Czego gorzowianie mogą nie wiedzieć o winie?
Z MIASTA
Adam Oziewicz
2024-10-07 08:36
4740
W rejonie Żelaznej, Jastrzębiej – niemal w samym centrum miasta pozostały ślady większej uprawy winnic jeszcze z czasów niemieckiego Gorzowa
Santockie młode winnice w ciągu jednego roku mogą wyprodukować około 3,5 tys. litrów trunku. To około 5 tys. butelek. Pewnie niejeden gorzowianin już go próbował, dlatego zebraliśmy więcej danych na temat nowych win.
Mamy informację, że santockim winiarzom z pierwszego zbioru na pewno nie została ani jedna butelka. Być może jest jeszcze coś z drugiego, ale nie otwierali – zostawią je na dłużej, jako ciekawostkę… Paweł Kurtyka prowadzący jedną z winnic wyjaśnia, że białe wina z 2019 już osiągnęły swój szczyt, optymalny smak i z wiekiem nie będą lepsze. Będą nawet stawały się płaskie czyli coraz gorsze. Inaczej jest z czerwonym winem tu rzeczywiście wiek robi różnicę – jest pijalne od 5 do 10 roku. Próbowali je – kilkuletnie smakują jak młodzieniaszki. – Już widzimy, że nasze białe wina mają potencjał 3-4 letni do starzenia. Próbowałem wino z 2021 roku – pierwszy wypust z naszej winnicy Vineas Montis, który sprzedawaliśmy. To naprawdę dobry trunek. Owoc ładnie się ułożył i jest nadal intensywny. Po trzech latach świetnie się zachowuje. Niewątpliwie jest na swoim szczycie. Być może jeszcze rok wytrzyma, a potem będzie zjeżdżać w dół – ocenia sytuację nasz rozmówca.
Właśnie dlatego białe wina powinno się spożywać do roku od wyprodukowania. Potem tracą swoje aromaty i właściwości. Szczególnie mało wytrzymałe hybrydy. Warto wiedzieć, że zaledwie od 5 do 10 procent win na świecie ma potencjał do starzenia większy niż 10 lat. Wszystkie inne powinny być wypite wcześniej. Najbardziej trwałe są tworzone ze specjalnych winorośli – są produkowane i przechowywane w unikalnych warunkach. Istotne jest też odpowiednie siedlisko, wiek krzewu – im starszy, tym daje lepsze owoce i trwalsze wino. Wiele czynników o tym decyduje.
– Winiarstwo to przecież też biznes – wino trzeba wyprodukować i sprzedać, aby mieć pieniądze na rozwój, na utrzymanie plantacji, na zakup nowych sprzętów. Zatem winiarze skupiają się na tym, aby swoje wino sprzedać a nie trzymać w piwnicy. Co zrobi z nim klient to już tylko od niego zależy – zaznacza.
Smaki santockich win
To jakie jest wino zależy od owoców, zatem użytego do nasadzeń szczepu. Paweł Kurtyka, aby odpowiedzieć na pytanie o smaki santockich win najpierw wyjaśnia, że stowarzyszenie wybrało pewną drogę. – Tylko sześć szczepów, które wszyscy uprawiamy. Właśnie z nich robimy wina. Większość winnic ma białego Rieslinga, Grüner Veltlinera, Gewurztraminera, Pinot Grigio, a z czerwonych: Tauberschwarza i Saint Laurenta – wyjaśnia. Jednak najwięcej jest Rieslinga i Grüner Veltlinera. Dla potencjalnego turysty zainteresowanego santockimi winnicami to nie lada gratka, bo w promieniu 5-6 kilometrów, na 6-7 winnicach, może spróbować Rieslingów, które ze względu na siedlisko będą się różniły niuansami poszukiwanymi i rozpoznawanymi przez znawców. Nie są to jednak znaczące różnice.
Nasz rozmówca charakteryzując wina z Santoka podkreśla również, że tamtejsza grupa winiarzy nie działa jak spółdzielnia – nie przerabiają wszystkiego razem. Każdy winiarz ma własną, indywidualną produkcję. Większość koncentruje się na wytrawnych, ewentualnie półwytrawnych białych i czerwonych winach. Są też podejmowane próby – z dobrym efektem – przygotowania pomarańczowych. To wina białe robione sposobem jak czerwone.
Z winogron powstaje wino, ale także grappa czyli alkohol wysokoprocentowy, czy też sam sok. Ale plantatorzy z Santoka nie myślą, poza winem, o żadnym z innych wspomnianych produktów. Powód? Trunki wysokoprocentowe przy produkcji i sprzedaży są obwarowane szeregiem trudnych do spełnienia warunków.
Jeden za wszystkich – wszyscy za jednego
W grupie santockich winiarzy jest ten najlepszy, produkujący najlepsze wino? – pytamy. – Myślę, że kogoś takiego nie ma. Może jeszcze nie ma. Każdy działa indywidualnie, pielęgnuje swój produkt i co za tym idzie, każdy jest interesujący. Tak siebie sami odbieramy. Nie traktujemy grupy jak uczestników wyścigu o najlepszy produkt, ale jak partnerów, którzy wspólnie odbudowują historię winiarstwa. Im więcej nas tu, winiarzy, tym jesteśmy w stanie zainteresować więcej osób – turystów, krajoznawców, innych winiarzy z Polski – naszą działalnością – przedstawia sytuacje P. Kurtyka.
