przejdź do treści strony kontakt
strona główna 501 936 975 menu wyszukiwarka

więcej

Człowiek, co w życiu słowa prawdy nie powiedział

KOMENTARZE

Robert Bagiński
2017-03-12 13:02
73453

Nad Wartą sceny jak z „Misia” Barei. Zaczynamy widzieć rzeczy, które w kultowym filmie obśmiewają realia PRL-u, a u nas stają się faktem. Zwijanie, wypiera rozwijanie i na tym nie koniec, a obawy prezesa Ochódzkiego raczej się nie spełnią – plusy nie przesłonią minusów.

Trwa festiwal tłumaczeń, picerstwa oraz prognoz w kwestii miejskich inwestycji: tych realizowanych dzisiaj oraz planowanych w przyszłości. Prezydenci dwoją się i troją, ale wszystko przypomina scenę z toalety klubu „Tęcza”, gdzie mądra sprzątaczka podsumowała prezesa wprost: „Ten człowiek w życiu słowa prawdy nie powiedział”. 
 
I jest w tym sporo racji, gdyż gołym okiem widać, że sprawowanie władzy w Gorzowie wydawało się prezydentowi Jackowi Wójcickiemu czynnością prostą, dopóki nie zaczął jej sprawować. Z Deszczna wszystko wydawało się cudownie łatwe i piękne: duże pieniądze na inwestycje, splendor, ważni goście, media, rauty i wiele sposobności budowania kariery na przyszłość. Rzeczywistość okazała się potwornie skomplikowana.
 
Zmienił się też sam prezydent, który jak ulał pasuje do czasów, w których zawrotną karierę robi słowo „postprawda”. Wójcicki traktuje mieszkańców Gorzowa jak deszczniańscy rolnicy gęsi: oni wpychają im do gardeł rury zmuszając do jedzenia, a on tuczy lokalne media tanią propagandą typu: „My za ambitnie podeszliśmy, bo chcieliśmy zrobić inwestycje w pół roku”. Ponad dwa lata życia w takiej „strefie zapowietrzenia” wystarczą, by powiedzieć dość i poprosić o szczerość.  Ale ta będzie towarem deficytowym, bo właśnie zatrudnił doradcę Adama Piechowicza, chociaż i on powinien wiedzieć, iż z PR-em jest tak, że w nadmiarze może przynieść więcej szkód niż pożytku – używany z umiarem, może zadziałać korzystnie, jak kieliszek czerwonego wina wypijanego przed snem. 
 
Dookoła nas, pod samym nosem – od Warszawskiej, przez Walczaka i Borowskiego, a na Kostrzyńskiej kończąc, czai się mnóstwo rzeczy niewytłumaczalnych, którymi powinien się zająć agent Molder z „Archiwum X” lub przynajmniej „detektyw” Marek Surmacz, który do dzisiaj nie zainteresował się kwotą 150 tysięcy, która wyparowała z miejskiej kasy do prywatnej firmy na strategię marki, której nie ma. To jednak drobnostka, bo o wiele bardziej irytujące i podejrzane są relacje z firmą „Taumer” i zadziwiająco szybki obieg pism przy nieuczciwym „grillowaniu” radnej Marty Bejnar-Bejnarowicz.
 
Wydaje się, że w masie obowiązków, którymi wypełniony jest wiceprezydencki kalendarz Artura Radzińskiego, coraz mniej miejsca na rozwiązywanie problemów, które są istotne dla mieszkańców. Gorzej, istnieje niebezpieczeństwo, że posiadane wcześniej predyspozycje i talenty – tudzież określane mianem kompetencji – gdzieś w tak zwanym międzyczasie wyparowały. Okazję dostrzegł ostatnio przewodniczący rady miasta Sebastian Pieńkowski i wyraził to wprost: „To co się dzieje jest skandaliczne, że nikt nie pracuje na tych budowach. Muszę skrytykować prezydentów, bo były obietnice, ale to co się dzieje teraz, to jest skandal”. Inaczej mówiąc – Pieńkowski z PiS w ocenie wiceprezydenta Radzińskiego rekomendowanego przez PiS, zdaje się przyjmować postawę ów brytyjskiego arystokraty i wojskowego spod Waterloo Arthura Eellesleya, który na krzyk swojego zastępcy, lorda Uxbridge’a: „Na Boga, sir, urwało mi nogę!”, spokojnie odrzekł: „Na Boga, sir, istotnie”. 
 
Tania propaganda, okazuje się nie być formą aktywności, przed którą służby prasowe Ratusza, czułyby opór, a dowodem tego komunikat z tytułem:  „Cichońskiego, Teatralna, Warszawska – skrzyżowanie pozostanie przejezdne!”. Łaskawcy, a wszystko jak w stwierdzeniu prezesa Ryszarda Ochódzkiego z „Misia”, który po wyjściu z komendy milicji, w której korzystał z toalety, powiedział: „Co mogłem, to załatwiłem”. Nie inaczej Wójcicki z Radzińskim, jak w anegdocie o dwóch żabach, które wpadły do dzbanka ze śmietaną – jedna się poddała i utonęła, a druga tak majtała łapkami, aż ubiła śmietanę na masło i wyskoczyła z dzbanka. Który z nich utonie, a który wymajta sobie masełko, po którym wejdzie w łaski PiS-u? Nie wiadomo, ale pewne jest, że obaj nie dają rady i któryś popłynie lub zostanie spławiony.
 
Póki co w ratuszy większą uwagę przywiązuje się do wydziału promocji, niż tych związanych z obsługą inwestorów oraz strategią miasta. To nie przypadek, to tendencja i szybko stanie się na rok przed wyborami gorzowskim standardem.
 
ROBERT BAGIŃSKI
bloger, były polityk i kandydat na prezydenta miasta

Komentarze:

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x