Ludzie to lubią, ludzie to kupią, byle na chama, byle głośno
KOMENTARZE
Robert Bagiński
2016-12-11 17:19
77455
To niebezpieczne balansowanie na granicy szaleństwa i śmieszności, aby dwa lata po wyborach budować front totalnego sprzeciwu wobec prezydenta miasta, którego wadą jest to, że w mieście dzieje się więcej niż kiedykolwiek w ostatniej dekadzie.
Są powody do krytyki Wójcickiego, ale nie są nimi remonty dróg, a liderka ruchów miejskich w roli prezydenta, to żadna recepta.
Gorzowscy liderzy ruchu miejskiego przejęli metody tych, których w kampanii wyborczej krytykowali. Doszli do momentu, w którym liczą się tylko ich prawdy objawione. Nie ma płaszczyzn do kompromisu, bo liczy się skalkulowany cel. Gdyby więc jutro prezydent Jacek Wójcicki ogłosił, że najprzyjemniejszą porą roku dla gorzowian jest wiosna i lato, szybko doszukaliby się dziury w całym, zgłaszając petycję o konsultacje, że jest to jednak zima. Te ostatnie również uległy deprecjacji, a efekt jest taki, że najbardziej znienawidzone nad Wartą stwierdzenie, to „konsultacje społeczne”, które zastąpiły rzecz w samorządzie o wiele istotniejszą: decyzyjność.
„Dzisiaj wszystko jest jasne, bo pani Marta określiła się, że przymierza się do wyborów i rozpoczęła już kampanię wyborczą” – powiedział w piątkowym wywiadzie dla jednej z telewizji prezydent Jacek Wójcicki.
Raz już mieszkańcy dali się nabrać na „bezinteresowność” kilkudziesięciu emocjonalnie formułujących swoje postulaty działaczy, lepiej drugi raz tego błędu nie popełniać. Możliwe, że prezydent Wójcicki nie jest jeszcze włodarzem, o jakim marzą gorzowianie, ale na pewno nikt z nich nie chce oddawać miasta tym, którymi kieruje żądza władzy. Tymczasem dla wielu pomysł wydaje się być genialny: oto zjednoczona pod przywództwem Marty Bejnar-Bejnarowicz opozycja, zdobywa w mieście władzę, pokazuje figę Wójcickiemu i bierze się za mityczne porządki. Można by retorycznie zapytać, co jest celem ruchów miejskich: obalanie władzy, czy próba nawiązania z nią kontaktu w celu realizacji ważnych dla innych spraw? Nie podobał się Tadeusz Jędrzejczak, a teraz nie podoba się Wójcicki i nie będzie się podobał żaden, jeśli nie będzie „swój”. To nie świadczy o tych ludziach dobrze.
Zbyt łatwo przyjmowana jest w mieście nad Wartą narracja kilku sympatycznych aktywistów, którzy prą z krytyką do przodu jak czołg, ale nic nie ilustruje bardziej nędzy ich intencji, jak fakt, iż do dzisiaj nie ustosunkowali się do kilkakrotnie wyartykułowanego przez prezydenta zarzutu, że trzy dni po wyborach przyszli do niego z listą urzędników do zwolnienia. Dzisiaj obwiniają niedawnego protegowanego za urzędowe fluktuacje pracowników, ale milczeli w czasie, gdy z budynku przy Sikorskiego pozbywano się wieloletnich fachowców, zastępując ich działaczami Ludzi dla Miasta.
Do wyborów pozostały tylko dwa lata i będzie już tylko „z górki” oraz „na ostro” i „bez trzymanki”. Mimo wszystkich zastrzeżeń do Wójcickiego, nie warto dawać Ludziom dla Miasta złudnych nadziei, że będzie się uczestniczyło w wyborczej platformie pt.: „Huzia na Józia – czyli wszyscy przeciw Wójcickiemu”. Jeśli kiedykolwiek zmieniać, to na lepsze, a zamiana Wójcickiego na Bejnar-Bejnarowicz, niczego takiego nie gwarantuje. Jest wybitnie zdolną radną i świetną aktywistką, ale to nie jest format prezydencki i przy wszystkich swoich wadach, obecny włodarz wypada lepiej.
Wspólnym mianownikiem gorzowskiej opozycji jest sprzeciw wobec inwestycyjno-administracyjnego chaosu oraz dużej liczby „igrzysk”. Krytykę budzi także zbytnie upolitycznienie samorządu oraz niedostateczne tempo aplikowania po unijne środki. Ale między ruchomiejskim krytykanctwem i wolą wendety, a merytoryczną opozycyjnością radnych Nowoczesnej: Jerzego Synowca, Jerzego Wierchowicza i Krzysztofa Kochanowskiego, jest zasadnicza różnica. Ci drudzy nie chcą kolejnej miejskiej rewolucji, ale dobrego rządzenia, co Wójcicki ma szansę jeszcze pokazać, a wtedy oni go chętnie poprą lub po prostu nie wystawią swojego kandydata.
Dla Marty Bejnar-Bejnarowicz, Aliny Czyżewskiej, Michała Szmytkowskiego i wielu innych, nie ma znaczenia, że od jakiegoś czasu zaczęli serwować mieszkańcom coraz bardziej szmirowate widowisko, którego kolejnym aktem będzie próba faktycznego zablokowania inwestycji rozbudowy Kostrzyńskiej z powodu ich miłości do drzew. Ale cóż to dla nich oznacza, skoro – jak ładnie ujął to niegdyś Wojciech Młynarski: „Ludzie to lubią, ludzie do kupią, byle na chama, byle głośno, byle głupio...”
ROBERT BAGIŃSKI
Bloger, były polityk i kandydat na prezydenta Gorzowa
Komentarze: