Wodolejstwo i kpina z wyborców! Taka kampania...
KOMENTARZE
Robert Bagiński
2018-10-06 14:19
75471
Kampania wyborcza na ostatniej prostej, a ściema i zwykłe kłamstwa, to chleb powszedni nawet tej gorzowskiej batalii politycznej. Potwierdza się powiedzenie, że gafę popełnia polityk, który mówi prawdę.
Kręgosłupem tegorocznej kampanii nad Wartą zdaje się być narracja, że nie jest ważne, jak jest naprawdę, ważne, aby fajnie wyglądało lub dobrze się słuchało. Himalaje cynizmu w tym zakresie zdobywają głównie partyjni kandydaci na prezydenta z PO i PiS. Nie uwodzą i nie lawirują. Po prostu okłamują wyborców, kłamią w żywe oczy przepytujących ich dziennikarzy i okłamują samych siebie, że inni tego nie czują. „Zbuduję..., bo mam układy w rządzie” – to Pieńkowski. „Kandydatura wiceprezydenta Sujaka nie była konsultowana z nikim z gorzowskiej PO” – to Surowiec. Owszem, politycy kłamali od zawsze. Gepetto byłby zadowolony, że nie tylko Pinokio był notorycznym kłamcą, a florenckiemu grobowcowi Machiavellego otwiera się wieko, bo rozpiera go duma, że najlepszych uczniów znalazł nie nad Tybrem, lecz... nad Wartą.
Był czas, że wybory kojarzyły mi się z czymś ożywczym i świeżym, nawet jeśli kandydaci odgrzewali stare kotlety. Owszem, były przepychanki, polemiki i pyskówki, a co jakiś czas pojawiał się ktoś, kto dał nawet okazję, aby się pośmiać. Debaty wyborcze, mimo iż bardzo lokalne i mniej emocjonujące niż te ogólnopolskie, dawały ogląd na to, co reprezentują sobą kandydaci. Przy okazji pojawiały się jakieś ważne tematy: od obwodnicy Gorzowa, przez budowę „średnicówki” oraz obiektów sportowych i kulturalnych, a na słusznej koncepcji Jacka Bachalskiego, aby zbudować tunel pod centrum miasta, kończąc. Kampania była dynamiczna, dużo się działo i nie wiało nudą. I jeszcze ta powyborcza nieprzewidywalność. A Dzisiaj? Spoglądam na wybory ze zdziwieniem, jeśli nie obrzydzeniem. Głównie ze względu na wszechobecne wodolejstwo.
Spójrzmy na dotychczasowe sondaże – te niby „prawdziwe” z lokalnych gazet, ale również te internetowe i SMS-owe. Pokazują ciekawe zjawisko symbiozy dwóch środowisk: kłamiących polityków, a także chcących owe kłamliwe zachowanie zdyskontować ludzi mediów. Z założenia mają ułatwić wyborcom wybór i pokazać, kto cieszy się największym poparciem społecznym. Tyle teorii, bo w praktyce są rekwizytem obrzydliwego kłamstwa i sprytnej manipulacji. Najpierw namawia się znajomych do klikania i wysyłania SMS-ów, a gdy już portal lub gazeta opublikują ostateczny wynik, kandydaci biegają jak kot z pęcherzem, pokazując na Facebooku, jak wielkim cieszą się poparciem. Pal licho, gdy są to kandydaci rzeczywiście aktywni, ale gdy w sondażu wyskakuje, że najlepszymi są ci najsłabsi, robi się mniej przyjemnie. Ręka rękę myje, a biznes jest biznes – kandydaci mają lans i fejm, a redakcje klikalność oraz pieniądze z SMS-ów. Tu nikt nie jest frajerem, oprócz wierzących w rzetelność tych plebiscytów wyborców.
Najbardziej rujnujące dla wyborów jest nie to, że kandydaci kłamią lub nie mówią prawdy, lecz co reprezentują sobą niektórzy dziennikarze, którzy w tej samej dyscyplinie wydają się nie być gorsi od polityków. Ci z Radia Gorzów, Radia Zachód i Telewizji Gorzów wchodzą w buty aktywistów PiS-u, reprezentując głębokie przemyślenia, otrzymane na kartkach od płytkich przełożonych, a wszystko razem daje obraz dziennikarstwa niskich lotów. Politycy nie szanują wyborców już od dawna, ale dlaczego swoich odbiorców nie szanują dziennikarze, którzy są wynagradzani za publiczne pieniądze?
I jeszcze ten Facebook, gdzie nikt nie spiera się na koncepcje i wizje miasta, ale trwa tam jedynie festiwal picu i lansu. Jest trochę jak w nowoczesnym kinie, gdzie efekty specjalne, odsyłają na dalszy plan scenariusz, fabułę, logikę i aktorów. Królem lajków nie jest ten, kto zaprezentuje coś sensownego, ale autor najefektowniejszego zdjęcia. Pozytywnym wyjątkiem jest Marta Bejnar-Bejnarowicz z „Kocham Gorzów”, ale reszta nie sili się na nic ambitnego. Zarówno Surowiec i Pieńkowski kreują się na menadżerów: pierwszy w rządowej agencji, a drugi w marszałkowskim szpitalu. To ich „menadżerstwo” to ściema, bo prawda jest taka: gdyby nie polityka i układy, jeden nie byłby dyrektorem, a drugi wiceprezesem. Mało kto jest w Gorzowie beneficjentem zepsucia polityki w większym stopniu, niż kandydaci PO i PiS.
Ktoś powie: „Przesadzasz, polityk musi kłamać, a dziennikarze o tym wiedzą”. Niby tak, a problemem jest to, że oni wszyscy tak mają: polityk kłamie, a dziennikarz wie, że on kłamie i obaj robią sobie dobrze. Mieć żal o kłamstwo w polityce na dwa tygodnie przed wyborami, to tak jakby mieć pretensje do babci klozetowej, że jej rękawiczki są umazane czymś nieprzyjemnym. Lepsze już po prostu było, a w dodatku jest podobno gorsze od dobrego. Odyseusz przykuwał się do masztu, by nie ulec syreniemu śpiewowi, oby udało się to również gorzowskim wyborcom.
Komentarze: