Koalicja na rzecz miliarda
KOMENTARZE
Jerzy Synowiec
2016-03-16 11:22
66934
Od wyborów samorządowych do rady miasta upłynęło ledwie kilkanaście miesięcy, a już połowa radnych funkcjonuje w ramach innych ugrupowań niż te, z ramienia których zostali wybrani. Czy to zjawisko normalne czy też nie i jak należy takie zmiany postrzegać?
Otóż ja nie widzę w tym niczego dziwnego i to nie tylko dlatego, że sam funkcjonuję w innym ugrupowaniu niż to, z którego zostałem wybrany. Po prostu zmienia się rzeczywistość społeczna i polityczna wokół nas, a widoczne to jest bardzo wyraźnie po jesiennych wyborach parlamentarnych. Niektóre ugrupowania polityczne zniknęły z mapy, niektóre wprowadziły ledwie po jednym radnym, a jeden radny to za mało na klub (minimum trzy osoby), a jeszcze inne ulegają ogromnym zmianom.
W ślad za tym idą zmiany w łonie rady miasta. I tyle. Zresztą wyborcy głosują głównie na nazwiska, a nie na ugrupowania, więc wybrany nie musi czuć dyskomfortu, jeśli realizuje swoje pomysły w innym otoczeniu. Ważniejsze jest, w jakim kierunku te zmiany idą. W gorzowskiej radzie następuje wyraźna polaryzacja i przegrupowanie sił mające na celu uzyskanie przewagi nad resztą. Środkiem do celu jest trzynaście głosów, co oznacza większość w radzie i możliwość decydowania praktycznie o wszystkim, nawet wbrew prezydentowi. Tak więc i prezydentowi i opozycji zależy, aby te trzynaście głosów mieć po swojej stronie. Na dzisiaj koalicja proprezydencka ma 10 pewnych głosów (pięciu radnych gasnącej w oczach Platformy Obywatelskiej, której jedynym przejawem aktywności będzie grzanie się w prezydenckim cieple – Surowiec, Sobolewski, Kunicka, Piotrowicz i Andruszczak) i pięciu radnych ugrupowania „Gorzów +” (zbiór radnych różnych opcji o dużej skali przypadkowości – Kurczyna, Kaczanowski, Granat, Zwierzchlewski, Paluch).
Nawet jeśli do ugrupowania „prezydenckiego” przejdzie nowa radna z ugrupowania „Ludzie dla Miasta” (w miejsce Ewy Hornik, która została szefową wydziału kultury UM), to i tak prezydent musi liczyć na wsparcie jeszcze co najmniej dwóch radnych, a i tak będzie to przewaga bardzo chybotliwa. W wyraźniej opozycji jest piątka radnych PiS (najbardziej stabilny klub, choć też wymieniający radnych w coraz szybszym tempie – Pieńkowski, Rawa, Jałowy, Maria Surmacz?, Ludniewski) oraz piątka (a zaraz chyba czwórka „LdM” – BejnarBejnarowicz, Syska, Musiałowicz, Szmytkowski + Górecka). Krótko mówiąc decydować będzie postawa dwóch radnych niezależnych. Na dzisiaj są to Wojciechowska (wybrana z listy PSL) i Patryk Broszko (do tej pory PO) – choć ten drugi pewnie niedługo pozostanie sam, bo jest to człowiek młody i ambitny. I jeszcze trzech radnych „Nowoczesnego Gorzowa” (Wierchowicz, Kochanowski, Synowiec). Ci generalnie głosowali proprezydencko, ale przy ostatnich głosowaniach raczej wstrzymywali się od głosu (strategia sportu, likwidacja MOS), co może oznaczać, że w przyszłości nawet doraźna koalicja – PiS, „LdM” oraz „Nowoczesny Gorzów” plus choćby jeden radny niezależny może przegłosować wszystkich i wszystko. Konieczne jest więc zakończenie formowania wszystkich klubów, aby można było policzyć szable i stworzyć stałą większość. Leży to i w interesie prezydenta, i w interesie miasta. Do końca kadencji wszak jeszcze dwa i pół roku, i to w czasie, kiedy Gorzów może się zmienić nie do poznania. Myślę, że w ciągu miesiąca, najdalej dwóch proces formowania się stałego układu w radzie miasta się zakończy. Szkoda tylko, że do rozmów koalicyjnych po obu stronach nie doszło już na początku kadencji, bo w ten sposób duże zasoby energii zostały zmarnowane na zbędne dyskusje, miast na skoncentrowanie się na tym, co jest i będzie najważniejsze – całkowitej zmianie oblicza miasta w najbliższym czasie i właściwym wykorzystaniu miliarda złotych, który przyjdzie nam mądrze zagospodarować.
Komentarze: