Bagiński: Oskarżam!
KOMENTARZE
Robert Bagiński
2017-10-31 20:24
82517
Kreowana przez miejskich decydentów narracja, że sprawy w Gorzowie idą w dobrym kierunku, jest mocno przereklamowana. Przykłady ulic Kostrzyńskiej, Walczaka, Warszawskiej i Teatralnej, pokazują, że nie idą w dobrą stronę, lecz wręcz zagrażają istotnym interesom miasta.
Z miejskich komunikatów, a także wypowiedzi prezydenta Wójcickiego i jego zastępców, nie dowiemy się zbyt wiele o tym, co naprawdę dzieje się w Gorzowie. Wszystkie, oczekiwane przez mieszkańców inwestycje – od remontu Kostrzyńskiej, przez Chrobrego, budowę Centrum Edukacji Zawodowej i Biznesu, a na remontach „Willi Jaehnego”, budynku po „Przemysłówce” oraz szkół muzycznych – ponoszą właśnie koncertową klapę. Efekty absorpcji środków unijnych, są oszałamiające tylko na papierze, a wycofanie się z podpisania umowy przez firmę Balzola, to zaledwie czubek góry lodowej. Tracą też gorzowscy przedsiębiorcy, dla których prezydent Wójcicki powołał specjalnego rzecznika. Niektórzy z nich zbankrutowali jako podwykonawcy przy Warszawskiej, a inni zostali wyeliminowani z przetargów, w wyniku tak skonstruowanych specyfikacji.
Wszystkie te problemy pokazują, że w miejsce inwestycji zaniedbanych, odłożonych, okrojonych lub opóźnionych, na tyle istotnie, iż zagrożona jest ich realizacja, nie została zaproponowana żadna inna wizja miasta, poza uczynieniem go „w sam raz” dla tych, którym dieta radnego lub „samorządowy immunitet” przed zwolnieniem, rekompensują myślenie.
Mimo tego, wiceprezydent odpowiedzialny za inwestycje, ogłosił w lokalnej telewizji: „Staram się swoją pracę wykonywać perfekcyjnie”. Gołym okiem widać, że ogromna jest przepaść pomiędzy tym, jak bardzo ekipa Wójcickiego z Radzińskim w roli „pomagiera”, jest – jak sama o sobie opowiada – merytoryczna i zaangażowana, a tym, jak zupełnie pozbawiona kontroli nad tym, co się dzieje w mieście. Wiedzą, że sobie nie radzą, wiedzą, że to w końcu pierdyknie, ale na rok przed wyborami, nic już uratować się nie da. Można spróbować, co ochoczo czynią, i nikogo to nie dziwi, gdyż prezydent jest strażakiem, „lać wodę”. Gorzej, że z tych samych wyborczych powodów, woda nad Wartą jest coraz bardziej mętna, a to powoduje, że miasto stało się domeną konkurujących ze sobą koterii politycznych, których nie ogranicza troska o jego przyszłość, ani nawet, zwykła przyzwoitość. Takie miasto, skazane jest na erozję, gnicie i zastój.
Tak długo, jak zdolności i talenty większości rajców, będą więcej niż wątpliwe, tak długo nie zrobimy dużego kroku do przodu: w inwestycjach innych niż lanie asfaltu – choć w Gorzowie leje się głównie wodę, w pozyskiwaniu inwestorów, w rankingach „Forbesa” czy „Wspólnoty”, w promowaniu marki „Gorzów” – inaczej niż przez tandetne „w sam raz”. Tylko, że od radnych nie oczekuje się w Gorzowie kompetencji, lecz posłusznego podnoszenia ręki, co najlepiej pokazała skandaliczna postawa w sprawie wniosku o zbadanie tematu ulicy Kostrzyńskiej, przez komisję rewizyjną. Gorzów, jak kania dżdżu, potrzebuje wizji i wizjonerów, a tych jest tylu, co kot napłakał: Synowiec, Bachalski, Bejnar-Bejnarowicz, Jędrzejczak. Chciałoby się, aby ta lista była dłuższa, ale proszę spróbować rozszerzyć ją samemu, aby dojść do wniosku, że nie jest łatwo. Słabość Rady Miasta wykorzystują polityczni gracze, a pozbawienie radnych autorytetu, jakim cieszyli się w przeszłości, skutkuje zgodą na marazm, zastój i fundamentalne błędy.
Można się oczywiście uśmiechać pod nosem, ale przyjdzie czas, że ten stan przerodzi się w gniew, z powodu szans niewykorzystanych. Dlatego, już dzisiaj: oskarżam gorzowskie elity, jeśli takie istnieją, o to, że godzą się na przyszłą marginalizację Gorzowa. Oskarżam prezydenta Wójcickiego o zmarnowanie dorobku poprzedników, którzy rozumieli i czuli miasto, lecz nie mieli takich możliwości finansowych, jak obecnie. Oskarżam wreszcie radnych. Nie możecie kandydować, wiedząc, że nie macie nic do zaproponowania, ani nawet powiedzenia, lub po prostu nie rozumiecie, o co w tym wszystkim chodzi. Oskarżam bezimiennych przedsiębiorców, działaczy sportowych i ludzi gorzowskiej kultury, którzy bezmyślnie milczą, zamiast zacząć krzyczeć. Oskarżam dziennikarzy i publicystów, którzy w imię własnego, dobrze pojętego interesu, wiele spraw przemilczają. Oskarżam siebie, że głównie komentuję, a chyba czas wyjść ze strefy komfortu i zawalczyć o miasto. Nie dla siebie, dla innych, dla córki...
Komentarze: