „Groty Narodzenia”, ale cierpiętnicza „Via Dolorosa”.
Kto by się odważył powiedzieć, że cała ta atmosfera to jednak spora dawka hipokryzji i zakłamania, przypominająca pod marketami wiejski festyn. Z tą wszakże różnicą, że zamiast wieńca dożynkowego mamy żłóbek. Wszystko inne zdaje się być podobne. Przedświąteczny czas, to wiara w gadatliwość zwierząt, ale jest mnóstwo dowodów na to, że szykując się do Wigilii i Bożego Narodzenia to ludzie zamieniają się w zwierzęta.
„Nie pchaj się kur…a, dobrze ? Kolejka jest z tyłu” – szarmancko zwrócił uwagę swojemu bliźniemu pan w Tesco przy Słowiańskiej, na co ten zareagował równie biblijnie, ale trochę pod nosem, jakby obawiając się jego duchowej mocy: „Starczy tego karpia i dla ciebie pedale”. Święta to również spora ilość alkoholu, co jest przecież zrozumiałe, bo jest co świętować, a Emmanuel nie rodzi się codziennie. To już obrazek z Kauflanda. Gdy starsza pani rzuciła w kolejce hasło, że na monopolu jest tańsza Gorzka Żołądkowa, stojący obok jegomość w czapce a’la Lenin, ruszył tam w pościg niczym pies tropiący zwierzynę. Kolejki pilnował mu drugi, a gdy przybiegł, oznajmił wieść godną narodzenia Pana: „Wziąłem cztery, bo jak się we wtorek nawalimy, to w środę wszystko zamknięte”. Na parkingu było równie dostojnie i przedświątecznie. „Możesz kur…a odjechać kawałek dalej!” – krzyknął facet w czapce Mikołaja i z choinką pod pachą, próbując otworzyć bagażnik.
Kochaj bliźniego, jak siebie samego, czy jak u Kanta: postępuj tak, jak byś chciał, aby postępowali wszyscy – głoszą znani duchowi przywódcy, czy filozofowie. Prościutkie, prawda? To dlaczego takie trudne na poziomie codziennych relacji? Może dlatego, że forma już dawno wyparła treść. Jak pieniądz – zły, wypiera ten dobry. Tak więc, kiedy zwierzęta przygotowują się do corocznego gadania, ludzie schodzą na psy. Dosłownie i w przenośni: warczymy na siebie, walczymy o sklepowe łowisko, a nawet potrafimy donośnie zaszczekać i ugryźć. „Wycieraczki może?” – zagaił parkingowy przy Górczyńskiej. Nie potrzebowałem. Wystarczyły ręce – przetarłem oczy ze zdumienia i doszło do mnie, że to wszystko bez sensu.
Koleżanka chciała ostatnio odnowić relacje z dziewczyną, która od wszystkich się odcięła. Kupiła prezent i pojechała do jej rodzinnego domu, a ponieważ nikogo nie było, zostawiła prezent matce. Jakież było jej zdziwienie, gdy wieczorem dostała SMS-owego punch’a w stylu: odwal się ode mnie. Po tym wszystkim, to już tylko sobotni odpoczynek na „Słowiance”. Tam tata i syn, mistrz i uczeń: „Ile ona wydała? Nie dam już tej babie kasy. Wydała wszystko”. To akurat słowa mistrza. Gambil był słaby, bo uczeń wątku nie podjął i zarzucił mistrzowi, że nie ma internetowego konta.
Święta powinny być wielkim duchowym skokiem, a często bywają ostrym hamowaniem. Wigilia jest wspaniała i potrzebna, ale plasuje się w ścisłej czołówce Himalajów zakłamania. W tym dniu emocje falują jak na rollercoasterze. W praktyce, oznacza to często nieszczere życzenia, nietrafione prezenty i biegunkę dobrych rad przy stole. Autorami tych ostatnich, są często ci, którzy powinni głównie milczeć. „Once a whore, always a whore” – nie tłumaczę, bo niecenzuralne, ale nie miejmy złudzeń, żadne święta nie zmienią, jak to mówią klasycy... kogoś tam, w kanarka. Są więc one jak kogel-mogel: mieszanką lansu, obżarstwa, rodzinnych mądrości i castingiem na prezenty. Osobiście, coraz mniej znajduję w nich tego, czym być powinny. Albo chociaż spokoju, refleksji i ucieczki od tego co mam na co dzień: rwącej rzeki zadań i tematów, wulkanu aktywności oraz oceanu perspektyw.
I jeszcze aspekt religijny, bez którego tych świąt by nie było. Wszystkie znane nam wyobrażenia Boga, stworzyli ludzie, i warto pamiętać, że jeśli On istnieje, to nawet te najdoskonalsze – z Biblii, literatury, sztuki i filozofii, nawet nie zahaczają o sedno sprawy. A wiara? Wielu, bliższa niż nauka Kościoła, jest konstatacja Stanisława Jerzego Leca, oficjalnie ewangelika, a genealogicznie Żyda, który na pytanie o nią stwierdził: „Czy jestem wierzący? Bóg jedyny raczy wiedzieć. A może Bóg upatrzył mnie na ateistę?”. Skoro tak, to nie warto przejmować się tymi, którzy „w imię Boga”, z taką łatwością, potępiają tych, którzy chcą żyć inaczej, z kimś innym, gdzie indziej, albo dla innych celów.
Póki co, wszystkim Czytelnikom życzę zdrowych i wesołych świąt. Jest jeszcze chwila, aby się zastanowić, po co ten cały gwar. Czy nie jest tak, jak z psem próbującym złapać własny ogon: ta krzątanina jest pozorna. Wtedy uciekają rzeczy ważne, pytania i tematy o których można porozmawiać z bliskimi, nawet nie tymi najbliższymi po linii rodzinnej. Rozmowa bywa ważniejsza, niż dzielenie się symbolicznym opłatkiem. Szczerość szanujących się, znaczy więcej niż anachroniczna spowiedź. To tyle, i tak na dwa dni przed Wigilią. Wesołych świąt.
Komentarze: