Wigilia Narodów
KOMENTARZE
2015-12-23 09:23
60040
Już po raz dziewiąty w MCK „Zawarcie” była Wigilia Narodów rozumiana jako spotkanie wszystkich kultur i narodowości, które od 1945 roku tworzyły tożsamość naszego miasta. Do Gorzowa zjechali wówczas wygnańcy z różnych stron przedwojennej Polski...,
...głównie z kresów wschodnich: Wilniucy, Lwowiacy, Poleszucy, ale też Tatarzy czy ludzie z rumuńskiego pogranicza – Bukowiny. Krótko potem pojawili się w Gorzowie i okolicach przymusowo wysiedleni Łemkowie z Bieszczad, a potem równie przymusowo osiedleni Romowie, których jeszcze do niedawna nazywano Cyganami, a została też garść autochtonów, którzy dla ludzi ze wschodu byli Niemcami. Wszyscy oni zostali wymieszani z przybyszami z Wielkopolski, którym u siebie było i za ciasno, i za biednie. Ja jestem typowym „produktem” tej mieszanki – ojciec przyjechał z poleskiego Pińska, a matka z podpoznańskiego Lubonia.
Przez wiele powojennych lat poszczególne grupy różniły się od siebie zwyczajami i językowymi naleciałościami, ale integracja i asymilacja postępowały równie szybko, jak narastało przekonanie, że Gorzów i całe ziemie zachodnie już na zawsze pozostaną polskie. Pierwsi, zresztą najmniej liczni, roztopili się w społeczeństwie Tatarzy, po których dzisiaj zostały tylko wspomnienia i mało już używana nazwa „Tatarskie górki”. Następnie zanikli jako grupa autochtoni, a to za przyczyną upływającego czasu. Do dzisiaj bronią się towarzystwa grupujące Lwowiaków, Wilniuków i Poleszuków, ale to już bardziej sentyment do czasów młodości swojej, albo swoich przodków, a nie więzy etniczne. Zostały w nas jednak najlepsze cechy naszych przodków, w tym szacunek i umiłowanie dla miejsca, gdzie żyjemy i to jest największa wartość, którą przekazaliśmy naszej nowej „małej ojczyźnie”. Bardziej bronią swojej odrębności Łemkowie, choć może dlatego, że nie przyjechali tu
z własnej woli, ale i tak młode łemkowskie pokolenie czuje się w pierwszej kolejności gorzowianami, zachowując oczywiście pamięć o przodkach i ich dawnym miejscu zamieszkania. Na koniec zostawiłem Romów, którzy jeszcze długo po wojnie wędrowali po kraju jak wolne ptaki, aby na początku lat pięćdziesiątych mocą decyzji ówczesnych władz rozpocząć proces osiedlania na stałe. Kilkusetosobowa grupa osiadła w Gorzowie, tworząc do dzisiaj jedną z najbardziej prężnych i wpływowych społeczności w całym romskim świecie, zachowując swoją wyraźną i odrębną tożsamość kulturową. To z Gorzowem jest kojarzony lider kultury romskiej Edward Dębicki, to tutaj mieszkała największa romska poetka Papusza, to wreszcie tutaj funkcjonuje od kilkudziesięciu lat zespół „Terno” i odbywają się „Romane Dywesa” – romski festiwal kultury.
Nic więc dziwnego, że od lat motorem Wigilii Narodów jest właśnie Edward Dębicki wraz z żoną Ewą, którzy składają w ten sposób hołd nie tylko tradycji swoich ziomków, ale też wszystkim kulturom, które po wymieszaniu dały tak znakomity efekt, jaki możemy zaobserwować w naszym mieście, gdzie obok pomników niemieckich mieszkańców Landsberga – Ernsta Henselera, Christy Wolf są pomniki przybyszów ze wschodu – Jana Korcza, Włodzimierza Korsaka, Zenona Bauera, ale też Papuszy, czy urodzonego tuż po wojnie Edwarda Jancarza. Gorzów może czuć się dumny z tego, że w czasach ksenofobii i strachu przed obcymi – akcentuje swoje wieloetniczne korzenie i nie wstydzi się swojej przeszłości i teraźniejszości.
Komentarze: