Nie od parady. Wierchowicz: 1h 45 min z Polski (36)
KOMENTARZE
Jerzy Wierchowicz
2017-09-11 09:47
62303
Zmęczony Polską (ukochany kraj, umiłowany kraj...) postanowiłem na tydzień ją opuścić – dłużej bym nie wytrzymał. Chciałem jechać sam, ale porzuciłem ten samobójczy zamiar, uświadomiwszy sobie, że napotkam stanowczy sprzeciw najlepszej z żon.
Sprzeciw rozpoczynający się frazą: „nie po to wychodziłam za mąż, aby teraz, kiedy dzieci nie ma, siedzieć sama w domu”. Zostawiwszy więc trzy świeżo zaadoptowane koty pod opieką przyjaciółki Mirki (podziękowania), wyjechaliśmy do Chorwacji, która na miejscu okazała się Bośnią i Hercegowiną. Czego nie powiedziała przedstawicielka biura podróży małżonce, która jest w naszym stadle od załatwiania spraw błahych (choć muszę przyznać, że sprawa poważna, w której winienem wziąć udział, jeszcze nam się nie zdarzyła). A nie powiedziała, wychodząc ze słusznego zapewne założenia, że klient kupi wycieczkę do kraju należącego do UE (Chorwacja), natomiast do kraju do UE nienależącego (BiH) już niekoniecznie.
Ale dzięki temu mykowi biura podróży przeżyliśmy dawne emocje związane z przekraczaniem prawdziwej granicy. Bośniacko-hercegowińscy pogranicznicy okazali się łagodni. Trzymali na granicy autokar, którym jechaliśmy z lotniska w Dubrowniku, niecałe 15 minut, sprawdziwszy losowo dokumenty jedynie 10 pasażerów. Dowód osobisty wystarczył.
Hotel znajdował się 10 minut jazdy od granicy, nazywający się dumnie „Grand Hotel Neum”. Architektura hotelu – gigantyczna, piękna, na skalnym stoku. Jego wyposażenie na pięć gwiazdek, ale z racji marnego wyżywienia i takiej samej obsługi (bo nie dostawała napiwków, a nie dostawała, bo była marna) zasługujący na trzy. Średnia więc to cztery gwiazdki i tak też był oznaczony. Położony tuż nad morzem Adriatyckim, nad jedną z jego zatok, otoczonej górami Dynarskimi.
Plaża, reklamowana jako bezpośrednio dostępna po wyjściu z hotelowej windy, okazała się dostępna, owszem ale po pokonaniu stumetrowego tunelu o strukturze schronu (pamiętajmy, że jeszcze dwadzieścia lat temu toczyła się tu wojna), dalej po przekroczeniu ulicy i zejściu około 50 metrów po stromych schodach.
Sama plaża to pas betonu z rozstawionymi leżakami, z zejściem do morza po schodkach. Woda czysta, dno jednak kamieniste. I tak ciągnie się to wybrzeże kilometrami z dziesiątkami knajpek, hotelików itd. Generalnie nieźle, ale mało wygodnie, tak że z plaży nie korzystaliśmy. Wynagradzał nam to duży basen położony na trzecim piętrze hotelu, około 50 metrów nad poziomem morza, ze słoną wodą i olbrzymim tarasem. To, wraz z piękną pogodą i wspaniałym widokiem – wprawdzie co rano niestety takim samym – zaspokajało naszą potrzebę luksusu. Program rozrywkowy w hotelu nader skromny. Przez tydzień dwa występy lokalnych zespołów tanecznych. Pozostawały więc igraszki z żoną, ale jak tu igrać, kiedy ty nie możesz, a ona nie chce.
Ale „zostawmy to”, jak mawia mój ulubiony senator (tysiąclecia) z PO. W hotelu połowa gości to Polacy, połowa to Koreańczycy na wycieczkach objazdowych, reszta to inne nacje i miejscowi Aborygeni. Wiem, z tymi połowami się nie zgadza, darujcie sobie złośliwości... Przy hotelu rolę centrum handlowo-rozrywkowego, tak jest w folderze reklamowym, pełniły dwa sklepiki. Jeden zamknięty na głucho, drugi o nazwie „supermarket” był dziuplą, ale z dobrym piwem, w które codziennie się zaopatrywałem, nie chcąc przepłacać czterokrotnie w hotelowym barze, za ten życiodajny napój.
Niestety po PRL-u został mi nawyk oszczędzania podczas pobytu za granicą. Ich waluta to marka zamienna, ale i kuna chorwacka – była przyjmowana – także euro, bez przeszkód. Ta kraina to Riviera Makarska. Blisko stąd do Miedugorje, Mostaru, Dubrownika, po około 60 km. Do Splitu już dalej około 200 km. Pogoda jeszcze we wrześniu murowana, koszty o połowę niższe niż Egipt czy Turcja. Czas lotu: 1h 45 min, także z Poznania. W sumie polecam, tylko nie przesadzajcie z rakiją. Posmakowałem w ostatni dzień, którego to dnia nie pamiętam, ale smak tego trunku czuję do dzisiaj. Pozdrawiam. Wasz bałkański korespondent.
Komentarze: