Sprawę położnej sąd rozstrzygnie w styczniu
Z MIASTA
2016-11-24 22:34
48210
Dopiero w styczniu sąd pracy w Gorzowie rozstrzygnie czy Barbara Rosołowska słusznie domaga się od miejscowej lecznicy zatrudnienia w formie umowy o pracę. Dziś była kolejna rozprawa. Na sali był Andrzej Andrzejczak, przewodniczący szpitalnej Solidarności.
Dziś przed sądem pracy była siódma zarazem przedostatnia rozprawa z powództwa Barbary Rosołowskiej. To położna na kontrakcie w szpitalu przy Dekerta – domaga się od lecznicy zmiany formy zatrudnienia, tzn. umowy o pracę. Dlaczego? Bo zakres obowiązków ma ten sam, a prawa pracownicze nieporównywalnie mniejsze niż koleżanki na etacie. Przypomnijmy, pani Barbara pracuje w gorzowskim szpitalu jako położna na oddziale dziecięcym. Nie ma umowy o pracę tylko umowę cywilno-prawną, dlatego jeszcze przed wykonywaniem zadań na rzecz lecznicy musiała założyć działalność gospodarczą. Położna dwukrotnie składała podanie o umowę o pracę do zarządu szpitala, ale za każdym razem było odrzucane. Swoją sytuację zgłosiła do inspekcji pracy, ale tam nie rozstrzygnięto problemu. Ostatecznie kwestię oddała pod ocenę sądu pracy.
Dziś zeznawały dwie panie z oddziału dziecięcego, tego samego gdzie pracuje Barbara Rosołowska – położna na kontrakcie Magdalena Horodeczna oraz Julita Górska-Antonowicz. Potwierdziły, że pracujące na kontrakcie mają dużo gorsze warunki niż ich koleżanki na etacie – muszą dłużej być na dyżurach, jest to cięższa praca pod względem liczby godzin. Zarazem odpowiedzialność i obowiązki mają identyczne. Ponadto w przypadkach gdy pojawiają się luki w dyżurach to nie zapełniają ich pracownicy etatowi a kontraktowi – dzieje się tak, bo w sytuacji umowy o pracę szpital musiałby niejako oddać nadgodziny w postaci dni wolnych.
Szczególnie zeznania położnej Magdaleny Horodecznej wniosły dodatkowe informacje do sprawy – otóż wcześniej pracowała w szpitalu na etacie. Jednak została przeniesiona z oddziału noworodkowego na SOR. Z kolei gdy okazało się, że położne nie mogą pracować na SOR-ze a jedynie pielęgniarki to została zwolniona. Aby kilka lat później zostać przyjętą do pracy w rezultacie konkursu, ale już na umowę cywilno-prawną.
Radca prawny Konrad Birecki, pełnomocnik szpitala ponownie argumentował, że Barbara Rosołowska sama zdecydowała o takiej a nie innej formie zatrudnienia i nikt jej nie zmuszał do podpisania kontraktu. Wtedy Julita Górska-Antonowicz przyznała, że faktycznie nikt nikogo nie zmusza, ale w relacji położne – szpital występuje przymus ekonomiczny, bo pracownik akurat w tej profesji nie ma alternatywy. Jeżeli chce pracować w zawodzie, musi podpisać umowę na warunkach lecznicy.
Na dzisiejszej rozprawie był też Andrzej Andrzejczak, przewodniczący szpitalnej Solidarności zajął tylko chwilę. Nie odpowiadał na pytania sędziny. Stwierdził, że działa w szpitalnych związkach, jednak pani Rosłowska nie jest członkiem Solidarności, dlatego nie mógł jej pomóc. Zajmuje się tylko i wyłącznie pracownikami, którzy są na liście związkowców i płacą składki.
W procesie przed sądem pracy w Gorzowie będzie jeszcze jedna rozprawa – 17 stycznia o 9.00. Sąd zaplanował ten termin na zeznania Barbary Rosołowskiej oraz mowy końcowe pełnomocników. Także wtedy sąd pracy ogłosi wyrok.
Komentarze: