przejdź do treści strony kontakt
strona główna 501 936 975 menu wyszukiwarka

więcej

Bagiński: lajki, fejm i... wyborcza klapa

KOMENTARZE

Robert Bagiński
2018-08-12 13:35
70952

Kandydaci w tegorocznych wyborach będą szukali lukru, lajków i pochwał. Żeby zdobyć fejm, posłużą się treściami, formami i postawami, które nijak nie będą do nich pasować. Kilka błędów już popełniono.

Politycy przyciągają ludzi nie tylko do siebie, ale również do partii, z ramienia których kandydują. Działa to też w drugą stronę – jeśli kandydat na prezydenta lub radnego jest słaby, bez charyzmy i nic sobą nie reprezentuje, jego kryzys wizerunkowy, rykoszetem bije lokalnie w partię. Przyjrzyjmy się, jak to wygląda na początku sezonu politycznego, i jak wyglądać powinno. Dlaczego? Bo jeśli ktoś pretenduje do stanowiska prezydenta miasta lub „tylko” do pozycji radnego, powinien zadbać o spójny wizerunek. 
 
Wizerunek polityka lokalnego, inaczej niż ważnych liderów z centrali, buduje się nie tylko w mediach, ale dosłownie wszędzie – na zakupach, na osiedlu, w rodzinie, wśród znajomych i podczas pobytu w kinie. Dziś nie wystarczy umiejętność dobrania krawata i zrobienia dłońmi „piramidki”. Trzeba wywoływać emocje, oferować dodatkową wartość i potrafić zaintrygować. Jeśli ktoś nie zdaje sobie z tego sprawy lub nie ma w swoim otoczeniu odpowiedniej osoby, nie zarobi zbyt wiele. 
 
Problem w tym, że dla nadwarciańskich polityków miernikiem ich skuteczności ma być liczba lajków, serduszek i udostępnień. W mniejszym stopniu, poziom zrozumienia problemów zwykłych mieszkańców – od Zawarcia i Śródmieścia, po Piaski, Górczyn i Dolinki. To tak, jakby lekarz bardziej interesował się tym, czy pacjent go lubi, niż po co przyszedł do gabinetu. To postawa znachora, nie lekarza. Tak postępują polityczni dyletanci, a nie kandydaci do wzięcia odpowiedzialności za ponad 100 tysięcy mieszkańców. Niestety, w internecie i na profilach polityków, zamiast ludzi otwartych na dyskusję z osobami o innych poglądach, mamy przeglądających się w lustereczkach mediów społecznościowych narcyzów. 
 
Nie można w jednym czasie udawać swojaka, w drugim błazna, a jeszcze gdzie indziej, kreować się na eksperta. To najlepsza droga do tego, aby stać się przedmiotem kpin na portalach społecznościowych. Podobnie z używanym językiem, ot w mowie podczas radiowego wywiadu, ale także we wpisach na Facebooku lub Twiterze. Pokażę to obrazowo. Język służy temu, żeby w sytuacji, gdy chirurg mówi „narkoza”, natychmiast została ona podana. Albo jeszcze inaczej, żeby matka mogła zrozumieć historię dziecka, które wróciło właśnie z przedszkola, a ojciec mógł nastoletniemu synowi, w jednym żołnierskim zdaniu, powiedzieć, co wolno, a co jest zabronione. 
Na przestrzeni ostatnich lat, największy wyborczy błąd w tym obszarze, popełnił eksprezydent Tadeusz Jędrzejczak. Po 16 latach urzędowania zapomniał, iż w tym okresie zmieniło się dosłownie wszystko: gdy zaczynał nie było internetu, a gdy przegrywał, to właśnie z powodu internetu. Mówił do ludzi, którzy w momencie obejmowania przez niego urzędu byli małolatami, a w 2014 mieli rodziny i całkiem spory bagaż życiowych doświadczeń. Ot drobnostka, ale powodująca, że w kampanii mówił językiem z innej galaktyki. I chociaż chciał dobrze, o wiele bardziej zrozumiały był obecny prezydent Jacek Wójcicki. 
 
Inny błąd jaki popełniają lokalni politycy? Polega na tym, że próbują naśladować lub porównywać się do kolegów z mediów krajowych. To jednak sposób na stworzenie kiepskiej kopii, substytutu lub śmiesznego sobowtóra. Przykład pierwszy z brzegu takiej kampanii, to kandydat na prezydenta Robert Surowiec i zmałpowana przez niego ławeczka, z którą w nie mniej nieudolny sposób, promuje się w Warszawie Rafał Trzaskowski. A ubiór? Tak, myślenie, że o wizerunku świadczy tylko ubiór jest błędem, bo w rzeczywistości jest on jedynie dopełnieniem wizerunku, a nie całościowym konceptem przekazu. Tu również można przesadzić, w jedną lub drugą stronę. Pół biedy, gdy kandydat pokaże się elegancko wśród pracowników podgorzowskiej montowni, ale wychodząc na flejtucha, bardziej sobie szkodzi niż pomaga. Przykład z lokalnego podwórka. Oficjalny występ kandydata PiS Sebastiana Pieńkowskiego, podczas obchodów wybuchu Powstania Warszawskiego, w spoconej i poplamionej koszulce polo, co zresztą upublicznił na swoim profilu, to raczej zaprzeczenie profesjonalizmowi, a nawet kulturze osobistej i estetyce. 
 
I chociaż gorzowska kampania nie wywołuje takich emocji, jak te w Warszawie, Krakowie czy Gdańsku, to takie faux pas wystarczają, aby przestać wierzyć w kompetencje tego lub innego polityka. Nie inaczej z pozowaniem radnych Kocham Gorzów na wspólnym zdjęciu na cmentarzu. Okazja ze wszech miar zacna, bo ufundowano nowy nagrobek jednemu z pionierów Gorzowa. Ale wykonanie tego i percepcja społeczna takiej fotografii, mogą być już skrajnie inne.
 
Po co to wszystko? Każdemu z kandydatów powinno zależeć na dużej frekwencji i dotarciu do młodych. Inna sprawa, co widać na profilach głównych gorzowskich polityków, oni myślą, że „olewająca” politykę młodzież wyłączyła „czujniki ściemy”. Nic bardziej błędnego, bo wyczuwają ją bardziej niż kiedykolwiek. Młodzi nad Wartą dostrzegają niespójność między deklaracjami i intencją, kontekstem, komunikacją niewerbalną i czynami, a tym co od gorzowskich polityków mogą usłyszeć. Politycy mogą się o tym boleśnie przekonać jesienią.

Komentarze:

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x