Telewizyjna demokracja
KOMENTARZE
Mateusz Kowalczyk
2015-04-13 21:34
67412
Mateusz Kowalczyk
Wybory prezydenckie już za niecały miesiąc. Na naszych oczach zarysowuje się obraz wykreowanego przez sondaże i media, jedynego słusznego kandydata. To właśnie przez rządowe (koncesjonowane) środki masowego przekazu, następuje zjawisko wpajania krótkowzroczności naszym obywatelom, która to będzie się objawiała głosowaniem tylko na tego, który ma największe szanse na wygraną.
W taki to właśnie sposób, zapewnia się zwycięstwo w nadchodzących wyborach Bronisławowi Komorowskiemu. Sam kandydat ma bardzo proste zadanie, powinien jedynie statystować, uśmiechać się na spotkaniach z wyborcami, no i oczywiście mówić tylko wtedy, kiedy będzie to konieczne. Trudno się temu jakoś specjalnie dziwić, a nuż znany z gaf urzędujący prezydent, walnąłby coś, co mogłoby mieć negatywny wpływ na jego wynik.
Można z łatwością zaobserwować, że Bronisław Komorowski i Andrzej Duda, czyli obaj wywodzący się z Unii Wolności kandydaci, grają nam w teatrzyku telewizyjnym jakże innych, wielce różniących się od siebie kandydatów. No przecież znamiona różnorodności muszą zostać zachowane. Jeszcze ktoś by się obruszył przed telewizorem i dostrzegł, że niczym się nie różnią. Zresztą w Polsce panuje wielkie przeświadczenie o podzieleniu naszego kraju na dwa obozy polityczne, przynajmniej tak się tym celowo podzielonym wydaje. Oczywiście jest to pogląd mylny, a wskazuje nam na to jedynie obraz telewizyjny, który do rzeczywistych z całą pewnością nie należy.
Skoro już jesteśmy przy telewizji, to warto poruszyć także bardzo ważny aspekt każdej batalii wyborczej, a mianowicie politycznych debat. Już dziś wiemy, że na próżno będzie szukać jakiejkolwiek debaty z udziałem prezydenta Komorowskiego na ekranach naszych telewizorów. Jak sam zapowiedział, dopiero w przypadku drugiej tury (o ile do tej drugiej tury dojdzie) stanie do walki w przedwyborczej debacie. Oczywiście jest to przejaw z jednej strony zwyczajnego tchórzostwa, a z drugiej strony jeden z elementów strategii wyborczej, która na tym tchórzostwie bazuje. Najwidoczniej Pan Prezydent woli grać w spektaklach, w których to głównej roli nie gra on sam, a tłumy uczniów ściąganych pod przymusem na wiece z lokalnych szkół, czy też członkowie Platformy Obywatelskiej, którzy robią sztuczny tłum. Nie zapominajmy także o dzieciach, które bez zgody rodziców trzymają kartki z napisami ''popieram Komorowskiego'' tuż za plecami kandydata. Nikt chyba nie ma co do tego wątpliwości, że dzieciaki zbyt wielkiej świadomości tego co robią nie mają, a jednak bez pytania o jakąkolwiek zgodę grają w tej całej szopce.
Kandydat Prawa i Sprawiedliwości, Andrzej Duda, za to chętnie by na debatę się zgodził, no ale pod warunkiem, że oczywiście nie będzie to debata z tymi, którzy mają mniejsze szanse od niego. Tak więc możemy się spodziewać tego, że także i jego w żadnej debacie nie zobaczymy. No bo po co miałby się pocić w rozmowie z Korwin-Mikke, Pawłem Kukizem, Jackiem Wilkiem, czy Grzegorzem Braunem? Nic by nie ugrał, a z całą pewnością dostałby srogi łomot od prawdziwych kandydatów antysystemowych.
Natomiast Magdalena Ogórek nie wiem czy byłaby skłonna zgodzić się na jakąkolwiek debatę, czy to w towarzystwie swoich znajomych lub też przypadkowych osób na ulicy. No chyba, że Leszek Miller ma tyle wolnego czasu, że zająłby się pisaniem tekstów z odpowiedziami nawet i na takie okoliczności. Naprawdę nie wiem jakich argumentów użyją wyborcy Pani Ogórek idąc do urn wyborczych, aby zagłosować właśnie na nią. Unikająca kamer i pytań kandydatka Sojuszu Lewicy Demokratycznej ponoć za to ładnie pachnie. Ja tam tego nie wiem, ale Jacek Wójcicki, który jakże szumnie przywitał Panią Ogórek w Gorzowie, już coś o tym wiedzieć powinien. Tylko czy to jest powód do głosowania? Dla niektórych grup społecznych z całą pewnością.
Jest także Pan Jarubas, który za to jako jedyny z kandydatów systemowych, mógłby się podjąć dyskusji w debatach przedwyborczych, ponieważ zwyczajnie nie ma nic do stracenia. Tutaj natomiast mechanizm jest trochę odwrotny, ponieważ Pan Jarubas nie mógłby debatować z prezydentem Komorowskim. Nie bardzo wiem o czym mieliby rozmawiać, o podwyższeniu wieku emerytalnego, podwyżkach podatków? No chyba jednak nie. Akurat dla nich to zbyt niewygodne. Może o pogodzie? Bardzo możliwe, ale nie specjalnie interesujące.
Pozostali kandydaci, którzy chętnie by stanęli do debaty, zbyt wielu szans na to nie dostaną. Nie bez przyczyny wmawia się nam, że nie maja szans, a dopuszczenie do świadomości wyborcy faktu, że właśnie tacy kandydaci byliby świetną alternatywa dla obecnie urzędującego prezydenta, mogłoby się skończyć zaskakująco dobrym wynikiem kilku z antysystemowych kandydatów. Oczywiście także i Oni mają ustawowe prawo do bezpłatnego czasu antenowego w telewizji publicznej, dlatego też dostaną po kilkadziesiąt sekund na końcowym etapie kampanii, po czym zakończą swoją przygodę w ogólnopolskich mediach. Skoro już o nich, to trzeba przyznać, że jest to pewnego rodzaju przełom, albowiem trudno doszukać się wyborów prezydenckich, w których startowałoby aż tylu zadeklarowanych antysystemowców. Chodzi tutaj o takich kandydatów jak Janusz Korwin Mikke, Jacek Wilk, Grzegorz Braun czy też Marian Kowalski. Oni już wygrali tym, że zdołali zarejestrować swoje komitety zbierając ponad 100tys podpisów, co przecież nie jest wcale taką łatwą sztuką.
Zatem o co mogą powalczyć? Z całą pewnością będzie to walka o to, kto będzie miał pełne prawo rozdawać karty przy ewentualnej koalicji przedwyborczej na jesieni.
Teleturniej 1z10 kojarzy nam się z typem programu rozrywkowego, podczas którego uczestnicy odpowiadają na pytania prowadzącego, a najlepiej odpowiadający wygrywa. W nadchodzących wyborach prezydenckich, wyemitowany zostanie program 1z11, a różnić się od prawdziwego teleturnieju będzie tym, że wygra go ten, który nie zdąży się nawet przedstawić i nie odpowie na żadne z pytań, ponieważ w obawie przed błędną odpowiedzią, żadne pytanie do wygranego nie padnie.
Mateusz Kowalczyk
Prezes gorzowskiego oddziału Kongresu Nowej Prawicy
Komentarze: