GW – już nie tylko miejsce, ale i kiepski stan umysłu...
KOMENTARZE
Robert Bagiński
2017-02-19 22:32
69336
Czy tego chcemy, czy też spróbujemy zaprotestować, lubuskie zmienia się na lepsze, a Gorzów utknął w „czarnej dziurze”, której zgodnie z teorią względności nie może opuścić, bo to obszar czasoprzestrzeni, w której rządzi grawitacja.
Przespaliśmy wiele lat, a wszyscy ważni politycy z nad Warty, z osobna lub razem, mają zbyt małą objętość, aby się z tej pułapki wykaraskać. I tak będą trwać, utyskując na marszałek Elżbietę Polak oraz polityków z południa, kręcąc się w kółko ze swoimi hasłami o zrównoważonym rozwoju oraz wyrządzanej północy krzywdzie, ale nie dostrzegając swoich przewin. Nieuniknionemu towarzyszą więc wrzaski i jęki, bo bycie działaczem w niebycie, to jak uprawiać ogród w doniczce. Przez lata kolejni posłowie, radni wojewódzcy i wpływowi działacze obiecywali wyrwać Gorzów z pułapki marginalizacji. Niestety sami wpadli w pułapkę obietnic bez pokrycia.
Nigdy nikt nie podarował żadnemu miastu rozwoju i sukcesu, chociaż gorzowscy politycy marzą o takim podarunku. Przeświadczenie, że miasto nad Wartą może się stać stolicą województwa, czy przynajmniej równorzędnym dla Zielonej Góry ośrodkiem, tylko na skutek zapisu w ustawie lub z racji rezydowania nieopodal Kłodawki wojewody, jest śmieszne i pozbawione sensu. Status, pozycję, czy mocno już wyświechtaną w ustach gorzowskich polityków „stołeczność” – a zatem podniesienie rangi miasta wyżej od innych – wykuwa się ciężką pracą, a nie medialnymi występami, niezbędne jest myślenie w perspektywie lat, a nie tylko parlamentarno-samorządowych kadencji. Chęci i „polityczna napinka” są w procesie budowania pozycji miasta ważne, ale mocno przeceniane i niewiele pomogą, jeśli potencjał jest zbyt ubogi. Ten istniał, gdy twarzami miasta byli Kazimierz Marcinkiewicz, Maciej Rudnicki czy Tadeusz Jędrzejczak, ale dzisiaj sama minister Elżbieta Rafalska nie wystarczy.
Słusznie władze województwa, po cichu, bo nie można oficjalnie, z przymrużeniem oka, traktują koncepcję zrównoważonego rozwoju dwóch lubuskich ośrodków. Zrównoważony rozwój oznacza „każdemu po równo”, a to myślenie życzeniowe, uzurpatorskie, destrukcyjne i szkodliwe. Najważniejsza jest konkurencja, każde z miast powinno chcieć być najlepsze, być w czubie i wyprzedzać się na przemian w tym lub innym parametrze. Niech to gorsze, jak teraz Gorzów w obszarze aplikowania po środki europejskie, podciąga się i goni lepszą Zieloną Górę. Winny Gród podpisał już w ramach Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych 15 umów na kwotę ponad 127 milionów, a miasto nad Wartą tylko 9 umów na kwotę 49 milionów, które są teraz zagrożone perturbacjami wokół ulicy Kostrzyńskiej.
Uciekać do przodu i nie dać odebrać sobie szansy, to spójny i skuteczny program działania władz Zielonej Góry, choć w Gorzowie takie myślenie, to wciąż dla większości abstrakcja. Na szczęście nie dla wszystkich. „Nie powinniśmy się fokusować na Zieloną Górę, nie ma co się łudzić, że będziemy miastem akademickim czy przemysłowym. Ten ruch w kierunku uniwersytetu, a teraz medycyny oraz drenaż zdolniejszych gorzowian, którzy wyjeżdżają tam do pracy jest oczywisty” – stwierdził ostatnio w Radiu Gorzów przedsiębiorca, były poseł i senator Jacek Bachalski, po czym dodał: „Nie ma co się silić na konkurowanie z wielkimi miastami, bo nam się nie uda. Zróbmy z Gorzowa pewną markę, która przełoży się na marżę”.
Gorzów w przeciwieństwie do Zielonej Góry, jest miastem w którym pieniądze pomocowe oraz zaciągnięte kredyty, zostały w ostatnich latach przeznaczone na inwestycje efektowne i ciekawe, ale w minimalnym stopniu tworzące fundamenty do długotrwałego rozwoju. Żeby nie szukać daleko, analogiczny błąd popełniono wiele lat temu u naszych sąsiadów we Frankfurcie nad Odrą, gdzie z miasta wyjechała jedna czwarta mieszkańców, mimo dużych inwestycji w infrastrukturę. Mało kto o tym mówi, ale dzisiaj Gorzów ma mniej niż 100 tysięcy mieszkańców, bo większość spośród tych którzy wyjechali, wciąż jest tutaj zameldowana.
Politycy z północy ambitnych koncepcji nie mają, pomijam kiepską opinię radnych z tej części regionu wśród zielonogórskich dziennikarzy. Warto więc podpowiedzieć kierunek działań, aby zrównoważony rozwój regionu nie był fikcją: Zielona Góra powinna zwolnić z rozwojem, zlikwidować o połowę wydziały na Uniwersytecie Zielonogórskim, nie składać wniosków o dofinansowanie z taką intensywnością i zabronić podejmowania tam pracy mieszkańcom Gorzowa. Problem w tym, że Gorzów zaczyna być nie tylko miejscem na mapie, ale również kiepskim stanem umysłu...
ROBERT BAGIŃSKI
bloger, były polityk i kandydat na prezydenta miasta
Komentarze: