Niech klub ożyje! Gorzów ich potrzebuje
Z MIASTA
2017-04-06 13:10
56900
Na hasło pracownia politechniczna wyraźnie się ożywia. Pierwsze zajęcia w październiku 1990 roku i… od razu ogromne zainteresowanie. Krzysztof Łamanos wspomina, że trafili do niego ludzie z różnych środowisk, o różnych temperamentach, niemal w każdym wieku – plejada charakterów.
Przyznaje, że ostatnie miesiące działalności, i to co działo się później, wyhamowało jego entuzjazm, ale mimo to chętnie wróciłby do rozmowy o odtworzeniu klubu. Już na innych warunkach i w innej atmosferze...
Zakładał pracownię politechniczną jeszcze w strukturze WDK-u w pałacyku przy Wale Okrężnym. Ostatnie zajęcia w lutym 2015 roku. Grupa opuszczała wtedy już Grodzki Dom Kultury jako ostatnia, po formalnej likwidacji placówki.
Modelarnia w WDK-u powstała za kierownictwa nieżyjącego już Andrzeja Dańskiego. Był zwolennikiem i doceniał rolę pracowni politechnicznych działających w ramach instytucji kultury. Dlatego szukał odpowiedniego człowieka. Właśnie on w lipcu 1990 roku po omówieniu szczegółów działalności zaproponował Krzysztofowi Łamanosowi prowadzenie zajęć. Od 1 września został instruktorem modelarstwa – pięć dni w tygodniu, przez osiem godzin dziennie, co prawda na etat, ale za symboliczne pieniądze. W pawilonie przy Wale Okrężnym w dwóch pomieszczeniach, łącznie na 40 m kw, na pierwszym piętrze dostał cztery ściany, drzwi, okna i... wolną rękę. Zaczął prace organizacyjne od podstaw.
Skąd się wzięli modelarze?
Przed 1990 rokiem w mieście było około 12 pracowni modelarskich, głównie przy spółdzielniach mieszkaniowych. Ale po zmianach ustrojowych, także spółdzielnie dotknęła reforma i zlikwidowały pracownie. Wcześniej – w 1988 roku – z podobnej działalności zrezygnowało ZHP. Takie miejsce dla uczniów pozostało jedynie w MDK-u przy Teatralnej. W krótkim czasie z Gorzowa zniknęły kluby politechniczne i pracownie modelarskie, a pozostawieni sami sobie pasjonaci szukali nowego miejsca. Stąd z naborem w WDK-u nie było najmniejszego kłopotu. Z pracowni regularnie korzystało około 60 osób.
Przez dwa lata działalności pod kuratelą A. Dańskiego – do końca jego kadencji – na funkcjonowanie klubu nie brakowało pieniędzy, nie inaczej było z całym domem kultury przy Wale Okrężnym. Po przejęciu kierownictwa przez Janusza Winieckiego z finansowaniem było gorzej aż w 1994 roku wiele pracowni musiało we własnym zakresie pozyskiwać środki na działalność, w ramach samodzielnie powołanych stowarzyszeń. WDK zapewniał etaty instruktorom, pomieszczenia, koszty eksploatacyjne, ale o bieżącą działalność poszczególne grupy musiały już zadbać same.
W tej sytuacji pan Krzysztof zyskał wsparcie dorosłych klubowiczów – założyli razem stowarzyszenie, na którego konto wpłacali składki. Z kolei uzyskane sumy od sponsorów zabezpieczały bieżące potrzeby pracowni – głównie materiały i narzędzia. Tak było przez 20 lat.
Klubowicze na zatracenie
Sergiej Sokołow był ostatnim dyrektorem Grodzkiego Domu Kultury. Jego Praca była dobrze oceniana przez wydział kultury. Placówka nieoczekiwanie zaczęła się rozwijać. Dyrektor zaczął dbać o pracowników, a w szczególności o instruktorów. W środowisku kultury wielka konsternacja – placówka do likwidacji? Placówka, która działa niemal wzorcowo. O co chodzi? Takie samo odczucie mieli wszyscy członkowie pracowni politechnicznej. Przez krótki czas kadencji dyrektora Sergieja Sokołowa pracownia zaczęła się bardzo dynamicznie rozwijać. Nieoczekiwanie dyrektor znalazł pieniądze na działalność pracowni. Jego poprzednik nie potrafił tego zrobić... Ale i tak uchwałę o likwidacji radni przyjęli w lipcu 2014 roku, a we wrześniu w obiekcie pojawiła się likwidator.
Pan Krzysztof jeszcze przed wyborami rozmawiał o pracowni politechnicznej z wtedy kandydatem na prezydenta – Jackiem Wójcickim. Podczas wrześniowego spotkania instruktor przekonywał go, że warto, aby mimo wszystko pracowania politechniczna została w sąsiedztwie opuszczanego wtedy przez inne sekcje pałacyku. Z kolei formalnie modelarze mieliby działać przy OSiR-ze. Przyszły prezydent zapewnił, że gdy tylko wygra wybory właśnie tak będzie…
Po zaprzysiężeniu prezydent Wójcicki rzeczywiście wykonał telefon do pani likwidator, przekazał wiadomość o tym, że pan Krzysztof zostaje na swoim miejscu w pawilonie przy Wale Okrężnym. Z kolei działalność pracowni ma być realizowana formalnie przy OSiR-ze. Od 1 stycznia 2015 roku K. Łamanos miał być pracownikiem Ośrodka. Tak miało być, ale wcześniej był urlop pana Krzysztofa do 10 stycznia – do tego czasu wszystkie formalności miały być załatwione. Zamknął pracownie tuż po Bożym Narodzeniu.
– 31 grudnia zadzwoniła pani likwidatorka z prośbą o stawienie się w pracy i rozmowę na temat przenosin – wspomina nasz rozmówca. Dokładnie pamięta, bo charakter spotkania był dla niego dramatyczny. Na miejscu otrzymał wypowiedzenie na podstawie decyzji o likwidacji GDK. Dowiedział się też, że jego wcześniejsze ustalenia z prezydentem nie są już aktualne. Dostał też polecenie zabrania wszelkiego sprzętu z pracowni. Niebawem zamki do wszystkich pomieszczeń wymieniono. Zdążył zabrać tylko dokumentację personalną i stowarzyszenia. Jacek Wójcicki już nie odbierał telefonów, nie miał też czasu na rozmowę w swoim gabinecie.
Dla pracowni weszli w politykę i... polegli
Modelarze od pana Krzysztofa przyłączyli się do kampanii prezydenckiej Jacka Wójcickiego w 2014 roku – na siedmiu samochodach na tylnych szybach i drzwiach wozili plakaty wyborcze kandydata. Założyli też komitet wyborczy Fenix i oficjalnie wsparli w mediach i na spotkaniach publicznych kandydaturę Wójcickiego, między innymi dlatego, że zadeklarował pomoc dla pracowni. Ponieważ przez 24 lata działalności przez klub przewinęło się blisko tysiąc osób, stanowili istotną siłę polityczną.
Już po wyborach, w lutym 2015 roku miało dojść do rozmowy Łamanosa z wiceprezydent Stanisławską, ale ostatecznie nie doszła do skutku. Miesiąc później, przy okazji łączenia wydziału sportu z wydziałem kultury, pana Krzysztofa przyjął zespół w składzie Włodzimierz Rój, Tomasz Kucharski, Ewa Pawlak i Agnieszka Stanisławska. Wtedy ostatecznie ustalono, że modelarstwo to ani sport, ani kultura i pracownia nie będzie w strukturach samorządu miasta, konkretnie OSiR-u.
Nasz rozmówca zapewniał wtedy, że są zapisy w odpowiedniej ustawie, że to sport kwalifikowany, co zresztą potwierdził podczas rozmowy Tomasz Kucharski. Negocjacje jednak nic nie dały, bo... na przeniesienie pracowni było już za późno – w budżecie na 2015 rok nie było zabezpieczonych środków, chodziło o około 100 tys. zł. Z kolei urzędnicy nie zaproponowali powrotu do tematu w kolejnym roku budżetowym.
Nowoczesne modelarstwo to nie żarty!
Pracownia politechniczna nie miała szczególnego profilu – każdy robił w jej ramach to co lubi. Byli miłośnicy modeli plastikowych, kartonowych, fani samolotów, szybowców i modeli latających zdalnie sterowanych, specjaliści od statków oraz konstruktorzy modeli samochodów – poszczególne grupy miały zarezerwowane dla siebie poszczególne dni tygodnia. – To nie są żarty, nowoczesne modelarstwo to inżynieria mechaniczna na wysokim poziomie – zapewnia w rozmowie z portalem pan Krzysztof.
Próby sprzętu latającego, ale też modeli samochodów prowadzili na lotnisku w Ulimiu. Mieli tam własny hangar dla wykonanych przez siebie maszyn. Sam skład klubu też robił wrażenie – wśród modelarzy byli adwokaci, lekarze, prowadzący duże firmy w Gorzowie i okolicy. Nie mniej imponujący był zgromadzony park maszyn: tokarka, frezarka, szlifierki kątowe, piły mechaniczne obrotowe i taśmowe, heblarki, wiertarki kolumnowe i ręczne – to wszystko służyło do wykonania modeli nie z podzespołów, ale kompletnie od podstaw. Klubowicze realizowali zadania ślusarskie, spawalnicze, stolarskie... Część z maszyn miała charakter przemysłowy, nie były to miniatury a solidny sprzęt.
Klub społecznie użyteczny
Modelarze jeździli na latania, pływania głównie nad kanał, uważnie im się przyglądały dzieci z Zawarcia. Wiele z nich potem trafiło do pracowni. Niejednokrotnie zanim poszły na zajęcia trzeba było je wcześniej umyć i nakarmić. – Robiliśmy wszystko, aby ściągać ludzi do siebie, stąd tak naprawdę każdą potrzebną rzecz można u nas było wykonać – nie wybieraliśmy sobie towarzystwa – zapewnia K. Łamanos.
Tak w pracowni pojawiła się trudna młodzież z Zawarcia i zaczęło się choćby malowanie motocykli. Nie mieli malarni. Jednoślady i ławki były poligonem doświadczanym dla malowania pistoletem przed zabraniem się za modele...
Na samym końcu działalności przy GDK-u w stowarzyszeniu było 20 osób oraz 30 uczestników zajęć. W całej historii przez klub przewinęło się około 1000 osób. Większość modelarzy z grupy kończyła studia na wydziałach budowy silników turboodrzutowych, budowy płatowców, robotyki, architektury na Politechnice Warszawskiej i Poznańskiej, w Wyższej Szkole Wojsk Lądowych we Wrocławiu, w Wyższej Szkole Marynarki Wojennej w Gdańsku. Jeden z chłopaków pracuje przy silnikach w fabryce Rolls-Royce’a za granicą, inny przy wiatrakowcach w Warszawie, z grupy wywodzą się też lekarze, adwokaci, wojskowi, policjanci.
Na koniec ciekawostka: pracownia w najlepszym okresie działalności miała wsparcie największych gorzowskich zakładów. Stilon, Zremb, Goma, Gomad, Globex bardzo poważnie traktowały modelarstwo.
Komentarze:
Radny Grzegorz Musiałowicz, Ludzie dla Miasta:
– Smutna historia, dla mnie tym bardziej, gdyż w okresie młodości sam zajmowałem się amatorsko modelarstwem. Szkoda, że niszczy się taki potencjał, który może być przecież czynnikiem rozwoju dla młodzieży, a zapewne mogłyby też w szkołach istnieć klasy modelarskie. Mówimy o powołaniu Centrum Edukacji Zawodowej i Biznesu, a jednocześnie niszczymy tak rozwinięty i wartościowy potencjał w mieście. Zwrócę się do prezydenta z oficjalnym zapytaniem, dlaczego tak się dzieje, tym bardziej, że nie są to jakieś ogromne środki, a i sporo lokali miejskich stoi przecież pustych.
Współpracownik Krzysztofa Łamanosa z GDK:
– Coraz głośniej mówi się i pisze o „lewych rączkach” młodego pokolenia, a z drugiej strony o konieczności wychowania pokolenia innowacyjnego, stąd reaktywacja pracowni politechnicznej staje się konieczną. Mówimy tu o reaktywacji, nie o tworzeniu czegoś nowego, niepewnego, bez doświadczenia, lecz o formie wychowawczo edukacyjnej nie tylko dla młodzieży, ale też dorosłych, o kilku dekadowym doświadczeniu i trwałym wpisaniu się w krajobraz Gorzowa. Celem pracowni politechnicznej było zawsze wychowanie i nauka posługiwania się środkami technicznymi w najróżniejszym zakresie. Takie pracownie nie są związane sztywnym programem, stąd są w stanie reagować na najnowsze osiągnięcia techniczne w wąskim zakresie. Chodzi tu o mechanikę, elektrykę, elektronikę, awionikę, hydronikę w zakresie laboratoryjnym wykonywanym na modelach. Mało kto wie, że kilka lat temu MON zwracał się do tej pracowni o zaprojektowanie małego drona. Prace koncepcyjne zostały podjęte, jednak na sprawdzenie i badania potrzebne były środki i czas, których pracownia nie posiadała, choćby przez jej likwidację. Stąd projekt nie został ukończony. Jednak ta informacja również świadczy o klasie instruktora prowadzącego, który oprócz wielu umiejętności i doświadczenia jest certyfikowanym specjalistą w dziedzinie lotniczej małych i średnich urządzeń latających.
Komentarze: