przejdź do treści strony kontakt
strona główna 501 936 975 menu wyszukiwarka

więcej

Zwykła produkcja – tak. A klimat dla biznesu? Brak

KOMENTARZE

Robert Bagiński
2016-10-02 16:36
75748

Dystans między Gorzowem a Zieloną Górą wciąż się powiększa i nie pomogą żadne zaklęcia, ani pojękiwania zazdrości czy polityczne wymachiwanie szabelką. Nie jesteśmy miastem atrakcyjnym dla biznesu, tak wynika z raportu przygotowanego przez miesięcznik „Forbes”.

Tym samym, rosnąca liczba konsultacji społecznych o roli kaczek w Parku Róż, krzywiźnie drzew na Zawarciu oraz rodzaju kostki chodnikowej na Kwadracie, nie idzie w parze z dyskusją na tematy istotniejsze: komu ma to służyć, jaką da wartość dodaną i w jaki sposób wpłynie na przyszłość miasta. 
 
W latach 2010-2014 Gorzów w zestawieniu „Forbesa” był klasyfikowany w kategorii miast od 50 do 150 tysięcy na miejscach od drugiego, przez czwarte, aż do piątego, co było wynikiem przyzwoitym, choć zawsze za Zieloną Górą. W roku bieżącym jest to miejsce ósme, przy kolejny już raz pierwszym dla Zielonej Góry. Skalę sytuacji obrazują szczegółowe dane z których wynika, że kiedy w 2015 roku w Gorzowie powstało 156 nowych firm, to w Zielonej Górze było to aż 405, co powoduje iż w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców daje to jedną firmę w Gorzowie i niemal trzy w Zielonej Górze. Jeśli powyższe zestawić z rankingiem jakości życia w polskich miastach, który opublikowany został na podstawie „Diagnozy społecznej 2015”, to i tutaj Zielona Góra miażdży inne miasta, a Gorzów wręcz przeciwnie, wprost proporcjonalnie traci w nim pozycję spadając na 21 miejsce, podczas gdy druga stolica lubuskiego plasuje się na drugim, zaraz za Poznaniem i przed Krakowem.
 
Analiza rankingów z lat ubiegłych pozwala sądzić, że nie jest to „wypadek przy pracy”, ale mamy do czynienia z trwałą tendencją pogarszania się warunków do prowadzenia biznesu oraz jakości życia w mieście nad Wartą. W efekcie ludzie przedsiębiorczy wybierają emigrację do miejsc, gdzie młodych przedsiębiorców się wspiera. Bez echa przeszedł pomysł mecenasa Jerzego Synowca, aby miasto organizowało „przetargi pomysłów” dla młodych ludzi chcących prowadzić działalność gospodarczą w miejskich lokalach, które świecą pustkami. 
 
Może dlatego, że zagadnienia atrakcyjności miasta dla prowadzenia działalności gospodarczej nie da się rozpatrywać bez odniesienia do jakości elit politycznych, a w Gorzowie ton nadają głównie nauczyciele, sportowcy i wieczni działacze na garnuszku podatników. Nie jest to samo w sobie złe, ale o kierunkach rozwoju miasta powinni decydować ludzie obyci w biznesie, mający doświadczenie pracy w międzynarodowych korporacjach czy po prostu coś wytwarzający i rozumiejący sytuację w której znalazł się Gorzów.
 
Wiele dyskutuje się w mieście o dużych biznesach, innych niż taśmy produkcyjne w TPV, SE Bordnetze i Faurecji, zamiast stworzyć warunki do tego, by powstawały również te niewielkie kilkuosobowe. Przy sprzyjających warunkach, wsparciu miasta, dobrym pomyśle i odrobinie szczęścia, mogłyby się stać tym, czym w Zielonej Górze jest kilka największych w Polsce sklepów internetowych oraz kilkadziesiąt firm założonych przez mieszkańców i produkujących m.in. grafen, symulatory lotnicze, rozwiązania IT czy implanty medyczne. To nie są pozyskane w zamian za ulgi w lokalnych podatkach fabryki, ani firmy założone ze środków z unijnej dotacji, ale przedsięwzięcia zakładane na miejscu, a dziś będące liderami w swojej branży.
 
Prezydent Jacek Wójcicki ma prawo nie rozumieć mechanizmów działania współczesnych biznesów, ale nie ma prawa rezygnować z usług ludzi kompetentnych, zastępując ich miernotami, a taka zmiana szykuje się w Wydziale Obsługi Inwestora. Optykę postrzegania przez polityków Gorzowa w XXI wieku doskonale ilustruje sprawa nieruchomości na potrzeby urzędników. Jakby nikt nie rozumiał, że czasy się zmieniają. Dziś nie chodzi o to, aby miasto miało dużo przyjaznych dla mieszkańców obiektów, ale wyspecjalizowany i sprawny informatycznie system oraz kompetentnych urzędników, którzy dzięki automatyzacji procesów administracyjnych, byliby rozliczani nie inaczej niż pracownicy korporacji z KPI. Wydział wspierający inwestorów rozumiany jako pokoik z czekającymi na telefon od przedsiębiorcy urzędnikami, to anachronizm trącący prowincjonalizmem. 
 
Niedobrze by było, gdyby kolejne rankingi atrakcyjności biznesowej potwierdzały tezę, że w przypadku Gorzowa lepsze już było, a kampanijne zapowiedzi wspierania młodych w inicjowaniu przedsięwzięć biznesowych były jak ryż „Uncle Bens”, a więc się nie kleiły...
 
ROBERT BAGIŃSKI
Bloger, były polityk i kandydat na prezydenta miasta

Komentarze:

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x