Właśnie tak działa stowarzyszenie i tak działają indywidualnie. Nikt nie określa siebie, jak najlepszego, od którego reszta ma się uczyć. Wszyscy patrzą na siebie z szacunkiem i ciekawością. Z zainteresowaniem czekają na to, co inny winiarz przygotował w danym roku po zbiorach. Spotykają się na przełomie stycznia i lutego – przynoszą swoje młode wina. Siadają, degustują – zwykle trwa to kilka godzin. Smakują, notują swoje spostrzeżenia i oceny, wysyłają je sobie. Dzięki temu każdy jeszcze przed sezonem ma możliwość spojrzenia na swoje wino okiem kolegi, który zawsze będzie bardziej obiektywny niż sam producent. – Przez to każdy z nas wie, jak jego wino jest odbierane już na początku swojej drogi. To też dowód na to, że nie jesteśmy dla siebie konkurencją, wręcz przeciwnie – staramy sobie pomóc – zaznacza nasz rozmówca.
Także dlatego na lipcowym Festiwalu Santockich Winnic była publiczność, także eksperci od win, ale nie było konkursu czy wręczania medali za najlepsze wino. Paweł Kurtyka wyjaśnia nam, że nie o to chodziło. Santockich winiarzy najbardziej interesowało, czy znawcy znajdą wspólny mianownik dla wszystkich zaprezentowanych win. Zwykle wynika on z charakterystyki siedliska, która dla każdego regionu winiarskiego na świecie jest unikalna. – Powiedzieli nam, że nasze wina są bardzo mineralne, wręcz wapienne w niektórych przypadkach. Ta mineralność przewijała się we wszystkich winach, ale oprócz tego były też ziołowe. To też dla nas było ciekawe – przyznaje.
Wszystkie winnice w stowarzyszeniu są uprawiane w reżimie ekologicznym, a część jest w trakcie konwersji na biodynamizm. Jedna jest w pełni biodynamiczna. Zatem są niezwykle eko. Stąd na terenie santockich winnic odtworzyły się murawy kserotermiczne, lubiące gleby zasadowe. Takie gleby lubi również winorośl. – Nasz rejon – Santok i okolice – jest unikalny na niżu polskim, bo nie ma tu trzeciorzędu, tylko czwartorzęd i magiel. To znaczy, że mamy trzydzieści metrów czwartorzędu, a pod tym zaczyna się lita skała maglowa czyli wapień. Przez to nasze siedliska są bardzo zasadowe, co przy glebach na niżu, które są kwaśne albo bardzo kwaśne, jest zjawiskiem wyjątkowym. To doskonale wpływa na jakość owoców i na wzrost winorośli – wyjaśnia P. Kurtyka.
Santockie wina? Gdzie kupić?
Jak się okazuje, santockie winnice łącznie, na tym etapie rozwoju, w ciągu jednego roku, mogą wyprodukować około 3,5 tys. litrów. To w sumie około 5 tys. butelek. Są winnice przygotowujące w sezonie 150 butelek, ale i takie gdzie w tym samym czasie przygotowanych jest 1300-1400 butelek. Zatem jest już co dystrybuować...
Wino z Santoka można kupić przy Targowej w Gorzowie – Whisky 333 Alkohole & Kawy Świata, także przy Wróblewskiego – Tarantino Grill Bar & Cafe. Jest też do nabycia w lokalnych sklepach w okolicach Santoka (Janczewo, Czechów), ale również w Lubniewicach w Pycha Cafe. Jest też oferowane w Kłodawie w każdą niedzielę na ryneczku przy jeziorze. Winiarze przymierzają się także do popularyzowania swoich wyrobów w jednej z gorzowskich restauracji. Być może tam również będzie ich wino, ale to wymaga jeszcze potwierdzenia. Jeżeli porozumienie dojdzie do skutku będą tam pokazy santockich win. Jako stowarzyszenie winiarze zamierzają, w dalszej perspektywie, otworzyć własny sklep w Gorzowie, gdzie będzie można kupić także wino z santockich winnic.
Winiarze z Santoka od kilku lat są też obecni na Nocnym Szlaku Kulturalnym. To nie przypadek – mówią o uprawach i produkcji, także o dziejach, aby gorzowianie wiedzieli, że w ich regionie były i są winnice. – Przygotowujemy prelekcje, wystawy o historii winiarstwa na tym terenie. Widzimy zainteresowanie, bywa że słuchacze z niedowierzaniem przyjmują informacje. Ludzie stąd kompletnie nie mieli pojęcia, że winiarstwo na tym terenie sięga XIII w., a w Santoku są aktywni winiarze i mają prężnie rozwijające się uprawy – przedstawia sytuację nasz rozmówca.
Jednym z celów statutowych stowarzyszenia jest edukacja – chcą też nauczać o historii i tradycjach winiarskich.
Czas na winobranie...
Pawła Kurtykę zapytaliśmy też o pierwszą oznaką dojrzewania. W przypadku winogron czerwonych, ciemnych odmian jest wybarwianie się czyli véraison. Owoc zmienia kolor z zielonego na fioletowy. Z kolei przy szczepach białych owoc zaczyna żółknąć i robić się miękki – i to jest ten moment kiedy trzeba zacząć obserwować dojrzewanie, badając parametry. – Wtedy wiadomo, że grono już nie rośnie a kumuluje cukry i zaczyna dojrzewać – odpowiada.
Wylicza trzy istotne rzeczy przy dojrzewaniu – kumulację cukru, odpowiednią kwasowość oraz dojrzałość fenoliczną czyli aromatyczną. Zatem dobre wina mają konkretne aromaty wynikające właśnie z dojrzałości fenolicznej a nie z ilości cukru – zawartość cukru przekłada się na ciało wina i ilość alkoholu. Trzeba przy tym wiedzieć, że dojrzałość owoców – jeżeli chodzi o kumulację cukrów czy kwasowość – nigdy nie idzie w parze z dojrzałością fenoliczną. Bywa że są przejrzałe a fenolicznie trzeba chwilę jeszcze poczekać. – Owoce kontrolujemy już od początku września gdy są już wybarwione i miękkie – co kilka dni sprawdzamy cukry, patrzymy na tendencję wzrostu. W pewnym momencie dochodzą do pułapu 21-22 brix, co nas już satysfakcjonuje, bo to się przekłada na 11-12 procent alkoholu. To cieszy, bo nas interesują wina lekkie – zaznacza nasz rozmówca.
Ponadto winiarze sprawdzają PH – sporo mówi o dojrzałości, nawet tej fenolicznej – im wyższe PH, tym owoc bardziej dojrzały. Gdy jest na poziomie 2.8 – 2.9 owoc jeszcze musi poczekać, choć kwasowość czy cukier mogłyby wskazywać, że czas na zbiory. Gdy PH osiąga poziom 3.2-3.3 to moment zbliżającej się decyzji o zbiorze winogron – jeszcze tylko próba owoców pod względem oczekiwanych bogatych aromatów i plony. Bywa, że winogrodników pogania pogoda, wtedy już nie patrzą na detale – gdy zapowiadają się dłuższe opady nie ma na co czekać. Każda z winnic organizuje „żniwa” we własnym zakresie, z pomocą znajomych, przyjaciół – nie są to jeszcze ilości przemysłowe. Winiarze przewidują jednak, że w nieodległej przyszłości będą potrzebowali dodatkowej pomocy przy zbiorach.
W listopadzie młode wino i gęsina
Podgorzowscy hodowcy przyznają, że 2024 jest trudny – z dużą presją patogenów, mączniaków i wiosennymi przymrozkami. Dlatego już na starcie było wiadomo, że plony będą mocno obniżone. Ale to nie oznacza, że wina nie ma wcale. Stąd myślą o tym, aby w listopadzie przygotować kameralną imprezę biletowaną pod hasłem Młode wino i gęsina. Tak ponownie wróciliby do kuchni nowomarchijskiej, która była smakowana na lipcowym santockim święcie.
W planach jest zaaranżowanie jednego długiego stołu z krzesłami, gdzie goście, po zakupie biletu, trafią na degustację – w cenie otrzymają pięć kieliszków młodego wina od santockich winiarzy i do tego dwie, trzy potrawy z gęsiny. – Zobaczymy czy nasza lokalna kuchnia dobrze komponuje się z winem, a może nie, ale najpierw trzeba przyjść do nas i przekonać się o tym na własnej skórze – zaznacza P. Kurtyka.
Do dyspozycji będzie młode wino z tego lata, tuż po zakończeniu fermentacji – nie ułożone, szorstkie. Wino, które pokazuje swój potencjał, ale jest jeszcze przed ewolucją do formy docelowej.
Cały region powinien znać santockie wina...
W Polsce, jeszcze nie w lubuskim, ale i zagranica jest wyraźny trend na to co regionalne – restauracje szukają miejscowych produktów m.in. win, piw i starają się, zwykle z powodzeniem, podawać klientom. Do nas to zjawisko jeszcze nie dotarło – dominuje model ukształtowany przez lata czyli jeden duży dostawca zabezpiecza trunki wyprodukowane na przykład w Nowej Zelandii, Hiszpanii czy we Włoszech. Paweł Kurtyka nie ma wątpliwości, że gdy miejscowe restauracje rozpoznają tutejsze wina, również postawią na regionalnych producentów – na przykład wina z santockich winnic. Ale zarazem zastrzega, że winiarze spod Gorzowa nie mają problemów ze sprzedażą. Zdecydowana większość produktów trafia do klientów prywatnych – bywa, że już w połowie sezonu nie mają co zaoferować do karty win, bo wszystko wyprzedane...
Komentarze: