Zerwanie umowy na Walczaka i Warszawską
KOMENTARZE
Arnold Siwy
2017-05-22 15:36
265647
Niestety najczarniejsze moje przewidywania się spełnią. Wszystko wskazuje, że w ciągu dwóch, najwyżej trzech tygodni miasto odstąpi od umowy na wykonanie remontu Walczaka i Warszawskiej. To będzie katastrofa dla Gorzowa i prezydenta Jacka Wójcickiego.
Proces inwestycyjny w infrastrukturę komunikacyjną miasta zostanie wstrzymany co najmniej na rok, co wynika z jednej strony z obowiązujących procedur wybierania nowego wykonawcy oraz paraliżu komunikacyjnego, jaki powodują zamknięte dla ruchu kluczowe ulice. Po odstąpieniu od umowy konieczne będzie przygotowanie dokumentacji inwentaryzacyjnej wykonanych już robót – co potrwa około trzech miesięcy. Zrobić kosztorys na dokończenie prac – kolejne dwa, trzy miesiące. Ogłosić nowy przetarg i wybrać nowego wykonawcę – minimum trzy miesiące. Sfinalizować pracę – około czterech miesięcy.
Rok to bardzo optymistyczna wersja. W tym czasie raczej nikt rozsądny nie odważy się rozpocząć nowych inwestycji w centrum Gorzowa – planowanych było kilka – bo spowoduje to totalny paraliż miasta i wściekłość mieszkańców. Przedsmak tego, co nas może czekać, jeżeli ruszy inna inwestycja drogowa przed skończeniem Warszawskiej/Walczaka, wkrótce odczujemy. Planowane jest rozpoczęcie prac na Kosynierów Gdyńskich. Już w tej chwili są tam kilkusetmetrowe korki, a co będzie gdy gorzowski PWiK rozpocznie tam prace. Na szczęście roboty maja trwać tylko trzy tygodnie, co oczywiście w praktyce gorzowskiej oznacza 5-6 tygodni.
Do utrudnień komunikacyjnych dojdą wielomilionowe straty finansowe, jakie poniesie miasto. Koszty dokończenia tej inwestycji plus poniesione już nakłady finansowe znacznie przekroczą zaplanowane wydatki. Żaden rozsądny wykonawca nie podejmie się zakończenia tej budowy i udzielenia gwarancji na całość za różnicę pomiędzy planowanymi, a poniesionymi już nakładami. Za duże ryzyko. Niestety te straty z powodu wadliwej umowy nie zostaną zrekompensowane ani skandalicznie niskimi karami umownymi, ani kwotami wynikającymi z gwarancji dobrego wykonania robót.
Zerwanie umowy będzie się wiązało oczywiście z procesem sądowy. Obie strony będą sobie udowadniać winę, co potrwa w polskiej rzeczywistości kilka, jeśli nie kilkanaście lat. Ze względu na duże straty finansowe sprawą zajmie się prokuratura i znajdzie winnego i oskarży go o niedopełnienie obowiązków służbowych co oczywiście oznacza proces karny. Co Wam gorzowianie to przypomina? Czy może być inaczej? Raczej nie, sadząc po zachowaniu prezydenta i firmy Taumer. Czy można było tego uniknąć? Tak, gdyby umowa była profesjonalnie przygotowana, a prezydent nie był tak pobłażliwy dla partacza. Problem zerwania umowy mielibyśmy z głowy już pół roku temu przy minimalnych stratach finansowych.
Komentarze: