Sezon na food trucki uważa za otwarty!
Z MIASTA
Adam Oziewicz
2019-04-05 14:49
31860
– Trochę z przypadku, ale i z pasji zrodził się mały biznes – powoli się rozkręca – przedstawia sytuację gorzowianin Marek Szpyra
Jeżeli tylko coś się dzieje w okolicy i jest pogoda, tam nie może zabraknąć food trucków. Dobrze o tym wie gorzowianin Marek Szpyra, z zawodu technik elektroradiolog, ale ma coś jeszcze... serce do burgerów.
Wołowóz Marka Szpyry i Bartosza Gurgacza to jedyny gorzowski food truck uczestniczący w zlotach – przez ostatni rok bywał w okolicy na świętach miast, na letnich festynach, towarzyszył imprezom plenerowym przy lubuskich atrakcjach turystycznych, choćby przy MRU. Podobne plany ma na najbliższy sezon.
Wołowóz, czyli food budka na kółkach pana Marka przyrządza pod Watralem od strony Okulickiego. Ma burgery z wołowiną lub z kurczakiem, a do tego belgijskie frytki, surówki. Działa od 1 maja ubiegłego roku. Ale zaczęło się od pichcenia absolutnie amatorskiego – wspólnie z kolegą ze Szczecina w domowej kuchni przygotowali „podróbki” oryginałów dla przyjaciół i rodziny. – Trochę z przypadku, ale i z pasji zrodził się mały biznes – powoli się rozkręca – przedstawia sytuację gorzowianin Marek Szpyra.
Pierwszy burger i od razu sukces
Dobrze pamięta pierwszego sprzedanego burgera – to był el Polako z kiszonym ogórkiem.
Kupił go młody chłopak i od razu pochwalił, właściwie stwierdził, że lepszego w Gorzowie jeszcze nie jadł, podobne oceny powtarzają się do dziś. – Chyba mamy dobrą opinie w mieście – mówi skromnie. Wspomina, że na samym początku było sporo stresu – bo trzeba pilnować receptury, bo nie wiadomo czy będzie smakowało i czy w ogóle będzie jakiekolwiek zainteresowanie. Po roku jest już spokój, rutyna, pewien luz.
Wcześniej wśród znajomych na fb rozpisali konkurs na nazwy dla swoich burgerów. Jedna z koleżanek wpadła na pomysł, że potrawy mogą być kojarzone z nazwami miast i państw. Tak na przykład powstała receptura na Helmuta z musztardą.
Co musi mieć food truck, aby smakowało? – pytamy. Dla Marka jest jasne, że serce burgera to dobre mięso – czysta wołowina bez żadnych domieszek o odpowiedniej zawartości tłuszczu. Na drugim miejscu sałata, ogórki, cebula, sosy… ani jeden składnik nie może nawalić. – No i bułka. Wydawałoby się detal. Ale od niej zależy końcowy efekt – gdy jest zła, burgera nie uratują najlepsze mięsa i surówki – uważa. Dłuższy czas szukali odpowiedniej piekarni i znaleźli pod Gorzowem. Nasz rozmówca podkreśla, że najlepiej byłoby piec bułki samemu, ale w food trucku nie da się tego zrobić. – Cieszymy się z tego co mamy, gdy się je zgrilluje są rewelacyjne – dodaje.
To miał być food truck na weekendy
Na początku planowali, że przede wszystkim będą jeździć na zloty i festiwale food trucków – tylko w weekendy, obok głównych swoich zajęć. Ale trafili na dobre miejsce pod Watralem i sprzedają codziennie. Baza klientów jest stała, a do tego z dnia na dzień się powiększa. – Jak widzisz po raz kolejny tą samą buzię to znaczy, że smakuje – to dowód, że dobrze wykonujesz swoją robotę. Jest satysfakcja – zaznacza.
Wprowadzają nowe warianty burgerów, ale nie dzieje się to z dnia na dzień, bo to co już mają sprawdza się i smakuje. Ponadto to jednak food truck, zatem ograniczone miejsce – nie da się przygotować wszystkiego, liczba potraw nie może przekroczyć możliwości. – Nowości w branży? Ostatnio widziałem burgery w pączkach, ale nie próbowałem… – mówi z uśmiechem.
Foodtruckowe kuchnie to już nie tylko burgery – są naprawdę zróżnicowane. W budkach można znaleźć dosłownie wszystko: jedzenie meksykańskie, amerykańskie, wschodnie – co chwilę ktoś coś nowego wymyśla. Najlepiej widać to na festiwalach, bo organizatorzy dążą do tego, aby w konwoju było dużo różnorodnych potraw. Na zlotach food trucków poza „pierwszymi daniami” są i lody, i owoce w czekoladzie, i dobra kawa, świeże soki. A ostatnio też burrito, wołowina szarpana.
Mogą konkurować z restauracjami
Marek Szpyra uważa, że kuchnia foodtruckowa zasadniczo nie różni się od tradycyjnej, stacjonarnej – te same składniki, te same narzędzia. – Mamy wszystko co trzeba. Jedyna różnica to mniej miejsca. Jeżeli chodzi o burgery? Możemy śmiało konkurować z tradycyjnymi restauracjami – zapewnia.
Kupili food trucka od znajomej. Budka wcześniej działała w Szczecinie. Jeżeli tylko zauważą, że jest większe zapotrzebowanie na ich burgery to dokupią kolejne wozy. Ale na razie, to co mają im wystarcza. Od sprzętu wiele zależy? – pytamy na koniec. – Dobrze gdy jest dobra płyta, fajny grill, ale nie to jest najważniejsze… wystarczy, że grzeje. Bo kluczem do dobrego smaku jest zupełnie co innego… – podsumowuje M. Szpyra.
Ciekawostka: food truck ma kategorię pojazdu specjalnego – musi przejść przegląd i kontrole sanepidu. Poza sprawną kuchnią, musi też jeździć.
Komentarze: