przejdź do treści strony kontakt
strona główna 501 936 975 menu wyszukiwarka

więcej

więcej

Kardiolog z Medi-Raju: dieta i rehabilitacja najlepsza na zawał!

ZDROWIE


2015-03-28 10:17
118530

Kardiolog Tomasz Urbanik

Kardiolog Tomasz Urbanik (fot. Adam Oziewicz)

– W dziedzinie leczenia zawałów jesteśmy w pierwszej trójce w Europie. Za to poważny problem jest gdzie indziej... w profilaktyce i rehabilitacji – alarmuje w wywiadzie dla portalu kardiolog Tomasz Urbanik – od niedawna przyjmuje też w gorzowskim Medi-Raju.

Tomasz Urbanik – obecnie szczecinianin. Pochodzi z południa Polski. Zdał specjalizację z kardiologii w 2000 roku. Jego szefem był prof. Jacek Dubier, ordynator II Kliniki Kardiologii w Krakowie. T. Urbanik jest jednym z niewielu w kraju kardiologów sportowych. Pracował też poza Polską – od 1999 roku przez niespełna cztery lata był na kontrakcie w Szwecji oraz w Niemczech w Saksonii. – To jeszcze czasy gdy Polska nie była w Unii stąd formalności trwały długo, ale po pół roku otrzymałem unijne prawo wykonywania zawodu – zaznacza. Od 2003 roku mieszka i pracuje w Szczecinie. Od niedawna przyjmuje również w Gorzowie, w soboty w Medi-Raju przy Górczyńskiej.

Adam Oziewicz: Pacjent nie skarży się na problemy z sercem, nie ma zdiagnozowanej wady czy choroby. Tak na pierwszy rzut oka da się rozpoznać pierwsze objawy?

Tomasz Urbanik, kardiolog: – W medycynie jest coś takiego, co Niemcy nazywają strasen diagnose czyli ocena na podstawie wyglądu, pewnych cech. Wchodzi pacjent do gabinetu i widzę, że ma na przykład nieprawidłowy wygląd skóry albo, że ma tak zwane pałeczkowate paznokcie (paznokcie dobosza). Wtedy wiem, że albo pali papierosy albo ma chorobę płuc.

Są ludzie, którzy z niewyjaśnionych nawet dla siebie przyczyn szybko rumienią się na twarzy. To może wskazywać na problemy z sercem?

– Rumieńce nie, ale tak zwany dermografizm skóry – u kobiet objawia się właśnie zaczerwienieniem dekoltu czy też możliwością czegoś w rodzaju pisania na skórze – to świadczy o wzmożonym napięciu układu wegetatywnego. Mówiąc wprost, chodzi o osoby z wzmożoną pobudliwością nerwową. Wspomniane objawy są wskazówką, że być może mam do czynienia z pacjentem chorym. Często zmiany skórne – choćby w przypadku młodej, wysokiej, szczupłej, wysportowanej kobiety, która wchodzi do mojego gabinetu w okularach, bo ma astygmatyzm – zapowiadają pewną wersję wydarzeń. Otóż w monecie przyłożenia słuchawki słyszę szmery nad sercem. I zanim jeszcze wykonam badanie typu USG serca echo jestem w stanie pacjentce powiedzieć, że ma wrodzoną wiotkość płatka zastawki, a to z kolei jest spowodowane nieprawidłową budową tkanki łącznej. To dotyczy kobiet szczupłych i wysokich, a w takich przypadkach stosunkowo często współistnieje astygmatyzm w oczach, wiotkość stawów itd. Wtedy pacjentka dziwi się, skąd aż tyle o niej wiem. Warto wspomnieć, że wada serca w języku polskim ma pejoratywne znaczenie – tymczasem starzy profesorowie kardiolodzy uczyli nas (z taką starą dobrą szkołą się utożsamiam, mam na myśli choćby profesora Dziatkowiaka z Krakowa), aby nie używać słowa wada, bo ma negatywny wydźwięk – pacjent to źle odbiera. Lepiej mówić: taka uroda serca. Oczywiście są rzeczy, które trzeba faktycznie nazwać wadą serca i kierować do zabiegu, ale wspomniana wiotkość płatka zastawki to raczej uroda serca, którą pacjentka dostała w genach po mamie czy babci czy prababci, bo generalnie wspomnianą wiotkość się dziedziczy.

A zimne ręce bądź zimne stopy mogą oznaczać problem z sercem?

– Faktycznie wiele osób na to narzeka, ale nie zawsze taka sytuacja wymaga troski kardiologa. Często trafiają do nas pacjenci, którzy gdyby tylko byli dobrze poinstruowani – podobnie jest dolegliwościami bólowymi w klatce piersiowej – wiedzieliby, że gdy mają bóle w klatce piersiowej i gdy ból zależy od pozycji ciała, od oddechu lub od dotyku to w 90. procentach przypadków nie wiązaliby go z sercem. Tak naprawdę nie byłaby potrzebna wizyta u kardiologa. Wiele takich sytuacji kończy się na pierwszych i zarazem ostatnich odwiedzinach u mnie.

Jeżeli ktoś przychodzi do gabinetu i mówi, że boli go w klatce piersiowej, że nie może złapać oddechu albo gdy się go dotknie to ma dotkliwy ból i faktycznie aż podskakuje – wtedy wiem, że to nie mój pacjent tylko ortopedyczny lub neurologiczny. Akurat taki ból jest spowodowany uciskiem nerwów odcinka piersiowego kręgosłupa. Spora część takich chorych nie wymaga żadnej pomocy ze strony kardiologa – po prostu ma zdrowe serce. Podobnie jest z cierpnięciem rąk czy stóp – oczywiście może się to wiązać ze skurczem naczyń czy niedokrwieniem, ale najczęściej chodzi właśnie o wspomnianą już urodę – wtedy krążenie jest gorsze w drobnych włosowatych naczyniach, które co prawda mamy wszędzie, ale w rękach czy w stopach najwyraźniej odczuwamy marznięcie czy też cierpnięcie.

Jest pan zadowolony z poziomu diagnostyki chorób serca? A może jednak za wielu pacjentów dociera do kardiologa zbyt późno?

– Niestety, nie mam pełnej satysfakcji, choć przez ostatnie 25 lat w polskiej kardiologii bardzo wiele rzeczy posunęło się do przodu w bardzo pozytywnym sensie. W wielu sercowych aspektach wypadamy świetnie nawet na tle Europy. W kardiologii interwencyjnej, w dziedzinie leczenia zawałów czyli ostrych zespołów wieńcowych jesteśmy w pierwszej trójce na starym kontynencie.

Za to poważny problem jest gdzie indziej... w profilaktyce i rehabilitacji. Kilka tygodni temu, 5 marca w Warszawie w sali kolumnowej sejmu odbyło się duże spotkanie związane z 25-leciem kardiologii w wolnej Polsce. Brało w nim udział wielu specjalistów – była pani wiceminister zdrowia, także krajowy konsultant do spraw kardiologii prof. Jarosław Kazimierczak ze Szczecina z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego. Był również prof. Piotr Jankowski, szef sekcji profilaktyki Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Przedstawiono tam zatrważające dane. Dlaczego są tak szokujące? Otóż w Europie zmienia się tendencja – najczęstszą przyczyną zgonów stają się choroby nowotworowe. A co się dzieje w Polsce? U nas najwięcej ludzi umiera na choroby układu sercowo-naczyniowego. Bierze się to z kiepskiej profilaktyki wtórnej czyli niedostatecznej edukacji ludzi po zawale czy udarze. Jest też ogromny kłopot z dostępem do rehabilitacji, ta z kolei dla zawałowca czy osoby po przebytym wylewie powinna być dożywotnia.

Smutny nastrój w tej dziedzinie pogłębia fakt, że to właśnie polscy profesorowie jeszcze w latach 60’, a nawet 50’ wprowadzali doskonałe wzorce do światowej rehabilitacji kardiologicznej. Teraz w kraju sytuacja wygląda źle – pacjent bardzo długo czeka na wizytę u kardiologa, a potem na rehabilitację w ramach NFZ-u. Z tego powodu, ci chorzy, którym koledzy kardiolodzy inwazyjni ratują życie i tak w ciągu roku po zawale umierają – statystyki wskazują, że tak jest w co dziesiątym przypadku. Skuteczność ratownictwa przy pierwszym zawale jest w Polsce nadzwyczaj wysoka, ale gdy następuje kolejny, groźniejszy, statystyki już budzą niepokój. To wynik braku odpowiedniej rehabilitacji. Stąd zdarzają się drugie, trzecie i kolejne zawały. Ratujemy chorych, ale to na niewiele się zdaje, bo nie mają zapewnionej opieki na dostatecznym poziomie.

Z lekarskiego punktu widzenia, co jest najbardziej ścisłym współpracownikiem serca? Od którego najbardziej zależy kondycja serca?

– Jak sądzę, nie ma jednego takiego narządu. Zarówno mózg, jak i nadnercza – organy, które odpowiadają za produkcję hormonu typu adrenalina czy noradrenalina – są bardzo ważnymi składnikami całego systemu. Ponadto nie da się mieć zdrowego serca mając chorą trzustkę czy wątrobę. Dobry przykład – to wiemy dopiero od kilku lat: pacjenci z cukrzycą typu drugiego, czyli z tą jeszcze do niedawna uważaną za łagodniejszą – pacjenci przyjmują jedynie tabletki a nie insulinę – są traktowani w kardiologii jak zawałowcy. Krótko mówiąc cukrzyca typu drugiego jest tak samo groźna jak przebyty zawał serca. Stąd w obu przypadkach obowiązują identyczne standardy profilaktyki wtórnej. Bezpieczne poziomy cholesterolu dobrego (HDL) i złego (LDL) są identyczne dla osoby, która jest po zawale serca, na przykład po bajpasach, jak i osoby, która ma cukrzycę typu drugiego i nigdy w życiu nie była u kardiologa, bo nie miała dolegliwości serca.

A skąd konieczność naprawy zębów przed leczeniem serca? O co chodzi?

– Każdy pacjent skierowany do planowego zabiegu kardiologicznego, ale nie tylko, w zaleceniach z kliniki kardiochirurgicznej ma zapis – oprócz szczepienia przeciw wirusowemu zapaleniu wątroby – sanacji jamy ustnej czyli uzdrowienie jamy ustnej. Bierze się to stąd, że jako kardiolodzy czasami zapominamy zapytać chorych czy ich uzębienie jest w porządku. Niestety wielu Polaków ma z tym poważny kłopot, a to może być potencjalnym zagrożeniem przy jakimkolwiek zabiegu operacyjnym. Dlaczego? Otóż dowolna bakteria, która będzie zagnieżdżona w jamie ustnej może być źródłem zakażenia, łączenie z najgorszym powikłaniem czyli sepsą – uogólnionym zakażeniem całego organizmu ze wstrząsem septycznym i zgonem włącznie. Jedna drobna bakteria w ubytku – jakakolwiek by on a nie był – może zabić.

Statystycznie osoby aktywne ruchowo rzadziej zapadają na nowotwory. Czy to wiąże się właśnie z dobrą kondycją serca?

– Tak. Stąd kardiolodzy zawsze zalecają postępowanie zgodne z zasadą 10 tysięcy kroków dziennie. To około 5 kilometrów – tyle każdy człowiek powinien przejść dla zdrowia, celem profilaktyki dotyczącej chorób układu sercowo-naczyniowego. Odpowiedni ruch i dieta jest bardzo ważna, a często ważniejsza od leków.

Ale jak to powiązać z samym zapadaniem na nowotwory?

– Choroby nowotworowe biorą się też z zaburzonej homeostazy. Organizm funkcjonuje tak: komórki nowotworowe – powstają u każdego z nas w pewnych mechanizmach, mamy je również zaprogramowane genetycznie – są w sposób naturalny usuwane. Ciało człowieka jest inteligentne i pozbywa się tego, co złe. Gdy dochodzi do zaburzenia naturalnej homeostazy czyli dochodzi do zachwiania, patologii między podażą a popytem na przykład na tlen w komórkach to natrafiamy na bliski związek chorób układu krążenia z chorobami nowotworowymi. Dlaczego? Komórka niedotleniona albo obumiera – wtedy może dojść do zakrzepu, zatoru czy zawału – albo może się degenerować tak, że przekształca się w komórkę patologiczną, rakową, która rozrasta się, powoduje powstawanie kolejnych. Jeden błędny mechanizm jest powielany i następuje wzrost masy nowotworu. Zatem ta zależność chorób serca i raka rzeczywiście jest.

Pacjenci proszą mnie o opinię na temat informacji znalezionych w internecie czy na etykietach leków – chodzi o zastrzeżenie, że branie jakiegoś specyfiku może powodować wzrost częstości występowania nowotworów. Oczywiście trzeba sobie podkreślić, że każdy lekarz zawsze powinien powiedzieć choremu przed rozpoczęciem terapii o korzyściach i ryzyku. Tak zresztą jest w życiu ze wszystkim. Zatem podając pacjentowi lek, określamy potencjalne korzyści i potencjalne ryzyka. Korzyść może być dziesięć razy większa od ryzyka, ale to ryzyko zawsze jest, nie da się go zupełnie wykluczyć. I odwrotnie: mówimy, że potencjalne ryzyko jest niestety większe niż możliwa korzyść, dlatego tego leku – choćby nawet w internecie był wychwalany – nie zastosujemy. To dotyczy nie tylko leczenia zachowawczego, prowadzonego przez kardiologów, ale też kardiochirurgów, bo przed zabiegiem również muszą rozważyć czy określony zabieg operacyjny ma w sobie więcej plusów czy minusów.

Jak powinna wyglądać nowoczesna rehabilitacja w kardiologii? Czy w tej dziedzinie ma pan zestaw postulatów koniecznych do spełnienia?

– Nie tylko ja, ale każdy kardiolog takie ma, bo to standardy opracowane zarówno w Europie przez Europejskie Towarzystwo Kardiologiczne, jak i za oceanem przez Amerykańskie Towarzystwa Kardiologiczne. Nie odkryję niczego nowego – najważniejsze, aby pacjent sam o siebie dbał, codziennie miał odpowiednią dawkę ruchu. Każdy rodzaj aktywności ruchowej, czy to będzie rower, spacer, chodzenie z kijkami, basen, gry indywidualne czy zespołowe – naprawdę każdy sport jest dobry. Chodzi tylko o to, aby uprawiać go systematycznie. Kiedyś zalecaliśmy ruch minimum trzy razy w tygodniu po 30 minut, tak aby tętno było około 130. Te zalecenia nie są już aktualne. Teraz obowiązuje co najmniej 150 minut tygodniowo czyli 20 do 30 minut umiarkowanej aktywności ruchowej dziennie lub 75 minut intensywnej. To standardy opublikowane przez Angielski Instytut Zdrowia Publicznego – one różnią się odrobinę od europejskich, ale są najbardziej aktualne, z 2014 roku.

Co poza aktywnością fizyczną? Dieta. O tym mówi się od wielu lat: trzy do pięciu razy dziennie przede wszystkim warzywa, również owoce. Aczkolwiek trzeba pamiętać, że owoce zawierają cukier, zatem należy zachować rozsądek w ich spożyciu. Ponadto, przynajmniej trzy razy w tygodniu tłuste ryby morskie, bo mają najwięcej dobrych kwasów typu omega 3, w odróżnieniu od tych złych czyli omega 6. Oczywiście staramy się ograniczać wszelkie produkty zawierające cukier – słodycze tylko raz w tygodniu.

W Gorzowie brakuje kardiologów. Czy to deficyt charakterystyczny dla całej Polski?

– Według danych przedstawionych na wspomnianym już przeze mnie sympozjum, specjalistów mojej dziedziny jest pod dostatkiem. Są jednak województwa gdzie wskaźnik kardiologów na sto tysięcy mieszkańców jest mniejszy niż średnia krajowa. Z czego to wynika nie potrafię powiedzieć.

Zatem nie jest tak, że studenci medycyny wybierający kardiologię są w mniejszości?

– Nie. Studenci po skończeniu medycyny, po stażu ubiegają się o rezydenturę – miejsc rezydenckich w danej specjalizacji jest sztywno określona pula. Przedstawiona liczba to, o ile dobrze pamiętam, około 2700 aktywnych zawodowo kardiologów w kraju.

Dziękuję  

www.medi-raj.pl

Informacje o terminach wizyt w rejestracji Medi-Raju – tel. 95 71 51 100/101

Komentarze:

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x