przejdź do treści strony kontakt
strona główna 501 936 975 menu wyszukiwarka

więcej

Bagiński: Gorzowskich elit obraz własny

KOMENTARZE

Robert Bagiński
2017-04-23 11:57
69279

Szybko pokonujemy drogę w odwrotnym kierunku, niż byśmy tego chcieli. I nie jest to wina tego czy tamtego prezydenta miasta, ale całej gorzowskiej klasy politycznej, bez wyjątku.

Mówiących i piszących, jak źle jest w Gorzowie, jest więcej niż czytających i słuchających tego. Pesymiści: „Gorzej już być nie może”, optymiści wręcz odwrotnie: „Oj może, może”. Bo obraz własny tutejszych elit nie jest tak ładny, jak widoki z obrazów Jerzego Zgorzałka. „Róbmy swoje”, śpiewał przed laty, a dziś już tylko na YouTube, Wojciech Młynarski i wydaje się to najbardziej optymalny, choć trącący trochę „w sam raz” wariant dla Gorzowa. Inna sprawa, że to nic nowego, bo wielu gorzowskich radnych ze stażem więcej niż kilkunastoletnim „swoje robi”. Na tym zresztą polega problem, bo ich myślenie, recepty pomysły oraz rozwiązania, są skrojone na czasy, gdy rzeczywistość jeszcze „kumali”, ale ona wyprzedza ich dzisiaj nie o krok, ale o kilometry.
 
Dominującym uczuciem tych, którzy właśnie będą zdawali w Gorzowie maturę, jest poczucie beznadziei, osobiste doświadczenie lub przekonanie o tym, że liderzy miasta nie mają pomysłu i wizji. Nie inaczej akademickie elity, które mają swoje „pięć minut” i bardziej dbają o siebie, bo wiedzą, iż ich karkołomny pomysł „szklanej akademii”, skończy się rozczarowaniem nie mniejszym niż to, będące doświadczeniem Cezarego Baryki w „Przedwiośniu”. Akademia im. Jakuba z Paradyża ma moc uwodzenia, ale nie studentów, lecz lokalnych polityków – pierwszych szybko ubywa, ale przybywa grzejących się w jej świetle działaczy partyjnych. Rytm życia tej uczelni odmierzany jest kolejnymi kwestami: „Bo się nam należy!”, ale ona sama niczym na zewnątrz nie emanuje, a jej kulturotworcza funkcja ogranicza się do fet podczas inauguracji i zakończenia roku akademickiego oraz opłatków z księdzem biskupem. 
 
Świeżych pomysłów na to, jak ruszyć z posad bryłę Gorzowa, albo jak choćby trochę odmienić los młodych jest wiele, ale zainteresowanych ich wdrożeniem lub aktywnością, znacznie mniej. Radny Jerzy Synowiec zaproponował rok temu koncepcję „przetargów pomysłów”, ale do dzisiaj cisza. Marszałek Elżbieta Polak wyłożyła milion złotych w ramach programu „Młodzi Of Line!”, lecz oprócz utalentowanej projektantki Natalii Ślizowskiej, zainteresowanych jakoś niewielu, bo na spotkanie z marszałek przyszło kilkanaście osób.
 
Wzruszamy się, gdy po kolejne sukcesy sięga żużlowa „Stal”, bo oto Bartosz Zmarzlik pokazuje, że gorzowianie nie gęsi i swoje zwycięstwa mają, ale prawdziwym symbolem mentalności gorzowian nie jest ten skromny i wybitny sportowiec, ale „nadmuchany jak balon” eksprezes Komarnicki z cygarem na wojskowej amfibii: leczący kompleksy i chwalący się nie swoim.
 
Gorzowscy politycy, gdy już uda im się wyłowić w Warcie „złotą rybkę”, choć patrząc na Zintegrowane Inwestycje Terytorialne, to nie trzeba się mocno starać, muszą nauczyć się prosić ją, by ich krowa była bardziej wydajna, a nie o to, aby zdechła tym z Zielonej Góry. Specyficzne jest ich zaangażowanie w sprawy miasta, z którym wielu związanych jest jak w dowcipie Bohdana Smolenia, grającego „Pelagię”, który mówił: „z zakładem jestem bardzo związany, przez kasę zapomogowo-pożyczkową”. Czytaj: dietę radnego, etat czy zlecenia dla rodziny. Rada Miasta jest ciałem bezrefleksyjnym, a jeśli Marta Bejnar-Bejnarowicz lub Jerzy Wierchowicz coś zaproponują, szybko zostaną uciszeni przez gorzowską ikonę „PiSiewizmu”, przewodniczącego Pieńkowskiego.
 
Sami jesteśmy sobie winni, bo mamy brzydki zwyczaj niszczenia lub niedoceniania swoich – atutów, sukcesów i ludzi. „Wieśniactwo”, to nie jest pojęcie geograficzne, ale socjologiczne i w tym kontekście, gorzowscy uczestnicy życia publicznego tę definicję wypełniają w stu procentach: nie lubimy przyjezdnych, nieustannie się porównujemy, nie potrafimy ze sobą współpracować, ale jak Kargul i Pawlak wciąż toczymy o coś spory. Filharmonia jest brzydsza niż ta w Szczecinie, nietoperze ważniejsze niż kluczowa droga, a jak już organizujemy Dni Gorzowa, to koniecznie z gwiazdami z telewizji, bo Prońko, Bałdych, Raminiak, czy bracia Kwiatkowscy, to „nie ta liga”.
 
ROBERT BAGIŃSKI
bloger, były polityk i kandydat na prezydenta miasta

Komentarze:

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x