przejdź do treści strony kontakt
strona główna 501 936 975 menu wyszukiwarka

Kamiński w Gorzowie o wielkiej opozycji

Z MIASTA


2017-07-30 23:07
690810

(fot. Adam Oziewicz)

Nie każdy wie, że Michał Kamiński, obecnie polityk Unii Europejskich Demokratów w latach 1992-95 był sejmowym korespondentem pierwszej miejskiej radiostacji – Radia Gorzów jeszcze na 14. piętrze biurowca przy Jagiellończyka. Dziś też w Gorzowie mówił o porozumieniu opozycji.

Adam Oziewicz: Co w Gorzowie robi opozycyjny parlamentarzysta z Warszawy? 
Michał Kamiński, poseł Unii Europejskich Demokratów: – Sprostuję, nie tylko w Gorzowie – to seria spotkań. Prowadzę rozmowy w Lubuskiem i w Wielkopolsce o tworzeniu regionalnych struktur Unii Europejskich Demokratów.            
 
Jakie rezultaty? Kto zbuduje struktury w Gorzowie? 
– Gdy będą konkretne osoby i będą zaczynać działalność to z miejsca ruszy za tym informacja.  Terra incognita – zdobywamy niezbadany ląd! Musimy się trzymać pewnego scenariusza... 
 
W Gorzowie jest przy panu Jacek Bachalski, ostatnio mało aktywny publicznie. Ta obecność coś zwiastuje?     
– Znamy się jeszcze z sejmu, a to znaczy, że nie rozmawiamy o pieniądzach, za to o polityce. Dla ludzi takich jak on powinno być miejsce w życiu publicznym – przykład dobrej zmiany, którą na samym początku wniosła Platforma. Jacek nadal ma świeże spojrzenie, przy tym nabrał doświadczania. W polityce balans między świeżością a doświadczeniem jest niezwykle cenny...
 
Michał Kamiński konserwatysta? Nie. Teraz demokrata z liberalnymi hasłami na ustach. Zatem polityk wiarygodny? 
– To był proces – ewolucja poglądów nie dyktowana koniunkturą czy interesem politycznym. Byłem zaangażowany w proces integracji Polski z Unią, Ukrainy z Unią, spędziłem 11 lat w Europarlamencie. Komponent europejskości bez przerwy był i jest u mnie silny. Zawsze uważałem, że Polska powinna być w UE – byłem aktywnym uczestnikiem kampanii referendalnej, zresztą wtedy jak większość PiS-u. Z kolei kryzys z Traktatem Lizbońskim był przyczyną największego mojego konfliktu z partią i przyczyną odejścia – m.in. Kurski i Ziobro prowadzili politykę, która miała doprowadzić do zablokowania wspomnianego traktatu.        
 
Moja ewolucja ideowa? Jak wielu ludzi mojego pokolenia, zaczynałem na prawicy. Wchodziliśmy w dorosłość w latach 1989-91. Wtedy wybór najrozmaitszych obszarów prawicowości wydawał się być naturalny. To były czasy jeszcze świeżej pamięci Margaret Thatcher, Ronalda Reagana – ikon światowego konserwatyzmu i ludzi, którzy w latach 80. obiektywnie mieli rację, twierdząc, że ze związkiem radzieckim trzeba postępować twardo, a nie się dogadywać.  
 
Zmiana to problem ludzi, którzy bardzo wcześnie decydują się na karierę polityczną – w moim przypadku każdy może, krok po kroku, prześledzić ewolucję. Zaczynałem jako szesnastolatek, dziś mam 45 lat – kawał czasu. Biorąc pod uwagę skalę, każdy dojrzewa, zdobywa doświadczenie, zmienił się...       
 
W stronę liberalnego centrum skierowały mnie refleksje związane z kształtem i językiem polskiej prawicy. Szerzej, na zachodzie Europy gdy widzimy, że ktoś ma znaczek chrześcijański, na koszulce, na samochodzie, to raczej spodziewamy się osoby może nawet nieco zwariowanej, ale która chce pomóc uchodźcom, dać bezdomnemu dach nad głową – to często osoby nawet naiwne, jednak zaangażowane, ze znaczącym pierwiastkiem empatii. A w Polsce? 90 procent osób z identycznym znaczkiem obrazi rozmówcę gdy tylko zorientuje się, że ten inaczej widzi drażliwą sprawę. Gdzie nie spojrzymy to polska prawica, zwłaszcza ta w wykonaniu Kaczyńskiego – ale innej nie będzie, nie wierzę w żadną inną prawicę w Polsce – wręcz zapaskudziła język publiczny w naszym kraju i doprowadziła do przegięć, które się zemszczą na konserwatystach w Polsce i na kościele. 
 
Walka o wyborcze poparcie od kilku lat nabrała histerycznego, można powiedzieć, katastroficznego wymiaru. Jak z tym jest Michałowi Kamińskiemu? 
– W Polsce już tak często straszono upadkiem demokracji, że w jakimś sensie te przecież poważne ostrzeżenie dla wielu się zdewaluowało. Polski problem polega na tym, że teraz nasza demokracja jest autentycznie zagrożona. Przy dużo większych – przepraszam – duperelach straszono upadkiem demokracji i faszystowską dyktaturą, dlatego dziś apele opozycji nie docierają do tak wielkiej liczby ludzi, jakiej mogłyby dotrzeć. Tyle razy już to słyszeli, że musi minąć więcej czasu, aby uwierzyli. 
 
Tymczasem widzę wyraźnie, żyjemy w czasie gdy decyduje się kluczowa alternatywa: być albo nie być Polski. To co dzieje się na naszych oczach, dotyczy fundamentalnych kwestii dla przyszłości państwa. Chodzi o demokratyczny charakter kraju – obecna władza ma tendencję do tego, aby demokrację ograniczać. Oni się źle czują w liberalnie pojmowanej wolności, to widać gołym okiem. W dodatku konsekwencją ich działań może być wyprowadzenie Polski z Europy. Uderzą w drugą podstawę wiary w dobrą przyszłość. Zatem PiS działa i oczekuje rezultatu w postaci końca Polski jako kraju demokratycznego i realnej części wspólnoty Zachodu.          
 
Unia Europejskich Demokratów wprowadza jakieś element do debaty o ustawach „sądowych”? Coś czego inne ugrupowania opozycyjne nie zauważają? 
– Nie widzę celu, roli w ściganiu się na argumenty z innymi partiami opozycyjnymi. Chodzi o budowanie współpracy między nami. Do coraz większej liczby ludzi dociera, że trzeba wyciągnąć wnioski z tego, co robił Kaczyński – a wziął na pokład małe, nieznaczące partie Gowina i Ziobry po to, aby każde pół procenta przyczyniło się do jego zwycięstwa. Udało mu się. Nie ma innej drogi, potrzebna jest współpraca partii opozycyjnych – dążenie do innej sytuacji jest działaniem w interesie Prawa i Sprawiedliwości. Oni chcą mieć podzieloną opozycję. Dlaczego? Proste: zjednoczona opozycja wygrywa z PiS-em.      
          
Sądy? O nienormalności naszej sytuacji świadczy to, że wszyscy traktują akt Andrzeja Dudy – podpis pod jedną bardzo złą ustawą i weta pod równie złymi – jak heroiczny czyn. Na boga! On przysięgał na konstytucję! Zgodnie z nią został prezydentem RP i strażnikiem wolności obywateli. Zrobił to co powinien, co wręcz musiał, ale i tak za mało. Nie mam powodu do zachwytów i dziwię się zachwytom.  A na marginesie, nie wierzę w szczerość jego intencji. To wewnętrzna rozgrywka w obozie władzy, której do końca nie pojmuję. Równie wątpliwa jest trwała emancypacja Dudy z tego obozu, bo wszyscy ze wszystkimi są tam zbyt mocno powiązani. Były złośliwości, twarde słowa, ale jak sądzę, bez konsekwencji dla żadnej ze stron.      
 
UED ugrupowanie ewoluujące, czy może personalnie i ideowo ugruntowane?
– Powstaliśmy ze zjednoczenia środowiska usuniętych z PO z jedną z najstarszych partii politycznych w Polsce – występowała pod nazwą Unii Demokratycznej, później Unii Wolności i do dziś w szeregach ma wielu ludzi zasłużonych dla nowoczesnej Polski. Łączą nas trzy filary – są istotą naszej tożsamości: Europa, wolność i świeckie państwo. Trzeci element niebagatelny, bo także w ramach opozycji nie wszyscy zdają sobie sprawę, że Polska dojrzała również do tego, aby – wcale nie w tonacji antyreligijnej czy lewackiego fanatyzmu, ale normalnego, twardego republikańskiego dyskursu – powiedzieć, że znany nam model stosunków państwo-kościół właśnie się wyczerpuje.   
 
Co więcej, paradoksem naszej sytuacji jest konsensus ustawiony bardziej na prawo niż w innych liberalnych europejskich demokracjach, ale i tak zakwestionowany nie, jakby można było się spodziewać, przez lewą stronę, ale przez prawą stronę sceny politycznej. Skoro został zakwestionowany, a kościół się przyczynił do tego, co się teraz dzieje, to jeden czy drugi głos oświeconego biskupa, który zaczyna widzieć, co sami sobie zafundowali, nie zmieni faktu. Sukcesu PiS-u nie byłoby bez poparcia dużej części biskupów i radia Maryja, a to integralne części polskiego kościoła. Śmieszą mnie listy, skargi do Watykanu, że Rydzyk jest dramatem Polski. Rydzyk wynika z samej istoty polskiego katolicyzmu. Nikt go tu nie zrzucił z kosmosu, nie jest wybrykiem, a konsekwencją takiego, nie innego polskiego katolicyzmu. 
 
Jeżeli poważnie myślimy o przyszłości kraju, trzeba sobie powiedzieć: Polska po PiS-ie – krótkotrwałym, ale traumatycznym przeżyciu – musi na nowo się pourządzać i na nowo zdefiniować relacje pomiędzy państwem i kościołem oraz obecność religii w życiu publicznym. 
 
Nieco ponad rok ugrupowania... Co po tym czasie pozostanie w pamięci? 
– Oczywiście zjednoczenie. Nas, czterech posłów widocznych w sejmie dogadało się z wielką damą polskiej polityki – jaką dziś jest Unia Europejskich Demokratów. Ważne jest też, że widzimy wielu ludzi, na razie ostrożnie, ale coraz śmielej chcących się do nas przyłączyć. W ramach szerokiego obozu opozycji, chcą być w namiocie z napisem Unia Europejskich Demokratów. Stąd moje wizyty w całym kraju. Istotnym elementem naszego spojrzenia na to, co się dzieje jest trafność prognoz – myśmy  przestrzegali dokładnie przed takim a nie innym kształtem zamachu na wolność jaki będzie przeprowadzał PiS. Mówiliśmy o tym głośno i otwarcie.                           
 
Kto nowy w klubie? 
– Aby mieć więcej posłów musielibyśmy podbierać ludzi z partii opozycyjnych. Nam nie chodzi o to. Działamy w odwrotnym kierunku. Poparliśmy ideę Ryszarda Petru, aby stworzyć jeden klub opozycyjny w parlamencie. Podoba mi się jego wypowiedź, że szefem tego klubu mogłaby być Ewa Kopacz. To dobry pomysł i dobrze świadczący o Petru, bo wymagał odwagi. Reasumując, nie zajmuję się rozbijaniem klubów opozycyjnych, ale tym aby działały wspólnie.   
 
Dziękuję.

Komentarze:

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x