Jacek, jeszcze nic straconego
Z MIASTA
Robert Bagiński
2016-11-20 23:00
60187
Zaraz miną dokładnie dwa lata od złożenia przez prezydenta Wójcickiego przysięgi, gdy po czterech kadencjach sprawowania władzy przez poprzednika, przejął rządy w mieście. Ten czas nie był całkiem zły, bo wiele dobrego się wydarzyło, ale niestety nie był tak dobry, jakby mógł być.
Obiektywna analiza tego półmetka rządów Jacka Wójcickiego, wymaga specjalnych kryteriów, bo też nie był to czas stabilności, ale nieustannych fluktuacji i prób odnalezienia się w roli prezydenta od nowa. Najpierw odrzucił tych, co wynieśli go do władzy, potem wzgardził ich postulatami, a wszystko to co pozostawił po sobie poprzednik, postanowił zredukować i okroić.
Co było głównym rysem ostatnich dwóch lat prezydentury Wójcickiego i jego ekipy? Tu nastąpi dłuższa wyliczanka. Upolitycznienie samorządu, inflacja urzędniczych awansów dla ludzi miernych i pozbycie się z administracji tych, którzy przygotowywali kluczowe dla miasta projekty: Zintegrowane Inwestycje Terytorialne oraz Plan Transportowy. Zbędny konflikt z Ludźmi dla Miasta. Przerost PR-owskiej formy nad treścią i milionowa rozrzutność na „igrzyska” dla gorzowian. Eskalacja konfliktu na linii Ratusz – Urząd Marszałkowski oraz nieumiejętność budowania koalicja dla Gorzowa. Uczynienie z konsultacji społecznych przedmiotu drwin i samodzielne podejmowanie decyzji w tak istotnych sprawach, jak zakup budynku po byłej „Przemysłówce”. I najważniejsze – opóźnienia w aplikowaniu po gwarantowane środki w ramach ZIT-ów.
Lista nie jest pełna i można ją dowolnie rozszerzyć o kolejne punkty. To wszystko zdarzyło się zaledwie w dwa lata. Dlaczego? To konsekwencja odseparowania się od świata zewnętrznego i przystawienie ucha jedynie do tego, co artykułują klakierzy z PO, PiS i Gorzów Plus. To główny błąd prezydenta Wójcickiego i niebezpieczeństwo zarazem. Nawet jeśli tak zwani „zwykli ludzie z ulicy” gratulują, pozdrawiają i klepią po plecach, to trudno pojąć dlaczego prezydent postanowił odciąć się od bazy, jaką byli dla niego Ludzie dla Miasta.
„Nie jestem prezydentem ruchów miejskich, ale wszystkich mieszkańców Gorzowa” – mówił kilkanaście dni temu podczas spotkania Klubu Jagiellońskiego. Nie ma więc „pęt” Marty Bejnar-Bejnarowicz czy Aliny Czyżewskiej, ale przede wszystkim – nie ma też żadnych hamulców. Co gorsze, nie ma też wokół siebie ludzi ze świeżymi pomysłami na miasto, bo tych zastąpili koniunkturaliści. „Prezydenckie zaplecze od lewicy do prawicy, to raczej wspólnota interesów tego co jest ważne dla tych ludzi, niż dla miasta” – to opinia mecenasa i radnego Nowoczesnej Jerzego Synowca. Nawiasem mówiąc, nie sposób zrozumieć, co błyskotliwie inteligentnego i sprawnego socjotechnicznie prezydenta Wójcickiego, łączy z ludźmi wyjałowionymi z pomysłów, a tacy właśnie dominują w jego politycznym zapleczu.
Oczywiście nie wszystko było złe, bo front robót drogowych jest imponujący i nie ma precedensu w ostatnich kilku dekadach. Reszta to jednak imitacja i poprawianie tego, co wymyślili inni. A zatem potrzeba powrotu Wójcickiego z kampanii wyborczej, takiego z inicjatywą oraz pomysłami. Jest jednak inaczej. Oprócz kontrowersyjnego zakupu „Przemysłówki” własnych pomysłów nie zgłasza, redukuje do minimum te poprzednika, a przy tym sprawia wrażenie nieustannie zadowolonego.
Był już w polskiej polityce „Sejm niemy”, ale w Gorzowie nastał „niemy prezydent” i to nie dlatego, że milczy, ale dlatego, iż ważne tematy przemilcza – decyzje podejmując samodzielnie, a te mniej ważne szeroko konsultuje ze wszystkimi. Lawina bajeru jaka leje się dzisiaj z Ratusza jest ogromna: od marki miasta, przez niezliczoną liczbę wniosków o środki europejskie, a na terminowości realizacji inwestycji drogowych kończąc. W takiej sytuacji zadowoleni mogą być jedynie jego obecni partnerzy polityczni, którzy gdzieś na półtora roku przed wyborami dokonają wolty. Warto zaznaczyć, że kulturalnego rozwodu bez orzekania o winie nie będzie. Ten romans zakończy się burzliwie w odpowiednim momencie dla tych, co czerpali z niego najwięcej rozkoszy i to bez odpowiedzialności oraz zabezpieczeń.
Jeszcze nic straconego, bo to dopiero dwa lata, tyle samo co przed prezydentem Wójcickim, ale trzeba powrócić do źródeł.
Robert Bagiński
bloger, były polityk i kandydat na prezydenta Gorzowa
Komentarze: