Wierchowicz: kto jest winny? – wszyscy
Z MIASTA
Jerzy Wierchowicz
2024-06-29 13:42
9276
25 lat temu otrzymałem nagrodę Tęczowego Lauru od środowisk LGBT za starania mojego klubu parlamentarnego Unii Wolności, najlepszej partii jaka trafiła się Polsce w jej nowożytnej historii, na rzecz uregulowania sytuacji prawnej osób homo i trans seksualnych.
Kiedyś już o tym pisałem, ale to nie moja megalomania, ale konieczność, bo sprawa wraca jak bumerang...
Chodzi o coś analogicznego jak obecnie sprawa ustawy o związkach partnerskich. Starania były wprawdzie bezowocne, ale ziarno zostało zasiane. Niestety od tamtego czasu nic w sprawie się nie zmieniło. Osoby o innych preferencjach seksualnych niż większość są w naszym kraju dyskryminowane. Naruszane są ich prawa obywatelskie, łamane są wobec nich konstytucyjne zasady równości i sprawiedliwości. Niemożność zawarcia przez nich związku małżeńskiego, nierówność podatkowa, niemożność dziedziczenia, przysposobienia dziecka partnera/partnerki czy nie pochodzącego od żadnego/ej z pary, wymieniać by długo jak są łamane prawa człowieka wobec nich.
Winę za to ponosi państwo polskie, a więc wszystkie siły polityczne, które sprawowały władzę po rewolucji 1989 roku. Paradoksalnie najmniej pretensji można mieć do prawicy, która głosiła wprost, że regulacji odrębnych dla takich osób nie zaakceptuje, ale partie demokratyczne, progresywne jak Lewica czy Platforma Obywatelska mają tu już wiele za uszami. Szczególnie lewica, dzisiaj gromko domagająca się praw dla osób LGBT, sprawująca władzę niemal samodzielnie w latach 1993-1997 i 2001 do 2005 mogła tę sprawę załatwić. Nie zrobiła tego.
Niezrozumiałe jest jak w trzeciej dekadzie dwudziestego pierwszego wieku, gdy jesteśmy od dwudziestu lat w Unii Europejskiej może trwać taki stan, absolutnego obskurantyzmu, zakłamania i hipokryzji. Dzisiaj dowiadujemy się, że projekt od wielu miesięcy ponoć opracowany (o związkach partnerskich) nie został nawet złożony do laski marszałkowskiej, a jeżeli zostanie złożony w najbliższych dniach to trafi pod obrady Sejmu dopiero za kilka miesięcy, po wakacjach parlamentarnych.
Dlaczego to trwa, czy ma trwać tak długo? Czy 35 lat czekania nie wystarczy? To pytanie do koalicji 15 października. To sprawdzian dla tej koalicji, której wypełnianie obietnic wyborczych idzie coraz trudniej. Ale ta wydaje się najłatwiejsza do spełnienia. Nie idą za nią żadne koszty, znajduje ona akceptację większości społeczeństwa – czego tu się bać? Zmurszałego, zdegenerowanego Kościoła, zanikającego PSL-u, czy bezpłciowej Polski 2050, że Duda nie podpisze, no to nie podpisze, ale to nie może być wymówka do nic nie robienia.
Zresztą przygotowany projekt przez minister od równości (właśnie) jest to i tak mini minimorum w sprawie. Słusznie osoby LGBT domagają się pełnego zrównania swoich praw z innymi, czyli prawa do pełnego małżeństwa, adekwatnej uroczystości w Urzędzie Stanu Cywilnego a nie żadnej upokarzającej rejestracji, prawa do adopcji dzieci, prawa do dziedziczenia, do świadczeń socjalnych po partnerze/partnerce itd. I tak do takich regulacji prędzej czy później dojdzie. Wszelka dyskryminacja jest nie do przyjęcia w demokratycznym państwie prawnym, a takim znowu jesteśmy.
Komentarze: