Wierchowicz: Idą drogą „czerwonych”. I tak skończą
KONSTYTUCJA MąDRALO
Jerzy Wierchowicz
2022-08-31 12:21
15064
40 lat temu byłem świadkiem „wydarzeń gorzowskich”. Widziałem gniew mieszkańców naszego Miasta. Kilka tysięcy ludzi na ulicy Sikorskiego i na placu Katedralnym protestowało przeciw stanowi wojennemu, przeciw komunizmowi i ówczesnej władzy. Leciały kamienienie w stronę milicjantów, były transparenty z hasłami o wolności i demokracji. Z drugiej strony pałowanie, gaz, zatrzymywanie i następnie aresztowanie co najmniej kilkudziesięciu uczestników protestu.
Następne parę tygodni spędziłem na sali sądowej broniąc jako adwokat wielu uczestników zajść, dla mnie bohaterów tamtego czasu. Zapadały surowe wyroku, minimum trzy lata. Sąd Wojewódzki w Gorzowie w zasadzie spełniał oczekiwania „czerwonej” władzy, chociaż zdarzały się wyroki uniewinniające. Oczywiście wszystkie wyroki skazujące były niesprawiedliwe. Podsądni stawali w słusznej sprawie. Walczyli o wolność i demokrację. Ale pamiętam na przykład sędzię Urszulę Głowską, która uniewinniła jednego z demonstrantów, stwierdzając że sąd nie jest w stanie ustalić czy oskarżony rzucał kamieniami w milicjantów, gdy przed sądem stanął brat bliźniak, a milicjant nie potrafił wskazać który to rzucał, a rzucał tylko jeden.
Pamiętam sędziego Rutkowskiego który zapłacił stanowiskiem za nieformalną pomoc w uwolnieniu skazanego w ramach amnestii. Także sędzia Paduch potrafił „odtrybić” postępowanie, co pozwalało na wymierzenia kary łagodniejszej niż trzy lata, a czasami nawet w końcu uniknąć kary. Ale większość sędziów nie miała takich odruchów i w spokoju dotrwali do stanu spoczynku, nie rozliczywszy się z tych haniebnych wyroków skazujących. Oskarżeni na sali zachowywali się godnie, czego nie zawsze mogę powiedzieć o sędziach. Podnoszenie głosu na oskarżonego, przerywanie przemówień obrońcy, gdy ten wskazywał na szlachetne pobudki oskarżonych, oddalanie wniosków dowodowych obrony, dawanie zawsze wiary milicjantom jako świadkom, to było nagminne.
Procesy trwały do późnych godzin wieczornych. Polecenie z centrali było krótkie. Skazywać szybko i surowo. I tak z reguły było. Później władza ogłaszała amnestie. Tak że prawie nikt ze skazanych nie odsiedział całości wyroku, co nie było żadną łaską, gdyż za wszystkimi sprawami kryły się dramaty i tragedie osobiste czy rodzinne.
Były też postawy bohaterskie. Na przykład na prośbę rodziny złożyłem wniosek o ułaskawienie jednej ze skazanych. Pojechałem do zakładu karnego w Krzywańcu z radosną nowiną, że za kilka dni opuści więzienie a usłyszałem krótkie zdanie: „mecenasie proszę natychmiast wycofać wniosek o ułaskawienie, nie potrzebuje żadnej łaski od komunistów”. Tak zrobiłem. Skazana chyba do końca kary nie odsiedziała, gdyż później komuniści ogłaszali amnestie bez względu na to, czy skazany się zgadzał czy nie. Ta pierwsza amnestia takiej zgody wymagała. Do dzisiaj jestem pod wrażeniem postawy pani Ireny Ptaszek, bo o niej piszę. W tych procesach okazało się, że bohaterami tamtych lat byli zwykli, przeciętni obywatele. Spokojnie żyjący, pracujący, którzy w końcu nie wytrzymali i powiedzieli komunie dość. To nie byli żadni działacze podziemnej Solidarności, chociaż na pewno jej sprzyjający. Osobnym tematem są procesy w czasie późniejszym właśnie przywódców podziemnej Solidarności, która to struktura w Gorzowie była bardzo mocna i aktywna. Ale o tym może kiedy indziej.
Wszystko to przypominam na kanwie żenującej uroczystości, na którą zostałem zaproszony przez Wojewodę Lubuskiego w dniu 40 rocznicy „wydarzeń gorzowskich”. Powiedziałem Wojewodzie, że jako gość zaproszony chciałbym zabrać głos. Odskoczył ode mnie jak oparzony, a szef jego gabinetu oświadczył, iż jest to absolutnie wykluczone. Przemawiali tylko prezydent Duda, przewodniczący „S” Duda i prezes IPN. Wszyscy oni wielokrotnie wymieniali związek zawodowy „Solidarność” i podkreślali jego zasługi dla Polski. Ale żaden z nich nie wymienił Lecha Wałęsy.
Obłuda, hipokryzja, fałszowanie historii, dokładnie to co robili czerwoni. Wstyd za małość obecnej władzy. Honor Gorzowa uratował jeden z demonstrantów stojący poza barierkami odgradzającymi od gości publiczność, który kilkakrotnie odważnie zawołał „Lech Wałęsa”. Były też transparenty z napisami: „Duda dureń i zdrajca”. Zapewne była to reakcja na jakże niegodziwe słowa, jakie padły w przemówieniu prezydenta Dudy, 15 sierpnia, kiedy to tak nazwał wolontariuszy spieszącym z pomocą migrantom umierającym na białoruskich bagnach. Za swoje słowa Duda powinien przeprosić. Widząc zachowanie Dudy i jego świty, tą butę, to zakłamanie gdy Duda mówił o jedności narodu itd., te co najmniej dziesięć samochodów zajeżdżających na sygnale pod Katedrę, pomyślałem sobie, że to ich schyłek. Idą drogą „czerwonych” i tak skończą jak oni.
Komentarze: