Wierchowicz: może to wpływ jesiennego splinu?
KONSTYTUCJA MąDRALO
Jerzy Wierchowicz
2019-09-23 14:00
49434
Brałem udział w kilkunastu kampaniach, poczynając od roku 1989. W części jako kandydat, w części jako członek sztabu wyborczego czy po prostu pomagając kandydatowi czy partii. Ta obecna różni się od innych – nawet od tych ostatnich czyli do samorządu czy też do europarlamentu...
Pomijając istotną rolę internetu – którego w tych dużo wcześniejszych nie było – to co najbardziej zaskakujące, a też skłaniające to smutnej refleksji, to radykalizm obywateli z którymi się spotykam wyborczo na festynach, dożynkach, na giełdzie towarowej, na rynku w dniu handlowym czy na ulicy rozdając ulotki.
Radykalizm polegający na poglądach wyrażanych w skrajny sposób. We wcześniejszych kampaniach z tak zdecydowanymi reakcjami się nie spotykałem. Ludzie zagadnięci z reguły reagowali przyjaźnie, zatrzymywali się na chwilę rozmowy, brali materiał wyborczy, deklarowali poparcie lub nie. Zdradzali swoje sympatie lub powoływali się na tajność głosowania. Ale wszystko to odbywało się w atmosferze sympatii, w najgorszym razie obojętności. Aktów agresji słownej czy fizycznej wobec mnie czy innych uczestników kampanii nie było.
Z jedynym aktem przemocy, czy też jej próbą, spotkałem się niemal dwadzieścia lat temu – telefonicznie grożono mi zamachem, gdy organizowałem spotkanie wyborcze, którego tematem m.in. miała być ustawa antyaborcyjna. Była policja, zamachu nie było i to wszystko. Natomiast dzisiaj już tak słodko nie jest. Podczas bezpośredniego kontaktu z wyborcami padają słowa obraźliwe, oskarżenia pod adresem danej formacji politycznej, próby rozmowy by usłyszeć jakiekolwiek uzasadnienie się nie udają. I nie są to ataki na konkretnego kandydata, ale takie określenia ogólne: „wyście już byli”, „coście z tą Polską zrobili”, „złodzieje” itd.
To nie oznacza, że większość wyborców tak się zachowuje, raczej duża mniejszość (to wcale nie jest oksymoron), ale jest to zdecydowanie częstsze zachowanie niż w kampaniach minionych. Podział na zwolenników obecnej władzy i na zwolenników opozycji jest bardzo głęboki i nazwę to podziałem agresywnym. Nie piszę po której stronie jest więcej agresji, bo opisuję samo zjawisko, ale tak nigdy nie było. Ludzie zatracili wzajemną naturalną wydawałoby się sympatię do siebie. Kiedyś podejście do obywatela z uśmiechem i propozycją rozmowy wywoływało też uśmiech i chęć rozmowy bądź grzeczną odmowę. Dzisiaj to często u takiego wyborcy wzrok niechętny, na przywitanie brak odpowiedzi lub odpowiedź niegrzeczna, czasami choć rzadko obraźliwa. Ludzie są jacyś dziwni, nieufni, wycofani, jakby przestraszeni, wrodzy wobec siebie. A jak dojdzie do rozmowy to opinie są niemal zawsze skrajne. Albo „nic przez te osiem lat nie zrobiliście” (jak to słyszę to zawsze się zastanawiam, jak ta PO wygrała drugą kadencję) albo „brońcie nas przed tym PiS-em, bo ta ich druga kadencja wpędzi nas do grobu”. „Coś się z Narodem dzieje niedobrego...” – pamiętacie Państwo tą pieśń kabaretu TEY, z festiwalu opolskiego z roku 1980 i w kilka miesięcy potem przyszedł sierpień...
PS. Ale jest też i wyjątek. Bardzo sympatyczna i miła była wizyta na targu w Drezdenku, tydzień temu. Zero wrogości, konkretne rozmowy, dużo optymizmu. A właściwie to tak samo było w Bledzewie, Słońsku,Trzemesznie, Przytocznej, Lubiszynie, Krzeszycach, Strzelcach Krajeńskich, Gościmiu, na giełdzie w Gorzowie. Być może więc się mylę pisząc powyższe, może to wpływ jesiennego splinu, ale tekstu nie wycofuję.
Komentarze: