Słodko-gorzki smak władzy [ROZMOWA]
Z MIASTA
2017-12-30 14:28
63817
14 grudnia prezydent Wójcicki podsumował swoje trzy lata. Przed urzędnikami i mediami nie eksponował porażek, za to wiele mówił o tym, co się udało i... co ma się udać w 2018 roku. Tuż przed świętami spotkaliśmy się, aby zdradził portalowi, czy Gorzów miał szansę na więcej?
Adam Oziewicz: Mamy dla prezydenta Wójcickiego subiektywną listę kontrowersji, nie trafionych działań, decyzji... Na początek wielki niewypał i napęd dla krytyków magistratu: proces inwestycyjny dla Kostrzyńskiej. Wiele powiedziano i napisano – kolejne etapy począwszy od projektu szczegółowo relacjonowane także na gorzow24.pl. Niewiele da się do tego dodać, poza tym, że pewnie dało się zrobić więcej, aby ta droga weszła w etap realizacji.
Ale wśród porażek sprawa nieco innej rangi, świadcząca o tym, że prezydent oddał pole, nie chciał brać na siebie decyzji. Chodzi o kierownik artystyczną FG – dyrygent Monika Wolińska odeszła z Filharmonii. Czy tak musiało się stać. I czy to była suwerenna decyzja prezydenta Wójcickiego? Są wątpliwości.
Jacek Wójcicki: – Przypominam, obsada funkcji kierowniczej – dyrygenta w FG to kompetencje dyrektora instytucji. Nie powinno tak być, że prezydent włącza się zarządzanie instytucją kultury. Mam głos przy wyborze dyrektora i to wszystko. Z kolei dyrektor odpowiada za całość funkcjonowania FG. Jeżeli coś jest nie tak, to wtedy pojawia się pole do działania prezydenta. W Filharmonii był poważny spór między muzykami a panią dyrygent Moniką Wolińską, jak sądzę miałem z nią bardzo dobre relacje, doceniam jej kunszt, kompetencje, klasę. Problem w tym, że dyrekcja nie potrafiła opanować konfliktu. Wręcz dochodziło do eskalacji sporu. W takich warunkach nie dało się pracować. Filharmonia przestawała być wydolna. Były protesty muzyków. Pierwszą decyzją była rezygnacja pani dyrektor Małgorzaty Pery, a w konsekwencji odejście pani Moniki Wolińskiej. Były próby przekonywania do nowej sytuacji, już po powołaniu nowego dyrektora z konkursu, ale niestety nie przyniosły rezultatu. W mojej ocenie to wynik długotrwałego sporu i pewnego zmęczenia obu stron konfliktu. Co nie bez znaczenia, naprzeciwko siebie stały silne osobowości, doskonali artyści przy tym wzajemnie podważali swoje kompetencje. Po czymś takim trudno wrócić do normalnej pracy.
Pewnie wszystko mogło skończyć się inaczej, ale sprawa potoczyła się swoim torem. Nie ingerowałem, pozostawiłem sytuację do rozstrzygnięcia Adrianie Chodarcewicz pełniącej obowiązki dyrektor FG. Podobnie jest teraz – nie włączam się w kierowanie instytucją. Z perspektywy czasu uważam, że nie dało się już porozumieć.
Trzy lata temu nie do pomyślenia, ale fakt: Jacek Wójcicki nie potrafi się dogadać ze swoimi radnymi. Wojna z LdM-em – jest żal?
– Z nikim nie walczyłem i nie walczę. Po prostu nasz plan dla miasta, rozrysowany w postaci punktów programu, były i nadal jest spójny. Ale jego realizacja już zdecydowanie nie. Przypominam, klub LdM chciał szerokich konsultacji społecznych – są konsultacje, chciał dobrego budżetu obywatelskiego – niezależne oceny wskazują Gorzów jako wzór realizacji BO, chciał rewitalizacji – mieliśmy najlepszego eksperta Wojtka Kłosowskiego i mamy gminny plan rewitalizacji, dzięki temu możemy pozyskiwać środki. Klub LdM chciał powołania architekta miejskiego – od dwóch lat skutecznie działa Dariusz Górny.
Porozumienie z LdM-em rozbiło się o niuanse – nikt nie zrozumie, jak wygląda zarządzania miastem, zanim nie poczuje odpowiedzialności na własnej skórze. Rzeczywistość jest taka, że każda, nawet drobna, decyzja ma dziesiątki konsekwencji dla konkretnych ludzi. Nie wszystko da się od razu, nie wszystkie działania mają charakter zero-jedynkowy.
Najbardziej jaskrawy przykład: tuż po wyborach dostałem od moich partnerów z LdM-u listę osób do zwolnienia w urzędzie – od razu stwierdziłem: nie tędy droga i… właściwie o to rozbiło się porozumienie z moim klubem, a potem pojawiła się polityka i blokowanie decyzji prezydenta dla samego blokowania. Reasumując: plan LdM-u w dużej części jest realizowany, ale bez LdM-u. W pewnym sensie pozostaję lojalny wobec dawnych sprzymierzeńców...
Inneko. Do spółki wkradły się potężne emocje za sprawą prezesa Czyżewskiego, łącznie z zarzutami o mobbing i przesłuchaniami pracowników w prokuraturze. Postępowanie umorzono – oskarżenia o mobbing stosowany przez prezesa nie potwierdziły się. Nawet jeżeli prokuratura nie dopatrzyła się znamion przestępstwa to fakt źle świadczy o relacjach wewnątrz miejskiej spółki.
– Zacznijmy od źródeł – prezes Wróblewski był fachowcem i wizjonerem. Stworzył firmę zarządzaną jednoosobowo bez wsparcia ekonomicznego, której funkcjonowanie oparte było na środkach zewnętrznych. Z pełną odpowiedzialności uważam, że jego projekty były oderwane od rzeczywistości. Nie raz o tym mówiłem – gorzowska spółka komunalna dzierżawiła od prywatnej spółki w Gostomi kilkaset hektarów ziemi pod trawę energetyczną Miskantusa. Koszty: 1200 zł za 1 ha. Przy tym materiał nie został zebrany. To agresywny gatunek, stąd pojawiły się kary i dodatkowe wydatki związane z przywracaniem areału do porządku. Kolejna sprawa: prowadziliśmy nierentowną spółkę Wastrol w Poznaniu. Do tego spółka BEF czyli instalacja do wysokotemperaturowego zgazowania odpadów – obiekt dotąd nie odpalił i jest w fazie sanacji. Wspólnie z likwidatorem próbujemy to ratować, ale nie jest to proste.
Wszystko razem sprawiło, że planowana perełka, przez wielu znakomicie oceniana, znalazła się w bardzo trudnej sytuacji ekonomicznej. Gdyby nie operatywność prezesa Czyżewskiego, Inneko by nie było, a przecież miasto jest właścicielem spółki z wielomilionowym udziałem. To pieniądze publiczne, ale też zainwestowane fundusze gorzowskich przedsiębiorców.
Dlaczego o tym mówię? Prezes Wróblewski był wizjonerem, świetnym organizatorem, ale bez wsparcia rzetelnych parametrów ekonomicznych. Budowanie zgazowacza odpadów, który mógłby być zasilany wytłokami pogorzelnianymi czy innym podobnym materiałem w tym miejscu nie ma uzasadnienia. Bo po prostu transport jest drogi. Wkładu nie opłaca się wozić. Odpad musi powstawać w sąsiedztwie zgazowacza. Jest jeszcze kwestia budowy instalacji w środku wsi bez decyzji środowiskowych – staramy się o to, ale efekt może być taki, że zakładu wartego miliony w ogóle nie da się uruchomić.
Takie błędy doprowadziły miejską spółkę do sytuacji katastrofalnej. Prezes Czyżewski został powołany, aby ją ratować. Stąd zwolnienia, cięcia wynagrodzeń, socjalu i w rezultacie opór pracowników i zarzuty stosowania mobbingu. Nie pochwalam postępowania prezesa z podwładnymi, ani stylu budowania relacji w zespole, ale przesłuchania kilkudziesięciu osób w prokuraturze świadczą o tym, że nikt w spółce nie czuł się zagrożony.
Ale przyznać trzeba, że Artur Czyżewski od początku nie ustrzegł się błędu, bo gdy zaczął pracę w spółce nie zajął gabinetu swojego poprzednika, ani jego zastępcy – Marek Wróblewski i Magda Sobierajczyk pozostali w swoich gabinetach, a on usiadł z boku w salce. Nie miał sekretariatu, do jego miejsca pracy wchodziło się z korytarza. Stąd każdy z pracowników gdy chciał, mógł wejść... Ale gdy pojawiła się konieczność rozmowy w cztery, oczy prezes przekręcał klucz. Zatem nie chodziło o więzienie kogokolwiek a spokój podczas wymiany zdań.
Wiem, bo współpracuję z nim na co dzień, to człowiek trudny w relacjach – chłodny, wymagający, zafiksowany na punkcie pracy, angażujący się emocjonalnie w zadanie. Gdy pojawił się konflikt w zespole zrobiliśmy wiele, aby uspokoić relacje w Inneko. Z tego wzięło się powołanie wiceprezesa Seweryna Stuły, zresztą on też sobie nie poradził z sytuacją. Teraz jest Monika Piaskowska – w mojej ocenie dobrze ułożyła relacje w zespole.
Bez wątpienia, wyniki finansowe bronią prezesa Czyżewskiego. Wykonał mocne, odważne i efektywne ruchy w grupie kapitałowej Inneko. Uratował spółkę przed upadkiem. Jestem pewien, że gdyby nie on dziś w tej sprawie nie mielibyśmy o czym rozmawiać. BEF utopiłby całe przedsiębiorstwo.
Doradca Adam Piechowicz i dyrektor Agata Dusińska – urzędnicy wzbudzający zainteresowanie, ale trudno umówić się z nimi na rozmowę o realizowanych zadaniach, kompetencjach, sukcesach, porażkach. Mam wrażenie, osoby ważne w urzędzie, z bezpośredniego otoczenia prezydenta mają coś do ukrycia. To źle świadczy o administracji Wójcickiego (Piechowicz nominalnie nie jest już doradcą prezydenta, po konkursie od grudnia jest magistrackim urzędnikiem).
Pan Adam od początku deklarował, że nie jest dla mediów. Praktyka podpowiada, że podobnej strategii hołduje Agata Dusińska. Na początku roku poprosiliśmy o rozmowę z panią dyrektor na temat pracy wydział obsługi inwestora i biznesu, ale bez skutku. Czy to dobrze, że istotni urzędnicy nie dają się w żaden sposób poznać gorzowianom? Nie wiadomo co robią? Nie wiadomo jakie są rezultaty ich pracy? Ktoś pomyśli: a może nic nie robią?
– Co ważne, Agatę Dusińską przede wszystkim znają przedsiębiorcy... Przeformatowała pracę, efekt jest taki, że moje relacje z środowiskiem biznesowym, inwestorami są dużo lepsze. Działo się tak, że po zmianie władzy broniono kontaktu ze mną – nie wiem dlaczego, ale sami pracownicy urzędu mówili, że prezydent nie ma czasu na spotkanie z własnymi ludźmi, co nie było prawdą. Jestem do dyspozycji firm, osobiście spotykam się z inwestorami zainteresowanymi działalnością w regionie gorzowskim. Nie zapominam o tych, którzy funkcjonują na naszym rynku od lat czy też w samej strefie ekonomicznej, bo tam też było sporo spraw do załatwienia, także z udziałem miasta. Z dużym udziałem Agaty Dusińskiej dobrze to poukładaliśmy. Każdy przedsiębiorca ma swojego pilota – pracownika, który odpowiada za relacje firma – miasto. Wszystko, czego biznes oczekuje i potrzebuje od miasta przechodzi właśnie przez panią dyrektor Dusińską. Firma zgłaszająca się do miasta jest prowadzona przez – nie waham się użyć tego sformułowania – świetnych pracowników wydział obsługi inwestora i biznesu. Agata właśnie jest od tego. Nie jest tajemnicą, ten sektor nie lubi zbędnego rozgłosu. Stąd i pani dyrektor nie udziela się w mediach.
Piechowicz nie chce mediów, staram się to zrozumieć, a zmuszać do tego typu aktywności nie mam zamiaru – ceni swoją prywatność... Szanuje jego decyzję. Pracuje z nami, pomaga, jestem z jego działań zadowolony. To głównie kwestie medialne, ale też budowa relacji między miejskimi podmiotami – instytucjami, spółkami, wydziałami.
Prezydent kończy trzy lata, czas projektowania i realizacji – gorzowianie doceniają gotowe ulice: Fabryczną i Towarową, Jagiełły i Wybickiego, Walczaka, Warszawską i Cichońskiego. Z kolei zakup nieruchomości w środku miasta – obiektu po Przemysłówce – to decyzja kontrowersyjna, ostro krytykowana, ale zarazem świadczy o tym, że miasto chce mieć realny wpływ na wygląd i rozwój centrum. Ponadto mijające trzy lata kadencji to prace projektowe i wyłonienie wykonawców dla ulicy z torowiskiem i deptakiem na Sikorskiego oraz traktu wzdłuż Kłodawki, a w dalszej kolejności projekt kompleksowej przebudowy Chrobrego i Mieszka I.
Są jeszcze inwestycje prywatne – magistrat przyczynił się do ich realizacji. Nie aż tak szybko, jak by się oczekiwało, ale posuwają się prace budowlane na terenie dawnej tzw. centrali rybnej. Powstał i działa kompleks biurowy przy Hawelańskiej. Do finału zmierza budowa mieszkań przy Warszawskiej – działka jeszcze w 2015 roku zarastała chwastami i straszyła parkanem z blachy. Do tego działa park trampolin w hali przy Targowej – bezużyteczny obiekt z dania na dzień stał się odwiedzany przez całe miasto i mieszkańców okolic.
Czy do wyliczanki istotnych działań z lat 2015-2017 prezydent miasta dorzuciłby coś jeszcze?
– Remont Alei Konstytucji – poszło sprawnie i z ładnym dofinansowaniem, Borowskiego z mostkami – ważna budowa, pełna satysfakcja z wykonanego zadania. Już gotowa Kobylogórska, niebawem koniec prac na Wróblewskiego. Ponadto wiele mniejszych prac – nie sposób wszystkich wyliczyć, no choćby Ptasia. Warto zaznaczyć, że trwają prace na Myśliborskiej – z punktu widzenia ekonomicznego, gospodarczego i komunikacyjnego (w opinii prezydenta to znacznie ważniejsza droga od Kostrzyńskiej) istotna inwestycja drogowa, przy tym dzięki dofinansowaniom nie obciąży znacząco miejskiego budżetu. Kostrzyńska też zaraz ruszy...
Może nie aż tak spektakularny, ale równie ważny jest projekt bezpieczny Gorzów – polegał na wymianie opraw i w rezultacie na doświetleniu przejść dla pieszych. W wielu miejscach lampy ledowe zastąpiły sodowe. Podobnych małych projektów infrastrukturalnych jest wiele.
Co z wymienionych działań najważniejsze dla prezydenta Wójcickiego?
– Odblokowanie tematów nierozwiązywanych od lat – wspomniane parcele przy Hawelańskiej oraz przy Warszawskiej, dawna centrala rybna, ale też kilka innych spraw wynikających z konfliktów inwestorów z moim poprzednikiem. Uważam, że w tej materii miasto może iść na daleko idące kompromisy. Zwykle są to spory urbanistyczne i gdy rozmawiam z urzędnikami panuje przeświadczenie, że chcielibyśmy urządzać miasto idealne. Choćby często przywoływana zabudowa pierzejowa – okazuje się, że czasami nie ma rynku na to, aby tego typu rozbudowę zastosować, a potem sprzedać. Zatem warto dobrze się zastanowić czy w określonym miejscu magistrat może narzucać inwestorowi, w imię architektury, budowę ekonomicznie nieuzasadnioną.
Jasne, że Gorzów nie można sobie pozwolić na stawianie brzydkich obiektów, ale zarazem rynek budowlany w kluczowych punktach miasta potrzebuje pewnej swobody. W tej materii rzeczywiście udało się zdjąć sporo rygorów i bezwzględnego podejścia do wytycznych, stąd ożywienie budowlane w centrum. Wiele decyzji o warunkach zabudowy czy miejscowych planów zagospodarowania wydawanych jest z uwzględnieniem potrzeb konkretnych inwestorów. Gorzowianie w niedalekiej przyszłości na pewno to odczują, będą mieli szerszy i bardziej atrakcyjny wybór choćby na rynku nieruchomości.
Trzy lata temu oczekiwania były ogromne... Teraz trzeba je zrewidować?
– Jest coś czemu trudno się oprzeć w Gorzowie – negatywne nastawienie. Podsyca je polityka. To permanentna walka. Tak naprawdę przyszedłem tu znikąd... Oczywiście z Deszczna, ale wcześniej nie byłem związany z żadnym z gorzowskich środowisk. Pojawiłem się jako zupełnie nowy, część gorzowian twierdzi nawet, że obcy. W magistracie zacząłem pracę ze świadomością, że dookoła ludzie znają się i działają ze sobą od lat. Przyszedłem z zewnątrz, z zupełnie innego środowiska i tak przez wielu nadal jestem postrzegany. Szczególnie tych, którzy mają wpływ na kształtowanie opinii i na rządzenie miastem. Przez długi czas postrzegano mnie jako człowieka nie do rozszyfrowania – ludzie zastanawiali się jak do mnie podejść, jak ze mną rozmawiać? Ale od początku pracy w samorządzie chcę rozmawiać i słuchać ogółu mieszkańców – nie zaznaczać sobie, że z tą grupą nie, a tamtą zawsze tak.
Gdzie prezydent miasta dostrzega radykalne zmiany na lepsze?
– W sferze społecznej: Dni Gorzowa – bez wątpienia udało się skłonić gorzowian do bycia razem i wspólnej zabawy. Jestem przekonany, że lokalną wspólnotę będziemy budować jeszcze przez wiele lat, ale od początku w gorzowianach dostrzegam mnóstwo miłości do miasta. Przez to ta praca jest łatwiejsza i bardziej skuteczna. Problem tylko z politykami, bo właśnie przez źle rozumianą politykę słyszymy dookoła, że mamy brzydkie miasto, wszystko się nie udaje itd. Choćby grudniowa sesja budżetowa i wypowiedzi radnych Nowoczesnego Gorzowa i Ludzi dla Miasta – obie druzgoczące w ocenie: nic w mieście nie ma i nic nie będzie. Tymczasem wystarczy wyjść za róg magistratu i co widać? Prace trwają, właśnie się kończą albo kolejne za moment się zaczną.
Inna sprawa, coś co umyka, nie jest tak widoczne, a równie ważne jak odbudowa dróg – remonty mieszkań socjalnych. Pojawił się program rządowy mieszkanie plus, niewykluczone, że w Gorzowie też z niego skorzystamy… Ale co istotne, w mieście jest kilkaset mieszkań pustych – od lat nie remontowanych. Z drugiej strony mamy ludzi w tragicznych sytuacjach mieszkaniowych. Wcześniej nie realizowano potrzeb mieszkaniowych gorzowian. Dlaczego? Bo to kosztowne inwestycje, także w dużym stopniu indywidualne. Problem mieszkaniowy zawsze dotyczy konkretnej rodziny. Nie przynosi satysfakcji ogółowi mieszańców, ale kilku osobom chcącym żyć w normalnych, godnych warunkach.
Jestem przekonany, że nie da się odbudować miasta z jego społecznością bez rozwiązywania indywidualnych problemów. Jeżeli będzie nawet niewielka grupa ludzi, której w Gorzowie żyje się źle to nie da się odtrąbić sukcesu. A przecież są takie sytuacje, choćby rodzina pani Małgosi – dla mnie symboliczna – przedstawiona na prezentacji w podsumowaniu trzech lat kadencji 14 grudnia w Bibliotece Herberta. To była jedna z pierwszych osób, z którą się spotkałem po objęciu urzędu, a 80 procent spraw dyskutowanych z gorzowianami to właśnie kwestie mieszkaniowe. Był płacz i nie dziwię się, bo od wielu lat w osiem osób mieszali na 11 metrach kwadratowych, aby móc położyć się spać cała podłoga musiała być wyłożona materacami. Wiele podobnych problemów czeka na rozwiązanie...
Dlatego oddanie stu wyremontowanych mieszkań najbardziej potrzebującym gorzowianom to dla mnie wielkie wydarzenie. Dwadzieścia już jest zamieszanych, a do końca marca oddamy łącznie 113 lokali. To potężny projekt, znaczący front robót i rozwiązanie najbardziej palących problemów. W sumie w mieście mamy około 150 rodzin w tragicznej sytuacji mieszkaniowej – wymagających natychmiastowego wsparcia w tej dziedzinie. Zatem już wiosną ta grupa zostanie znacznie ograniczona. Pozostanie nam niewielka grupa do opanowania. Często są to osoby bezdomne – jedna z pań nie miała gdzie mieszać, spała na klatkach schodowych, w końcu udało się coś przygotować. To też problem mieszkańców z okolicy Dworcowej – miasto miało plan budowy wielopoziomowej galerii handlowej z węzłem przesiadkowym przy PKP, stąd w miejscowym planie nie było stałości zabudowy, zatem lokatorzy nie mogli zalegalizować swoich mieszkań. Na grudniowej sesji radni przyjęli uchwałę o przystąpieniu do sporządzenia planu dla tego rejonu.
Wszystko po to, aby poprawić komfort życia w mieście – ogólne sformułowanie, ale najlepiej oddaje to, co chcę zrobić jako prezydent Gorzowa. Dzisiaj może jeszcze tego nie odczuwamy, ale w perspektywie kliku lat – pod warunkiem konsekwentnego działania – na pewno miasto zrobi duży krok naprzód.
Nie mam wątpliwości, Gorzów jest idealnym miejscem do życia, wymaga jednak kosztownego i czasochłonnego liftingu: poprawy stanu dróg, chodników i odbudowy komunikacji miejskiej. Sama umowa na realizację nowego taboru tramwajowego to wielka sprawa i wydarzenie historyczne, a to przecież zaledwie cześć odnowy całego systemu. Takich istotnych historii w ciągu ostatnich trzech lat było wiele, ale nie wszyscy chcą to zauważyć…
Mam liczną, silną opozycję. Gdyby poszukać w radzie miasta osób, które są ze mną na dobre i złe to okaże się, że jest ich niewiele – na pewno Grażyna Wojciechowska. Nawet nazywany prezydenckim klub Gorzów Plus nie jest jednorodny w ocenach prezydenta. Ale w tym wszystkim nie chodzi o mnie, bo z krytyką sobie radzę. Ważne aby nie wtłaczać mieszkańcom do głów, że z Gorzowem jest tragicznie, bo tak nie jest.
Dziękuję.
Komentarze: