Szpitalny Oddział Ratunkowy: pacjenci wołają SOS!
KOMENTARZE
Robert Bagiński
2017-01-25 21:52
79005
Bardzo często płynie z gorzowskiego szpitala przekaz, że wszystko jest pod kontrolą, ale sposób oraz forma funkcjonowania Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, zdają się temu przeczyć...
Wszystko przypomina taniec na wulkanie ludzkich emocji, wszyscy wiedzą, iż w końcu wszystko wybuchnie, ale nikt nie wie kiedy, więc zabawa w kotka i myszkę z pacjentami, trwa na całego. Pomysł był błyskotliwy i został pięknie zaprezentowany w środkach masowego przekazu, jako nowatorski sukces: wprowadzamy system kwalifikacji pacjentów. Idea rozminęła się z praktyką i łatwo to zweryfikować, krótką wizytą na gorzowskim SOR. Jego funkcjonowanie obciąża hipotekę całego szpitala i najlepiej wiedzą o tym pacjenci, a mimo to wiceprezes Robert Surowiec konstatuje: „Chcemy, żeby nasi pacjenci byli zadowoleni, a pierwsze kroki zrobiliśmy w odniesieniu do SOR”.
Nie da się zakwestionować licznych sukcesów szpitala w jego nowej formie prawnej, a tym bardziej osobistego zaangażowania marszałek Elżbiety Polak, ale SOR jest „pietą Achillesa” tej placówki i oby się nie okazało, że politycznie dobrany zarząd, będzie „Koniem Trojańskim” całego procesu podnoszenia tej placówki z ruin. Nie głoszę krytyki totalnej, takiej sztuki dla sztuki, bo jednak tam pomaga się ludziom, a ratownicy dają z siebie wszystko. Stawiam tylko tezę, że system działa źle i jest to wina kierownictwa szpitala, który sobie po prostu nie radzi, a ów niemoc próbuje markować medialnymi przedsięwzięciami.
Tak zwany „triage”, a więc system dzielenia pacjentów na trzy grupy: czerwoną, żółtą i zieloną, to marketingowy „bon mot”, który poza konferencją prasową, nie zaoferował pacjentom niczego więcej. SOR to serce szpitala i powinien być jego wizytówką, podobnie jak recepcja w hotelu i biuro obsługi klienta w firmie, ale w Gorzowie jest jego największą słabością. Pacjenci tego oddziału potrzebują choćby odrobiny ciepłego emocjonalnego stosunku do siebie i wcale nie oczekują tego, by obsługa przestała ratować innych i skoncentrowała się od razu na nich. Gorzowski szpital jest na tle innych nowoczesny i czysty, a zapowiada się, iż będzie jeszcze lepiej, ale mury to nie wszystko. Konieczna jest większa świadomość „prokliencka” kadry lekarskiej i pielęgniarskiej, co jednak się nie stanie do czasu, gdy jednym nie powie się „dziękuję”, a innych nie wyśle na specjalistyczne szkolenia z zakresu obsługi interesantów. Inaczej mówiąc – SOR charakteryzuje się złą organizacją pracy i za to odpowiedzialne jest kierownictwo szpitala.
Kontrast pomiędzy medialną pewnością siebie „politycznego” kierownictwa szpitala, a organizacyjną abstynencją w odniesieniu do SOR, to główny problem i paradoks tej spółki. Nie można zamykać oczu na ewidentnie złą organizację pracy, szczególnie wtedy, gdy niedociągnięcia – żeby nie powiedzieć: zaniedbania i błędy – widać nawet przy mocno zamrużonych powiekach. Udała się w szpitalu „inżynieria finansowa”, ale leży ta społeczna. Dopóki SOR nie będzie sprawnie funkcjonującą komórką, taką gdzie pacjentom nie zwiększa się ciśnienie w miarę kolejnych godzin oczekiwania na zainteresowanie innych swoją osobą, szpital będzie miał zły PR, a pacjenci nie uwierzą, iż budynek przy Dekerta służy komukolwiek więcej, niż blisko dwóm tysiącom kadry lekarskiej, pielęgniarskiej oraz administracyjno-gospodarczej.
Inną sprawą są diagnozy z których wielu pacjentów drwi przez łzy, a piszący te słowa ma swoje doświadczenia, że tylko trochę różnią się od wróżb zmarłej niedawno Dzidzianny Solskiej z Krakowa. Mimo tego, marszałek Polak cieszy się ze spokoju w gorzowskim szpitalu, ale może wskazówką do działania powinny być słowa z serialu „Ucho Prezesa” w reżyserii Roberta Górskiego: „Jeżeli dzieci w pokoju obok siedzą cicho, to znaczy, że patrzą na płonące firanki”. SOR jest zbyt poważną sprawą, by z niego żartować i dlatego warto apelować, by sprawy jego funkcjonowania nie ignorować.
Robert Bagiński, bloger, były polityk i kandydat na prezydenta miasta
Komentarze: