przejdź do treści strony kontakt
strona główna 501 936 975 menu wyszukiwarka

więcej

„Kler” to lustro księży. Obraz nie zawsze ładny

KOMENTARZE

Robert Bagiński
2018-09-29 21:24
78695

Mieszkałem w klasztorze, a na rzepińskiej plebanii miałem nawet swój pokój z ogromem książek. Spotkałem w życiu duchownych, głównie dobrych i uduchowionych, ale film „Kler” pokazuje niestety brutalną prawdę o Kościele jako instytucji. 

Jestem ostatnim, który by nawoływał do walki z Kościołem, bo zbyt wiele mu zawdzięczam. Chciałbym jednak, aby księża zaczęli się powoli przyzwyczajać do tego, że nawet jeśli coś jest niezgodne z nauką tej instytucji, nie jest złe. Po filmie „Kler” wiemy, że złodziej nie powinien się gorszyć plagą kradzieży. To co najbardziej irytuje w obrazie Smarzowskiego, to alians władzy i duchowieństwa, który nie był i nie jest obcy, również księżom i politykom w regionie.
 
U zarania tworzenia się w Gorzowie prawicy, jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, cotygodniowe spotkania z biskupem, w których piszący te słowa uczestniczył, były normą i standardem. Bynajmniej, nie były to rozmowy o etyce w życiu publicznym, lecz twarde dyskusje o personaliach. Najbardziej irytujące były sytuacje, gdy biskup potrafił wziąć udział w posiedzeniu statutowego gremium organizacji politycznej i domagać się określonych decyzji. Mój pierwszy kontakt z „wielką polityką” to było spotkanie zespołu przygotowującego w Gorzowie wizytę Papieża Jana Pawła II. Tak się złożyło, że dominowali w nim politycy, dzisiaj kojarzeni głównie z PiS, ale nie było tam związkowców, czy pracowników komunistycznego aparatu bezpieczeństwa, jak Elżbieta Rafalska czy Marek Surmacz. Dyskusja o tym, kto ma dostać zlecenie „na ołtarz”, a kto na barierki odgradzające sektory lub rusztowanie za ołtarzem, wyglądała jak narada u sycylijskiego „Capo di tutti capi”. Nikt nie pudrował rzeczywistości i łatwo przewidzieć, że zlecenia dostali ci, którzy znali anatomię sutanny, wpadającej swym kolorem w fiolet. 
 
Już w XXI wieku, mniej utytułowani duchowni z nad Warty, też mieli swoje sposoby. Znany ksiądz usłyszał w radiu, że prezydent miasta jedzie do Zielonej Góry. Szybki telefon i prośba, aby ten ostatni kupił mu, w tym i tym sklepie, płytę znanego artysty. „Przecież wiem, że nie chodziło o płytę, ale o kontakt ze mną” – wspomina polityk, raczej daleki Kościołowi. Inny, dzisiaj poseł stronnictwa zbliżonego do PiS-u, opowiada, jak to kapłan zadzwonił do niego, by zapytać, czy aby na pewno, ten powinien przystępować do komunii świętej. W czasach komuny mówiło się, że „rząd się sam wyżywi”. Dzisiaj te słowa najlepiej oddają stosunek duchowieństwa do wiernych, którzy zdają się być Kościołowi mało potrzebni. Pal licho, że ich stroje i tytuły nawiązują do czasów odległych – gorsze są maniery, rodem z czasów szlacheckich: te „och” i „ach”, na które politykom nogi robią się miękkie. Duchowni znają zasady politycznej kuchni, a dosadniej: o co chodzi prezydentowi, posłowi i poszczególnym radnym. Nie traktują ich z powagą, ale ze sporym lekceważeniem. 
 
Oczywiście, trzeba wszystko widzieć w szerszej perspektywie, bo patologie pokazane w filmie „Kler” dotyczą w tym samym stopniu przedstawicieli innych profesji. Czarne owce są wszędzie, bez wyjątku. Był w Gorzowie eksprezes sądu rejonowego i komornik, który metodami działania nie odbiegał od tych, które stosowali lokalni gangsterzy. W więzieniu swój wyrok za oszustwa odsiaduje błyskotliwy dziennikarz, a niedawno wpadł ruchomiejski urzędnik, co to połasił się na kilkaset złotych z lewej faktury. Znane są losy celebryty, a Piszący te słowa, też ma swoje za uszami, jak wszyscy, ale chodzi o to, by lusterko nie było problemem, lecz narzędziem motywującym do bycia lepszym.
 
Film „Kler” pokazuje także wewnętrzne manewry personalne wśród księży. W tym kontekście, zasadną jest refleksja na temat powodów odejścia z parafii katedralnej, uwielbianego przez wiernych księdza Zbigniewa Samociaka. Nie musiał odchodzić, ale poraniony kościelnym „terno” – wskazania do biskupiej nominacji, ksiądz Zbigniew Kobus, musiał otrzymać rekompensatę w postaci „tłustej” parafii. Te ostatnie to już inna bajka. Do rozpuku śmieszy sytuacja, gdy w jednej z podgorzowskich gmin, wójt i jego zastępca wypisywali lewe delegacje, aby tylko nie zabrakło na „wziątek” dla biskupa, który miał poświęcić nową halę sportową. A Gorzów? Po śmierci zasłużonego prałata Andrzejewskiego, przez wielu wynoszonego dzisiaj niemal do godności świętego, nad Wartą nie pojawił się nikt, kto mógłby mu dorównać autorytetem, wpływami oraz siłą przekonywania. Także bezwzględnością, szczególnie w obszarze kreowania lokalnej polityki. Nie oznacza to jednak, że duchowni nie korzystają ze swoich wpływów.

Komentarze:

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x