9 stycznia 2015 – pierwszy wywiad prezydenta Wójcickiego
Z MIASTA
ao
2024-12-02 13:19
5689
Mija pierwsza dekada prezydenta Gorzowa – 1 grudnia 2015 z przytupem zmienił szaty wójta Deszczna na prezydenta miasta. Zatem jubileuszowa data niech będzie usprawiedliwieniem dla publikacji pierwszego obszernego wywiadu Jacka Wójcickiego. Zapewniamy, że to ciekawa lektura.
Wywiad ukazał się w kwartalniku tylko gorzów exclusive nr 4 (1) z lutego 2015 roku oraz na portalu gorzow24.pl.
Nie będę ludziom robił wody z mózgu
60 procent gorzowian wskazało go podczas wyborów. W zamian nie będzie wbijać im do głów swoich wizji. – Chyba to najbardziej różni mnie od poprzednika – sam przyznał nowy prezydent Jacek Wójcicki w rozmowie w „tge”.
Adam Oziewicz: Upewniam się. Dotąd, niecały miesiąc po zaprzysiężeniu (rozmawialiśmy 9 stycznia), prezydent nie zwolnił ani jednego urzędnika – poza wiceprezydentami i skarbniczką.
Jacek Wójcicki: – Zgadza się.
Kiedy będą pierwsze zwolnienia w magistracie?
– W tej chwili w ogóle nie chcę rozmawiać o zwolnieniach.
To nazwijmy je zmianami personalnymi.
– Na pewno nastąpi reorganizacja urzędu, bo dotąd działał w systemie autokratycznym, rządzenie odbywało się jednoosobowo, centralnie. Magistrat ma być zespołem zespołów ludzi, którzy ze sobą współpracują i pracują na rzecz mieszkańców. Przy reorganizacji nie da się uniknąć zmian personalnych – osobowych, likwidowania czy łączenia stanowisk i kompetencji. Jak sądzę, obecnie za dużo jest wydziałów, dyrektorów, kierowników. Taką reformę najważniejsza miejska instytucja publiczna musi przejść. To jest do zrobienia w najbliższych tygodniach, miesiącach. Trzeba to załatwić jak najszybciej, bo tak naprawdę dopiero wtedy będziemy mogli efektywnie pracować na rzecz mieszkańców.
Nie ma zwolnień, ale czy już gdzieś leżą przygotowane wypowiedzenia a ich wręczenie zainteresowanym jest tylko kwestią czasu?
– Aby kogokolwiek zwolnić, najpierw trzeba go ocenić – trzeba mieć podstawy do rozwiązania umowy. Trudno ocenić 537 pracowników po miesiącu urzędowania. Ponadto trzeba dać ludziom szansę na wykazanie się na swoim stanowisku. Przygotowujemy nową strukturę organizacyjną i pewnie część pracowników się w nią wpisze.
Zakładam, że coś już pan wie, ale nie jest dobry moment, aby o tym mówić...
– Otóż tak nie jest. Pracujemy nad wspomnianym zadaniem, nie odnosząc się do personaliów, a do samej struktury – odpowiadamy sobie na pytanie: jak to wszystko powinno wyglądać. Taką przyjęliśmy strategię.
No, ale choćby sekretarz miasta – chyba nikt w urzędzie nie ma wątpliwości, że to powinien być człowiek prezydenta? (rozmowa jeszcze przed informacją o zmianie stanowiska pracy wspomnianego urzędnika – obecnie już wiceprezes CRS Słowianka)
– Jacek Jeremicz pracuje w urzędzie od kilkunastu lat – ma doświadczenie. Jeżeli nie widzę go w funkcji sekretarza, to i tak w obecnej chwili raczej nie powinno marnować się jego zaangażowania. Trzeba mieć na uwadze – jeżeli jest się odpowiedzialnym gospodarzem – że magistrat musi funkcjonować. Tymczasem stosunki polsko-niemieckie są oparte na wzajemnych relacjach jednostek samorządowych. Jacek Jeremicz w miarę sprawdzał się, jak dotąd, w tych relacjach.
Ludzie dla Miasta. Dlaczego nikogo z nich nie ma w zarządzie?
– LdM to grupa osób energetycznych, entuzjastycznie nastawiona do siebie i do swoich
nowych obowiązków. Korzystając z różnych form aktywności, robią masę ważnych rzeczy dla miasta: dostali się do rady i są tam ważną siłą. Z kolei przy doborze najbliższych współpracowników zależało mi na tym, aby były to osoby spoza środowisk – takie, które będą miały zdolność godzenia ognia z wodą. Ogniem są Ludzie dla Miasta, bo na nowo rozpalają żar entuzjazmu w gorzowianach. Wodą są urzędnicy, przepisy czy inni radni, którzy mają odmienne zdanie na temat funkcjonowania miasta. Skład wiceprezydentów to moja suwerenna decyzja, nie było żadnych nacisków personalnych co do tej obsady ze strony LdM-u czy PO, czy też innych środowisk. To ścisłe grono współpracowników obdarzyłem zaufaniem. Ponadto wybrałem ludzi, którzy mają dobre podejście do pracy – zastrzegam, dla mnie dobre, bo dla ich życia osobistego raczej nie – obecnie działają od świtu do nocy. Kompletnie poświęcili się swoim obowiązkom.
Rzeczywiście LdM nie chcieli bezpośrednio skonsumować świetnego wyniku wyborczego?
– Proszę sobie wyobrazić, że nie.
Prezydencka koncepcja rozwiązania śródmiejskiej zapaści? Środowisko architektoniczne wyraźnie zabiega o powołanie miejskiego architekta. Chcą, aby odpowiedzialność za ład przestrzenny nie rozmywała się po całym magistracie.
– Tak. To jeden z elementów reformy urzędu. Rozpatrujemy stworzenie takiego stanowiska – taki urzędnik czuwałby nad wydziałem urbanistyki i budownictwa. Ale nie wyobrażam sobie, aby taki ktoś miał tak szerokie uprawnienia, by mógł jednoosobowo podejmować wszelkie decyzje w tym zakresie. Nie o to chodzi. W dziedzinie urbanistyki musimy wypracowywać stanowisko gremialnie – mam nadzieję, że wzmocnimy siłę już istniejącej komisji urbanistycznej, przy tym będzie określony lider przewodzący grupie specjalistów. Jak sądzę, będzie to właśnie rola architekta miejskiego.
Został prawie pusty plac z uchwalonym miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego po urzędzie na Zawarciu. Co z nim będzie?
– Trudno powiedzieć. Przede wszystkim chcemy, aby o tym zadecydowali fachowcy i mieszkańcy, czyli architekt miejski z komisją urbanistyczną. Być może trzeba będzie rozpisać konkurs architektoniczny na zagospodarowanie tego miejsca. Wchodzimy w proces rewitalizacji, zatem być może sami mieszkańcy zechcą zdecydować, co tam powinno być. Nie jestem od tego, aby wbijać do głów gorzowian swoje wizje – chyba to najbardziej mnie różni od poprzednika. Jestem od realizacji wizji i pomysłów mieszkańców. Stąd gdy tylko będzie taka potrzeba, to oczywiście miejscowy plan dla tego terenu będzie zmieniony.
Rozbudowa urzędu miasta na starym miejscu. Jest mowa o konkursie na koncepcję – wiadomo, że stary gmach przy Sikorskiego uzupełni pusta obecnie budowla starego ratusza przy Obotryckiej. Czy coś jeszcze się urodziło w tej sprawie? Czy wiadomo, kto zorganizuje konkurs? Kto zasiądzie w kapitule? Może kiedy budowa?
– Organizatorem będzie miasto, ale nie mamy tak dużego grona architektów i innych specjalistów, dlatego zaprosiliśmy do współpracy samorząd zawodowy SARP i chcemy to zrobić razem. Wszystko po to, aby wskazać najlepsza koncepcję. Po konkursie jest proces dokumentacji technicznej i zamówienia publicznego – na dobrą sprawę, jeżeli za dwa, trzy lata będzie pierwsze wbicie łopaty na placu budowy, to ocenię to jako sukces – innej perspektywy czasowej nie widzę.
Tadeusz Jędrzejczak deklarował, że ma plan na pałacyk po Grodzkim Domu Kultury przy Wale Orężnym. Nigdy go publicznie nie zdradził. Czy wyjawił go nowemu prezydentowi?
– Nie. W szufladzie też go nie zostawił...
Skoro go nie ma, to zadaję pytanie na nowo: co z willą?
– Chciałbym, by willę zagospodarował naprawdę dobry projekt – pomysł, wiem, że na pewno taki się znajdzie.
Nic więcej?
– Trwają rozmowy z różnymi organizacjami – chcielibyśmy wprowadzić tam jakąś instytucję zewnętrzną. Chodzi o taką, która mogłaby budynek na własny koszt wyremontować, utrzymywać i funkcjonować w mieście.
Kostrzyńska. Ciężki temat, różne opinie, różne sposoby argumentacji za poszczególnymi wariantami przebudowy. Wiadomo, że projekt jest realizowany w pełnym zakresie, z dwoma pasami w każdym kierunku, z wymianą torowiska, z rondem przy Dobrej i bodajże z przeniesieniem pętli tramwajowej bliżej zajezdni na Wieprzycach. Co prezydent Wójcicki na to? Czy kontaktował się z projektantami?
– Tak. Rozmawiałem też z dyrektor Agnieszką Surmacz. Idziemy w kierunku dokończenia tego projektu, bo prace są poważnie zaawansowane. Ale ma być tak sfinalizowany, aby można było zrealizować tylko jedną z dwóch nitek i na razie wykorzystywać ją jako szlak po jednym pasie w każdym kierunku.
Tak się da?
– Tak. Efekt będzie taki, że na początek wyremontujemy Kostrzyńską mniej więcej w takim wymiarze jak jest teraz, z opcją wybudowania drugiej nitki w dalszej przyszłości. Zastanawiamy się jeszcze nad tym, czy od razu nie dokonać wykupu nieruchomości i gruntów. Jeżeli będzie to dla miasta realna kwota, to raz na zawsze chcemy skończyć z problemem mieszańców, którzy od ponad 20 lat żyją na walizkach – nie wiedzą, czy ta budowa będzie czy nie. Jeżeli się da, to wykupimy, i wtedy będziemy mogli od razu przesunąć linię tramwajową i uspokoić ten temat. Aby być może za jakiś czas wybudować drugą nitkę Kostrzyńskiej – gdy tylko okaże się, że jest potrzebna i będą na to pieniądze.
Projekt zakłada przeniesienie pętli tramwajowej na stronę zajezdni oraz rondo. Ten plan będzie zrealizowany w, nazwijmy go, pierwszym etapie przebudowy Kostrzyńskiej?
– To trzeba jeszcze potwierdzić – nie jestem pewien, że ten plan powinien zakładać przeniesienie pętli. Raczej skłaniam się, by została tam gdzie jest, podobnie z rondem.
To chyba muszę się też upewnić: torowisko na całej długości zostanie wymienione?
– Tak, bo musi być nieco przesunięte na południe. Inaczej nie zmieścimy się z całym pasem i chodnikiem w zakładanym wymiarze. Pozostałe wątpliwości wyjaśnię w taki oto sposób: projektanci mają tak przygotować dokumentację, aby można było zrealizować jedną nitkę
drogi dwukierunkowej – wtedy rezygnujemy z ronda. Może inaczej: ono będzie w projekcie, ale na tym etapie nie będzie zrealizowane. Za to będzie czekać w dokumentacji... Gdy zapadanie decyzja o budowie drugiej nitki, to projekt będzie już gotowy.
No tak, ale co z finansowaniem... Pieniądze były już zaklepane na przebudowę de lux. Tak?
– Nie. Tak ogłaszał prezydent Jędrzejczak, ale informacje te nie znalazły żadnego potwierdzenia.
Czyli najpierw projekt i kosztorys, dopiero potem pieniądze?
– I tak, i nie. W ramach ZIT-ów rzeczywiście mamy zagwarantowaną określoną pulę pieniędzy na modernizację dróg miejskich wchodzących w pas dróg wojewódzkich – to 7 mln euro. Jednak jak my tę kwotę wykorzystamy, to tylko nasza decyzja. Przypominam, że mamy takie dwie drogi do zrobienia: Kostrzyńską i Myśliborską.
Czyli między bajki wkładamy historię o tym, że jak nie wykorzystamy wszystkich pieniędzy na Kostrzyńską, to one nam gdzieś przepadną?
– Właśnie tak. Te pieniądze są już nasze, gdy wydamy mniej na Kostrzyńską, to resztę będziemy mogli skierować na odbudowę Myśliborskiej.
Plan dla terenu przy Strzeleckiej. Co teraz da się powiedzieć na ten temat?
– Pracujemy nad tym tematem bardzo intensywnie. Jesteśmy na dobrej drodze...
Nie będzie kolejnego podejścia do już przygotowanego miejscowego planu?
– Jesteśmy już po rozmowach z kluczowym prywatnym inwestorem, który ma działkę i obiekt na tym terenie. Spotkał się też z komisją urbanistyczną, która zaproponowała rozwiązanie dogodne dla miasta i samego inwestora. Jak sądzę, inwestycja niebawem ruszy.
Ale wcześniej będzie plan miejscowy?
– Nie chcę tego teraz przesądzać. Szczegółami zajmuje się wiceprezydent Szymankiewicz. Dałem sygnał: macie się dogadać. Dyrektor Stróżewska powiedziała ok., jak jest wola do dogadania się, to po prostu siądziemy i ustalimy. Wiem, że projekt, który chce zrealizować właściciel części tego terenu, jest do zaakceptowania dla miasta. Nasi urbaniści mają tylko pewną wizję, aby zarys obiektu przesunąć lekko od kantoru w stronę ulic – chodzi o to, aby nie zostawiać tam zbyt dużo przestrzeni i tylko tyle.
Czy nowy prezydent w jakiś sposób konsultuje swoje decyzje z byłym?
– Nie. Prezydent Jędrzejczak oddał mi klucze i od tamtej pory się nie widzieliśmy.
Ale są rozpoczęte przed 15 listopada rozmowy z inwestorami strategicznymi... Przejął pan te kontakty? Duża, ciekawa firma IT w parku Słowiańskim...
– W ubiegłym tygodniu było spotkanie w tej sprawie. Inwestor przyjechał do nas, nie wycofuje się, ale chciał poznać stanowisko miasta po zmianie władzy.
Jest pozytywne?
– Oczywiście.
Mniej pieniędzy na plan transportowy. Co wypadnie? Przynajmniej na razie nie będzie linii tramwajowej na Górczyn? A co z centrum przesiadkowym?
– Nie da się dziś powiedzieć, co z niego wypadnie. Plan transportowy to dokument przygotowany w związku z nowelizacją ustawy o transporcie publicznym. Zakłada rozwój wszystkich możliwych gałęzi komunikacji. On został przygotowany tak, aby w razie takiej możliwości zrealizować inwestycje w komplecie. Musi być plan, aby móc coś robić. Z kolei jaki będzie ostatecznie zakres projektu technicznego – czy będzie zawierał modernizację linii tramwajowych, czy dobudowanie linii na Górczyn, czy wymianę taboru na niskopodłogowy w części bądź w pełnym zakresie, to zależy wyłącznie od nas. W ramach programu infrastruktura i środowisko z ministerstwa infrastruktury i rozwoju mamy zapewnione w tym momencie 37,5 miliona euro. Z wkładem własnym to jest około 200 milionów złotych. Oczywiście są pewne wytyczne, ale jak my je wydamy, to zależy od nas. Dziś trudno przesądzać, co miasto za to zrobi, bo to zależy od studium wykonalności. A plan transportowy to dokument, który założył wszystko, co warto i chcemy zrobić w Gorzowie w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat.
To może inaczej. Jest plan transportowy, który w dalekiej perspektywie czasowej może być zrealizowany. Zatem co będzie wykonane w pierwszej kolejności?
– Na start trzeba przygotować dokumenty, które wskażą nam to, co trzeba wykonać. Gdy mówimy o taborze to nie ma sensu kupowanie nowych tramwajów, jeżeli zostaną stare torowiska. Na pewno zaczniemy od remontu starych. Czy w kolejnym etapie będzie zakup nowych wozów? Czy rozwój linii na Górczyn? Trudno powiedzieć. Czy centrum przesiadkowe za kilkadziesiąt milionów złotych? Na tym etapie nie przekonuje minie ta koncepcja. Być może wystarczą dobre perony.
Pomysł takiego centrum mógł się podobać...
– Wiele rzeczy mi się podoba... Wystarczy mieć kopalnie złota, ale takiej Gorzów nie ma. Do pewnych kwestii trzeba podchodzić racjonalnie. Niektórzy interpretują to tak, że przyszedł Wójcicki i wszystko zepsuł. Tymczasem ja odzieram z marzeń, które zostały – jak sądzę niepotrzebnie – rozbudzone.
Propozycja: podejdźmy do tego samego tematu odrobinę politycznie. Jest znana suma na modernizację komunikacji publicznej. Czy ona może być większa?
– Na dzisiaj nie, bo pula ministerialna została przydzielona na program i konkretne sumy przypisano miastom, wśród nich Gorzowowi. Ale walczymy...
Kto walczy? Ktoś wywiera polityczną presję: „prezydencie, dostaniesz więcej na plan transportowy za nasz większy udział w rządzeniu miastem?”
– Jeżeli tak miałoby być, to chętnie się podzielę władzą za dodatkowe miliony.
Pytam zupełnie serio. Przecież choćby miejscowi parlamentarzyści mają lepsze przełożenie na ludzi z ministerstwa...
– Ja też całkiem serio... Jeżeli tylko będą mieli taką moc sprawczą, to z przyjemnością podzielę się stanowiskami. Przecież ja nie jestem tu dla siebie, tylko dla gorzowian. Jednak wątpię, aby tak było, bo podział pieniędzy wynika z pewnej metodologii. Prezydent Jędrzejczak zresztą też o tym mówił. W ministerstwach nie załatwia się pieniędzy od tak – pojadę, pogadam i dostanę więcej. Kwoty wynikają z analiz. Ponieważ na cały krajowy program było mniej pieniędzy, to do Gorzowa też trafi mniej. Jeżeli mówię, że walczymy, to tylko pod takim kątem, że mamy merytoryczne argumenty za tym, aby mimo wszystko dostać więcej pieniędzy.
Mamy swoich posłów, niejednokrotnie mówili, że coś tam załatwią i czasami nawet twierdzili, że udało im się coś osiągnąć dla miasta.
– Ok. Możliwe, że wzajemne relacje powodują, że łatwiej im się dostać, łatwiej o rozmowę z ministrem, wiceministrem itd. Ale trzeba pamiętać, że ciągle mówimy o wydawaniu publicznych pieniędzy... Nie może się odbywać taki lobbing na zasadzie przyznawania pieniędzy za ładną twarz. Zawsze najważniejsze jest spełnienie twardych kryteriów.
Co z doradcami prezydenta?
– Już ich nie mam. Odeszli automatycznie z dniem mojego zaprzysiężenia.
Będą nowi?
– Będą.
Skład zespołu doradców nowego prezydenta? Coś da się powiedzieć na temat?
– Za wcześnie, no i nie chcę łowić ryb przed siecią.
?
– Z perspektywy miasta wydaje się, że Wójcicki siedzi, pije kawę i duma. Prawda jest taka, że od rana do nocy ostro zasuwam i próbuję wszystko, jak to się mówi, ogarnąć. Na razie nie mogę za bardzo skoczyć do przodu. Ale zapewniam, ruszę z nowymi tematami. Nie wszystko od razu...
Wiem, że bardzo wielu interesantów przed gabinetem i to już od pierwszego dnia pracy w urzędzie. Ile takich rozmów już było?
– Setki. Pracuję codziennie od 7.00 do 21.00, zwykle są to właśnie spotkania z interesantami.
To są też zwykli mieszkańcy?
– Tak. Dyżury tylko dla nich mam co tydzień we wtorki od rana i po południu. Najczęściej przychodzą z osobistymi problemami – dotyczą jednej osoby lub całej rodziny. Gdy chodzi o problemy związane z miastem, to są to już inne terminy. Kolejka rzeczywiście jest. Jest też o czym rozmawiać.
Poza głośnymi medialnie spotkaniami, na przykład z prezesami największych klubów sportowych, był ktoś, kogo by się prezydent nie spodziewał?
– Nie. Wszystkie wizyty raczej spodziewane. Nikt mnie nie zaskoczył ani samym sobą, ani problem, który do mnie zgłosił.
Jawność i przejrzystość pracy urzędu. Czy jest plan, aby kolegia prezydenta były również dla mediów? To była propozycja wyborcza Marka Surmacza?
– Każdego dnia rano mam spotkanie z najbliższymi współpracownikami – jak je zwał, tak zwał. Nieważne czy są to kolegia czy spotkania – omawiamy wtedy najważniejsze bieżące sprawy. Zajmuje to nam mniej więcej godzinę. Ale idziemy w stronę kolegiów tematycznych, bo są sprawy niecierpiące zwłoki, które musimy przegadywać z poszczególnymi wydziałami. Nie wiem, jak to wyglądało wcześniej, ale obecnie nie ma oficjalnych, protokołowanych spotkań, bo pracujemy w trybie on-line. Większość spraw jest załatwiana telefonicznie bądź mailowo – szkoda czasu na siedzenie... Stąd trudno mi sobie wyobrazić, aby w taki tryb angażować media.
Co będzie z CEZ i CEA? To kluczowe punkty programu Tadeusza Jędrzejczaka. Jaki te inwestycje będą miały zasięg?
– Centrum Edukacji Zawodowej poza tym, że jest przygotowana koncepcja architektoniczno-funkcjonalna, to nie posiada dodatkowego rozwinięcia.
Byłem na prezentacji koncepcji inżyniera Leszka Horodyskiego. Trudno się zgodzić z opinią, że na CEZ przy Warszawskiej nie ma żadnego pomysłu.
– Dostaliśmy nową karoserię... Piękną – to prawda. Ale nie ma silnika, komputera i wszystkiego co powinno być w środku. To, gdzie uczniowie będą się uczyć, to naprawdę drugorzędna sprawa. Najważniejsze jest to, czego będą się uczyć, w jaki sposób, jakie to da później możliwości absolwentom. Na te pytania koncepcja nie daje odpowiedzi.
To inaczej. Będzie budowa CEZ-u przy Warszawskiej?
– Na razie będziemy się starali ten projekt obronić, ale z zastrzeżeniem, że aby był sens inwestowania w mury, to musi być też logika – dodatkowy efekt w postaci realizacji określonych celów kształcenia. Ponadto musi być program nauczania skorelowany z potrzebami lokalnego biznesu czy z profilem rodzimej uczelni. Tego na razie jeszcze nie ma. Decyzji w sprawie zakresu budowy CEZ-u trzeba się spodziewać po ustaleniu wspomnianych priorytetów.
Zrobienie tam funkcjonalnego i ładnego kawałka miasta z myślą o edukacji ma kolosalne znaczenie dla rozwoju całego Gorzowa i okolic.
– Ale rewitalizacja to proces społeczny, a nie tylko techniczny.
No dobrze, a CEA przy filharmonii – czy będzie drugi etap budowy?
– Tu właściwie oprócz ogólnego rysunku nic nie ma. Ani koncepcji, ani projektu. Trudno
mi cokolwiek teraz na ten temat powiedzieć. Trzeba się za to zabrać od początku. Jaki
będzie efekt końcowy? W dniu dzisiejszym mało widać.
Budżet 2015. Czy nie kusiło, aby przygotować zupełnie nowy projekt?
– Nie było takiej możliwości. To byłoby bardzo nieodpowiedzialne. Wiem, że to nie jest budżet o jakim wszyscy marzą. Ale można go skutecznie korygować tak zwanymi zmianami do budżetu. To żywy dokument, ciągle ewoluuje. Dlatego cały czas będziemy nad nim pracować, ale na bieżąco – mamy do tego prawo i będziemy z niego korzystać wszędzie, gdzie tylko się da. Dziś wiem, że w budżecie jest założonych mnóstwo inwestycji, na które nie ma pokrycia. Choćby na wkład własny na przebudowę ulicy Dobrej.
Były naciski ze strony LdM-u, aby jednak robić nowy projekt budżetu.
– Wytłumaczyłem, że to bardzo niebezpieczna operacja, a klub radnych Ludzie dla Miasta podzielił ten pogląd.
Co z audytem urzędu i opisem stanu miasta. Na jakim etapie są – zapowiedziane już przez Jacka Wójcickiego – te zadania?
– Pracujemy. Mam nadzieję, że w części będą gotowe do końca pierwszego kwartału. Tylko w części, bo to jednak potężny organizm. Ale zapewniam, że w marcu już coś będzie.
Kiedy pierwsze referenda i konsultacje? Co pójdzie na pierwszy ogień? Przecież miasto trzeba oddać mieszkańcom – to słowa prezydenta...
– Nie chcę tego robić mechanicznie, to raczej powinien być proces ewolucji wynikający z dobrej diagnozy. Przez trzy ostatnie dni pracowaliśmy z Wojciechem Kłosowskim – ekspertem, z którym pracujemy nad rewitalizacją. Mam nadzieję, że zgodzi się nam pomagać w większym wymiarze… Zmiana miasta jest procesem społecznym – to zmiana świadomości, mentalności, przyzwyczajeń, postrzegania, włączenia ludzi w ten proces... Dopiero po tych wydarzeniach będziemy mogli mówić o dalszych etapach.
Wiemy co nie co o oszczędnościach – przeprowadzki wydziałów, znaczy mniejsze stawki za wynajem. A czy jest pomysł na zwiększenie dochodów w budżecie?
– Sposoby są. Dochody miasta będą większe, gdy będą rosły zarobki gorzowian – z PIT-u mamy 37 procent i to jest kluczowy udział. Ale są instrumenty, z których możemy skorzystać, a które nie będą bezpośrednio obciążały budżetu – m.in. leasing zwrotny, partnerstwo publiczno-prywatne. Z tego typu mechanizmów będziemy korzystać, gdy tylko będą nam potrzebne pieniądze na realizację inwestycji przynoszących miastu konkretne zyski, nie tylko finansowe, ale i społeczne.
Kiedy do tych pytań będziemy mogli wrócić i uzyskać bardziej rzeczowe odpowiedzi?
– To się będzie działo na bieżąco – niektóre sprawy będą jasne w ciągu kilku dni, najdalej
tygodnia. Na część z tych wielu pytań już dziś mógłbym odpowiadać kilka godzin, ale teraz
nie mamy na to czasu. Najważniejsze: reforma urzędu, po niej wszystko będzie prostsze.
Dziękuję.
Komentarze: