Jaka jesień w Miejskim Ośrodku Sztuki Nawrockiego?
KULTURA
Adam Oziewicz
2021-11-13 06:02
13950
MOS, marzec 2018 – wernisaż wystawy jubileuszowej rzeźbiarki Zofii Bilińskiej
– MOS nie może się zatrzymać – wszystko pędzi do przodu. Kilkanaście lat temu nie było smartfonów, a teraz, praktycznie każdy nosi ze sobą przenośny telefon-komputer. Tak samo jest ze sztuką – ciągle ulega transformacji. Musimy na to reagować i pokazywać, to co aktualne i niekoniecznie łatwe w odbiorze – tak widzi rolę MOS-u nowy dyrektor, Gustaw Nawrocki.
Gustaw Nawrocki – gorzowianin, artysta, kurator wystaw, od września dyrektor Miejskiego Ośrodka Sztuki. Poprosiliśmy o rozmowę – przede wszystkim o najbliższych planach wystawienniczych MOS-u, sięgnęliśmy też do niedalekiej przeszłości.
Sprawozdania z działalności MOS-u za ostatnie lata robią wrażenie... Brakuje tylko 2020 – roku pandemii.
– Na pewno jest. Przygotowanie rocznego sprawozdania merytorycznego i finansowego to nasz obowiązek. Być może nie zostało opublikowane na stronie MOS-u... Dla nas 2020 rok był równie aktywny jak poprzednie. Pierwsza, marcowa faza pandemii – gdy nastąpił niemal całkowity lockdown – też nas nieco zdemolowała, wybiła z rytmu. To była sytuacja niecodzienna dla wszystkich. Od razu, dzięki informatykom, mieliśmy dostęp do serwerów i bez przeszkód mogliśmy pracować w domu. Przygotowaliśmy działania on-line na stronie i w mediach społecznościowych.
Zamieszczaliśmy m.in. materiały związane z jubileuszem – w tym czasie MOS obchodził 40-lecie (instytucja kultury została powołana w 1980 roku, jako BWA). Prezentowaliśmy nasze zbiory - prace artystów, które mamy w naszej kolekcji – szczególnie Władysława Hasiora. Dział Kultury Filmowej przystąpił do platformy streamingowej Mubi, potem do mojeekino.pl. Uruchomiliśmy działania edukacyjne on-line. Ciekawą propozycją były warsztaty w pudełkach. Dzieci dostawały materiały w paczkach, a w domu wg przygotowanej instrukcji wykonywały zadanie plastyczne. Przygotowaliśmy też działania w przestrzeni miejskiej – projekt Adaptacje i Narzędziownik Praktyczny na fb.
Kilka projektów z powodu pandemii musiało wypaść z programu. Ale gdyby się uważnie przyjrzeć, to tylko jednej zaplanowanej wystawy nie udało się zrealizować. Podczas locdownu mieliśmy świetne wystawy m. in. Krzysztofa Piętki, Tomasza Kulki czy Sebastiana Kroka. Z naszego punktu widzenia wszystko szło swoim torem, ale niestety bez publiczności. Facebook wszystkiego nie zastąpi…, podobnie rozbudowane strony internetowe, czy wirtualne galerie. To nie tylko moje zdanie, rozmawiam też z innymi – artystami, galernikami – potwierdzają, że obecność galerii jest niezbędna do przeżycia realnego kontaktu ze sztuką: przestrzeń, zapach farby, kurzu itd. składają się na całość w percepcji wystawy i poszczególnych dzieł.
Jak pandemia wyglądała „od środka”?
– Na pewno była to sytuacja niecodzienna także dla samego MOS-u, jako instytucji kultury – zastępowałem dyrektor Martę Genderę, była wtedy na urlopie wychowawczym. Założyłem, że najważniejsze jest zapewnienie maksymalnego bezpieczeństwa pracownikom i udało nam się przejść pandemię bez kwarantann czy izolacji.
Każdy inaczej reaguje na pandemię… Ja jestem dość odporny na stres, ale nie każdy radzi sobie z nieznaną do tej pory sytuacją. To zresztą było widać – nie radziło sobie państwo, instytucje, nie radzili sobie poszczególni ludzie. Zmieniły się też relacje między nimi – zamknięcie spowodowało również zamrożenie różnych aktywności i kontaktów.
Na wiosnę 2017 roku MOS zaproponował gorzowianom ankietę – mogli wypowiedzieć się na temat oczekiwań wobec Ośrodka. Jakie były wyniki?
– Ankietowani pozytywnie ocenili naszą ofertę. O ile dobrze pamiętam, wypełniający internetowy formularz oczekiwali więcej wydarzeń/wystaw bezpośrednio związanych z lokalnym środowiskiem artystycznym. Obecnie też przeprowadzamy „badanie publiczności” i czekamy na jego wyniki.
Ale... Jestem sceptykiem, jeżeli chodzi o wszelkiego rodzaju ankiety. Przed laty – jeszcze za kadencji pani Danuty Błaszczak – planowaliśmy zamówić duże badanie w Wyższej Szkole Biznesu. Badanie miało być przeprowadzone wśród reprezentatywnej grupy gorzowian na ulicach czy telefonicznie. Nie byłem przekonany do tego działania. Łatwo przewidzieć wyniki takiej ankiety. Obraz instytucji wyłaniający się z danych uzyskanych od przypadkowych respondentów byłby zniekształcony. Statystyczny mieszkaniec nie wie, co to jest MOS, jak działa i jakie stawia przed sobą cele. Śmiem twierdzić, że 70-80 procent gorzowian nigdy nie było w MOS-ie.
Wystawy w MOS. Z jakiego „klucza” dobierana jest tematyka, twórcy? Dlaczego właśnie ci a nie inni?
– Miejski Ośrodek Sztuki to instytucja lokalna, finansowana przez samorząd Gorzowa. Ustawa o prowadzeniu działalności kulturalnej określa ramy, w których mamy się poruszać. Głównym celem jest upowszechnianie sztuki współczesnej poprzez organizację wystaw i innych wydarzeń tj. spotkań, wykładów, projekcji filmowych etc. Przed paroma dniami zamknęliśmy wystawę z Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie „Czy wiesz, że tęcza świeci w ciemności?” złożoną z prac artystów polskich i zagranicznych – bardzo ciekawa z uniwersalnym przesłaniem. Staram się zapraszać artystów bardzo dobrych, już uznanych, ale i młodych, którzy dopiero zaczynają swoją karierę. Współpracuję też z kuratorami z Polski.
Pokazujemy w MOS lokalnych artystów. Nie tak dawno była przekrojową wystawa rzeźbiarki Zofii Bilińskiej. Tuż przed pandemią prezentowaliśmy twórczość Natalii Ślizowskiej – od jej realizacji ze studiów do najnowszych kolekcji. Warto podkreślić, że na wernisażu został pobity rekord frekwencji – takich tłumów nie widziałem w Ośrodku od 41 lat, od momentu otwarcia w 1980 roku. Był moment gdy bałem się o bezpieczeństwo widzów...
Wystawy gorzowskich twórców rzeczywiście przyciągają publiczność, ale... ten „rynek” jest płytki. Wielu młodych artystów wyjechało z Gorzowa i robi spektakularne kariery gdzie indziej – Dominika Olszowy, Konrad Juściński, Piotr Łakomy, można wymienić jeszcze kilku. To jest problem: z Gorzowa nie za bardzo mamy kogo wystawiać. To nie są lata 80. czy nawet 90. – kiedy dwa, trzy razy w roku były wystawy lokalnych artystów. Co prawda, tworzyć można praktycznie wszędzie. Miejsce zamieszkania nie jest sprawą decydującą, ale łatwiej robi się karierę w dużych miastach, najlepiej w Warszawie. Wyjeżdżają z Gorzowa nie tylko ludzie zajmujących się sztuką. Moje dzieci też wyjechały – pracują w Czechach.
Jak powstaje plan/program wystaw?
– Główne decyzje należą do kuratorów, czyli osób zapraszających artystów i produkujących ich wystawy. Gdy dyrektorem była pani Danuta Błaszczak ja zajmowałem się dużą salą. W tym czasie Zbyszek Sejwa równolegle przygotowywał swój program Galerii Fotografii i Nowych Mediów, a potem Galerii Nowych Mediów. Następnie pojawiła się Galeria Sztuki Najnowszej – prowadził ją nie żyjący już Romuald Kutera. W MOS dyskutujemy o propozycjach programowych na kolejne lata.
A źródła tych propozycji?
– Mamy swoje gusta…, ale one nie są tak do końca najważniejsze. Zawsze kierowałem się intencją, aby pokazywać przede wszystkim dobrą sztukę, ciekawych artystów, również topowe nazwiska – z tym jest obecnie trudno, bo kolekcje muzealne są nie do ruszenia przez różnego rodzaju obostrzenia konserwatorskie. Wypożyczenie prac z muzeów to horrendalne koszty – muszą być zapewnione np. specjalne zasady transportowania, klimatyzowane furgonetki z ochroną, ubezpieczenia etc. Nie mówiąc o spełnieniu przez galerię warunków eksponowania dzieł – odpowiedniej temperatury i wilgotności powietrza, zabezpieczenia ppoż., ochrony i wielu innych.
Mam też swojego „konika” – artystów z Gruppy. To jedna z najważniejszych formacji artystycznych powstałych w latach 80’ – pokazałem wszystkich jej członków, poza Włodzimierzem Pawlakiem. Organizujemy też wystawy młodym artystom. Mamy z nimi stały kontakt, śledzimy ich losy. Nie tak dawno byliśmy na Warsaw Gallery Weekend. To przyjemne uczucie potwierdzenia, że ktoś się rozwija, robi karierę, a wcześniej prezentował swoją twórczość u nas. Być może nasza galeria trochę mu pomogła, a wydany katalog wzmocnił promocję. To bardzo ważne, szczególnie dla młodych artystów.
W instytucji pozostało dwóch kuratorów, w tym jej dyrektor. W ostatnich miesiącach przynajmniej dwie osoby opuściły zespół MOS-u – Zbigniew Sejwa i Marta Gendera. Gustaw Nawrocki planuje uzupełnienie braków?
– To rzeczywiście sytuacja pewnego dyskomfortu. Pracuję nad tym. Mam nadzieje, że znajdę odpowiednie rozwiązanie. Nie mogę sam wszystkiego koordynować. Chcę podkreślić, bardzo dobrze współpracowało mi się z panią Martą Genderą – zresztą już na początku 2022 będzie przygotowywać projekt, dotyczący tkaniny. Będzie to wystawa zbiorowa – kilka niezwykle ciekawych artystek m.in. Małgorzata Mirga-Tass, która będzie reprezentować Polskę na najbliższym Biennale Sztuki w Wenecji.
Angażujemy również kuratorów zewnętrznych – jeden z projektów będzie realizować Jagna Domżalska, a wystawę dotykającą problemów klimatycznych Agata Chinowska. W przypadku tych dwóch wystaw będziemy aplikować o granty z MKDNiS.
Zapewniam, że nie będziemy z niczego rezygnować – zostajemy przy 16. wystawach w roku, w dwóch przestrzeniach. W mojej ocenie to dużo. Będą też dodatkowe działania towarzyszące wystawom: wykłady, spotkania z artystami, projekcje filmów etc. Planujemy też działania w przestrzeni miasta na NSK i Dobry Wieczór Gorzów.
Trzeba przy tym pamiętać, że budżet MOS-u jest skromny – wspomniane wcześniej Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie ma ok. 300 tys. zł na każdy projekt i to jest minimalna kwota. My z kolei zamykamy się – przy wystawie indywidualnej – w kwocie rzędu 7,5 do 10 tys. zł, a przy wystawie zbiorowej 12-15 tys. zł. środków. Reasumując, oferta MOS-u nie straci. Kino również świetnie działa – cały czas wzbogaca swoją ofertę.
W ostatnich latach MOS planował kilka spektakularnych przeprowadzek – w sąsiedztwo Biblioteki Herberta oraz do dawnej Przemysłówki. Mimo zaawansowanych projektów żadna z nich nie doszła do skutku. Nie szkoda straconego czasu?
– Miałem okazję aktywnie uczestniczyć w pracach przed – w tworzeniu specyfikacji, którą musi mieć architekt przed projektowaniem – określanie przeznaczenia pomieszczeń, ciągów komunikacyjnych, sal wystawienniczych i całej niezbędnej infrastruktury galerii, czy szerzej instytucji kultury.
Przypomnę, że za wiceprezydentury pani Piekarz, uczestniczyliśmy w spotkaniu z przedstawicielami firmy Caelum, którzy prezentowali usytuowanie MOS w jednym ze skrzydeł Nova Park między hotelem, a garażem. Ta koncepcja na szczęście nie została zrealizowana – skojarzenie kultury z biznesem ładnie wygląda na papierze i w wizualizacjach, ale w praktyce raczej się nie sprawdza. To jednak nie to miejsce. MOS jako galeria powinien być odrębny. To udało się tylko w galerii Art Stations Grażyny Kulczyk w Poznaniu, która była właścicielką Starego Browaru.
Potem pojawiła się koncepcja willi Jaehnego przy Kosynierów Gdyńskich – stworzono obszerne opracowanie dla tej lokalizacji. Obiekt projektował Paweł Sierakowski. Przygotowywany był również budżet na to przedsięwzięcie – wtedy około 23 mln zł. Koncepcja z ciekawym pomysłem szklanego kuba, który miał przykrywać odrestaurowany budynek.
Nigdy nie byłem przeciwny zmianom – czasami warto przenieść się do nowego miejsca. Bywa, że pomysł architekta na opracowanie bryły budynku przyciąga uwagę – ludzie to traktują jak kolejny ważny punkt na mapie miasta. W Gorzowie ciekawych punktów z nowoczesną architekturą nie ma wiele, właściwie – według mnie – nie ma ich wcale.
Długo konsultowaliśmy ten projekt z Pawłem Sierakowskim. Byłem w tej sprawie na rozmowie u prezydenta Jędrzejczaka – to był jeden z jego flagowych pomysłów dla miejskiej kultury, po Filharmonii, chyba drugi co do ważności. Powstała nawet „gadająca” makieta obiektu – gorzowianie mogli oglądać, jaki będzie nowy MOS… Projekt budził jednak wiele wątpliwości, chodziło m. in. o koszty utrzymania tak dużej przestrzeni – w szczególności koszty chłodzenia latem i ogrzewania zimą.
Kolejny pomysł: Przemysłówka. To też mogło być ciekawe rozwiązanie. Miał powstać pasaż między MCK, a naszą instytucją. Wyniki konkursu na adaptację wnętrz dawnego banku, a wcześniej Przemysłówki na MCK i MOS naprawdę bardzo obiecujące. Pamiętam, z Marta Genderą wnosiliśmy swoje uwagi do projektu. Chodziło o kwestie przystosowania projektu do naszych potrzeb – ten pomysł też upadł. W Przemysłówce będzie MCK.
Reasumując, byłem za przenosinami tam, gdzie mielibyśmy faktycznie lepsze warunki do wystawiania i pracy – miejsce dobrze zaprojektowane i atrakcyjne wizualnie. Tak się nie stało.
A budynek przy Pomorskiej jest fajny, z historią, Stilon, BWA – wszyscy go chwalą. Ma unikatowe wnętrze projektowane przez Mieczysława Rzeszewskiego. Kiedyś wzbudzało wątpliwości. Nazywam to na swój użytek gierkowskim barokiem. Ale to wyjątkowa w skali Polski aranżacja. Wyposażenie zaprojektowane i wykonane specjalnie na potrzeby tego budynku – kiedyś muzeum Stilonu, później Centrum Promocji Stilonu, Galerii BWA i w końcu Miejskiego Ośrodka Sztuki. Artyści z Polski, gdy są u nas sugerują: nic tu nie róbcie, zostawcie salę konferencyjną, multimedialną, zostawcie kawiarenkę, hol i korytarzyki – niech pozostanie tak, jak zostało zrobione. To wnętrze nabrało przewrotnej atrakcyjności. Coś, co kiedyś było, powiedzmy takie sobie, teraz ma zalety unikatu, jest niepowtarzalne.
Czy szykują się kolejne przenosiny? A może MOS na długo zostanie przy Pomorskiej po niezbędnej modernizacji? Okna w części administracyjnej już dawno straciły swoje walory termoizolacyjne…
– Mam nadzieje, że kolejnych pomysłów na przenosiny nie będzie. Dzięki dotacji z miasta wymieniliśmy rozdzielnie elektryczne i okna. Wymieniliśmy już sześć, w tym roku kolejne, fasadowe. Jeszcze w tym roku odnowimy instalację odgromową. Sala główna została przebudowana – pozbyliśmy się plansz, które pamiętały jeszcze lata 80. Teraz przestrzeń jest faktycznie atrakcyjna – artyści chętnie tu wystawiają. To jedna z lepszych sal wystawienniczych w Polsce, w dawnej sieci BWA. Kino 60 krzeseł jest też po modernizacji i drobnej przebudowie. Ekran został przeniesiony na środek ściany, wyremontowano też pomieszczenie kinooperatorów.
Obiekt MOS jest ciekawy, wart uwagi – wpisany do ewidencji zabytków. Nie można ingerować w bryłę budynku. We wnętrzu zmienić można praktycznie wszystko. Na pewno pozostanie wystrój autorstwa Mietka Rzeszewskiego. Niewiele jego realizacji się zachowało. Pamiętam jak cierpiał, gdy likwidowano Słowiańską, czy Pegaz na os. Staszica. Podobnie było z jego mozaiką na ścianie w Miejskim Centrum Kultury.
Remontu wymaga Galeria Hasiora. Także z powodu dostępności – to jest jedyne miejsce wystawiennicze w MOS, gdzie nie można wjechać wózkiem. Mamy platformę do zjazdu na dużą salę, łatwo dostać się do kina i do toalety dla osób z ograniczeniami ruchowymi. Jedynie galeria Hasiora jest poza zasięgiem osoby niepełnosprawnej. Być może w przyszłości uda się rozwiązać to ograniczenia, dzięki funduszom z PFRON-u. Ale pozostaniemy w obecnym miejscu, bo jest tajemnicze – do asamblaży Hasiora bardzo pasuje. Piotr Łakomy, który miał w 2020 wystawę w MOS, zadeklarował, że chciałby zaprojektować aranżację tego miejsca. Wystąpiliśmy do miasta o dotację celową, mam nadzieję, że ją dostaniemy.
Jesień w MOS-ie?
– Po dwóch latach, 13 listopada, otwieramy Salon Jesienny – w 2020 roku się nie odbył. W tym roku zgłosiło się kilkudziesięciu artystów i artystek. Zapraszamy na przegląd tego, co nowego pojawiło się w lubuskiej sztuce. Do 21 listopada można oglądać wystawę Jany Shostak – polsko-białoruskiej artystki i aktywistki Solidarność i progres. To prezentacja działań podejmowanych przez Janę i inne artystki i artystów w ramach pomocy prześladowanym przez reżim Łukaszenki Białorusinom. Jana Shostak razem z Uladzimirem Hramovichem i Lesią Pcholką zrealizowali w naszej galerii bardzo „mocną” ekspozycję, z uniwersalnym przekazem. Szczególnie aktualną w kontekście tego, co dzieje się obecnie na granicy. Pod koniec miesiąca zapraszamy na, przygotowaną przez Bartka Nowaka, wystawę Gosi Bartosik. Nowy rok zaczniemy wystawą Grzegorza Kozery – projekt dotyczący również naszej kolekcji Władysława Hasiora, Marta Gendera zaprezentuje tkaninę polityczną. W lutym Andrzej Gordon. Chcę wrócić do jego malarstwa – tak się zbiegło, że mija 30 lat od jego śmierci. To jakoś się zbiegło… O tej wystawie myślałem już wcześniej. Chcę przypomnieć jego postać i twórczość. Miałem szczęście go poznać. Nie byliśmy może przyjaciółmi, ale się lubiliśmy. Jestem przekonany, że to będzie ciekawa propozycja dla gorzowian. Myślę o trochę prowokacyjnym tytule. Na razie go nie zdradzę…
Dyrektor będzie też artystą? Nawrocki do obejrzenia w MOS-ie?
– Będąc dyrektorem pokazywać siebie w MOS-ie? To nie wchodzi w grę! Niestety to niemalowanie jest dla mnie bolesne – jako twórca zaniedbałem się. Znajomi wypominają mi, że nie maluję i nie pokazuję nowych rzeczy. Czekam… Nie wiem czy na emeryturę? Ale aż tak długo mam czekać? Kiedyś jeden z artystów wystawiających w MOS-ie powiedział mi, że gdy został kuratorem, czy szefem galerii – on akurat w Nowym Jorku – to przestał w ogóle tworzyć. Codzienne obowiązki przytłoczyły go i wyeliminowały z obiegu. Potem wrócił do sztuki. To dość ważny artysta – Ryszard Waśko.
Nie wiem… Chciałbym coś zrobić. Bardzo „cierpię”, kiedy maluję – długo to u mnie trwa. Musiałbym poświęcić przynajmniej rok, aby przygotować nową kolekcję. Na pewno prędzej czy później się pojawi.
Dziękuję
Gustaw Nawrocki w twórczości wykorzystuje mieszane techniki malarskie. Dobór materiałów i techniki zależy wyłącznie od tego, co przygotowuje. Ostatnio wystawiał na Salonie Jesiennym 2008. – Do dziś niektórzy pamiętają portret Andrzeja Gołoty, z limem pod okiem, obitego przez Lennox’a Lewis’a. To cykl „Bohater Ludowy” – serię zacząłem, ale nie skończyłem, trochę żałuję. Mam nadzieję, że do tego wrócę, być może w nieco innej formie malarskiej – zapowiada artysta i dyrektor zarazem.
Komentarze: