Alina kochana i nienawidzona
Z MIASTA
2016-07-31 14:48
136624
To mógł być piękny ślub – zjawiskowy, zdarzenie bez precedensu. Liderka ruchu miejskiego żoną prezydenta wskazanego przez Ludzi dla Miasta. Wobec nieprawidłowości na najwyższym urzędzie w Gorzowie, wybrała rolę demaskatorki, w jej ocenie, złych praktyk. Taka jest Alina Czyżewska...
W mieście mówi się, że krytyka ze strony Czyżewskiej prezydenta Wójcickiego to zemsta – rezultat zawiedzionych oczekiwań osobistych. – Przecież o dostęp do informacji publicznej, o wycinkę alejek, o prawo mieszkańców do miasta prowadziłam walkę również z panem Jędrzejczakiem – przypomina. Obecnie działa w sprawie nieprawidłowości w Państwowej Inspekcji Pracy, w listopadzie wygrała w sądzie sprawę z marszałkiem kujawsko-pomorskiego, dotyczącą konkursu na dyrektora teatru w Toruniu... – Czy naprawdę posądza się mnie o osobistą zemstę na wszystkich tych osobach? – śmieje się w rozmowie z portalem Alina Czyżewska. Uważa za oczywiste to, że komuś przeszkadza jej działalność. Stąd właśnie bierze się kreowanie „pudelkowej rzeczywistości”. – To jedna z technik manipulacji – odwrócenie uwagi od problemu przez atak „ad personam”. Ja działam dla ludzi, zabieram głos tam, gdzie każda władza narusza nasze prawa – prawa mieszkańców – zaznacza.
Czyżewska: jest lepiej, ale misja niezakończona
Próba likwidacji Międzyszkolnego Ośrodka Sportu czy Placówki Wsparcia Dziennego, komercyjne wykorzystywanie miejskich dotacji przez Stal, remont prezydenckiego gabinetu za 80 tys. zł, podczas gdy kilkaset pustych lokali miejskich czeka na remont, nieprawidłowości w przeprowadzaniu konkursów na dyrektorów MOS-u i MCK-u, zatrudnianie na śmieciówkach opiekunów w Domu Pomocy Społecznej, ukrywanie wydatków z kasy miasta… Trudno uwierzyć, ale to tylko część sytuacji z niespełna roku, które z uwagą analizuje i przekazuje mieszkańcom Alina Czyżewska.
Czy z tego rodzaju działalności – w ocenie samej miejskiej aktywistki – coś wynika? Po tym wszystkim magistrat lepiej funkcjonuje? – pytamy. Przyznaje, że widzi poprawę sytuacji. W jej opinii zwiększyła się przejrzystość w urzędzie i dostępność dla mieszkańców. Urząd już nie zakleja karteczkami danych kontrahentów, u których zamawia usługi i produkty. Na stronie miasta pojawiła się zakładka „dostęp do informacji publicznej” – tam obywatele mogą poznać odpowiedzi nie tylko na swoje pytania, ale też odpowiedzi na kwestie wszystkich innych gorzowian. – Aha, no i zostały przeznaczone pieniądze na remonty pustych mieszkań komunalnych, aby w końcu oddać je mieszkańcom w potrzebie – podkreśla.
Wie też, że zostało przygotowane kolejne szkolenie z dostępu do informacji publicznej dla urzędników. Dodaje jednak, że wciąż są duże braki w działaniach magistratu. Przykład? W statucie miasta ciągle obowiązują bezprawne zapisy, które nie dopuszczają ustnego zapytania o informację publiczną i uzyskania natychmiastowej odpowiedzi. Niektórzy urzędnicy żądają więc od mieszkańca wniosku na piśmie i odpowiadają dopiero w ciągu dwóch tygodni. Powoduje to wzrost biurokracji, ale przede wszystkim jest to niezgodne z prawem. Ustawa o dostępie do informacji publicznej mówi wprost – wniosek może mieć formę ustną i gdy odpowiedź jest dostępna, to powinna być przekazana bezzwłocznie.
Bezspornym sukcesem Aliny Czyżewskiej (sama przyznaje, że w tej sprawie wielką rolę odegrała również Katarzyna Miczał) jest obrona Placówki Wsparcia Dziennego. Alina wykazała wady prawne w prezydenckiej uchwale w sprawie likwidacji placówki i na tej podstawie wojewoda unieważnił likwidację. Choć Wójcicki zapewniał, że po poprawieniu błędów formalnych ponownie skieruje uchwałę likwidacyjną na sesję, niedawno przyznał, że pomysł zamknięcia PWD był pochopny. A. Czyżewska docenia ten fakt – potrzeba odwagi, aby przyznać się do błędu...
Miasto akademickie z miejskim uniwersytetem
Na początku czerwca LdM przekazał gorzowianom, że radna Marta Bejnar-Bejnarowicz została wybrana do zarządu ogólnopolskiego Kongresu Ruchów Miejskich. Wtedy Alina Czyżewska zapowiadała kolejne miejskie inicjatywy, na przykład cykl spotkań w ramach Uniwersytetu Miejskiego. Dziś plan tych wykładów i koncepcja „uczelni” zmierza do szczegółowego opracowania. LdM prowadzi jeszcze rozmowy z osobami, które mogłyby poświęcić czas na tę ideę i przyjechać do Gorzowa. Już wiadomo, że serię wykładów i rozmów w połowie września otworzy ks. Adam Boniecki z Tygodnika Powszechnego. – Chcemy to połączyć z cyklem „Lekcje czytania z...”, organizowanym przez redakcję Tygodnika – mówi o precyzujących się właśnie zamiarach Alina Czyżewska. Wyjaśnijmy, to warsztaty dyskusyjne dla młodych ludzi, a prowadzi je pisarz współpracujący z gazetą. „Lekcje” cieszą się wielkim powodzeniem, a ich efektem jest często otwieranie się uczniów na literaturę. Biblioteki szkolne, które gościły ten projekt, z radością odnotowują zainteresowanie literaturą spoza listy lektur.
LdM będzie też czerpał z lokalnych „zasobów ludzkich” – w ramach miejskiego uniwersytetu będą publiczne rozmowy z Hanną Gill-Piątek, współtwórczynią ruchów miejskich, a od kilku miesięcy pracownicą gorzowskiego magistratu (temat: polityka społeczna i polityka mieszkaniowa). Wśród prelegentów na pewno nie zabraknie Wojciecha Kłosowskiego, eksperta samorządowego, pracującego nad programem rewitalizacji Gorzowa.
– W głównej mierze będziemy zapraszali osoby z zewnątrz, bo transfer wiedzy do Gorzowa jest niezwykle potrzebny. Komu? I nam, mieszkańcom, i kadrze zarządzającej również – zaznacza Czyżewska. Podkreśla, że to co jest oczywistością w innych miastach – na przykład rola kultury, rozwiązania dotyczące transportu miejskiego, estetyka przestrzeni – w Gorzowie wymaga przedstawienia i omówienia na szerszym, miejskim forum. Tak, aby podstawowe sprawy nie były postrzegane jako fanaberia. Warto także pokazać kierunki rozwoju, które w innych miastach i na świecie już się sprawdziły, a które – wręcz przeciwnie.
Poza koncepcją merytoryczną, LdM koncentruje się na szukaniu środków finansowych dla sprawnego funkcjonowania Uniwersytetu Miejskiego. Na pewno jednym z istotnych źródeł będzie crowdfunding – czyli finansowanie społecznościowe w internecie na portalach typu PolakPotrafi.pl.
Kto rzeczywiście rządzi miastem?
Alina Czyżewska kontra Jacek Wójcicki – nie da się uniknąć bezpośredniej konfrontacji... Co się dzieje na tej linii? Jak wyglądają ich relacje? Liderka LdM-u pisze wyłącznie oficjalne pisma. Nieformalnych spotkań czy zwykłych okazji do wymiany poglądów nie mają. – To bardzo zajęty człowiek – mówi z nutką sarkazmu. Zaznacza, że na brak kontaktu z prezydentem narzeka spora część miejskich urzędników czy pracowników podległych miastu placówek...
Wśród wysoko postawionych urzędników są osoby wywodzące się z ruchów miejskich bądź ściśle powiązane z LdM-em... Wojciech Kłosowski, Hanna Gill-Piątek, Ewa Hornik, Dariusz Górny, Marcin Kazimierczak – czy jako pracownicy magistratu wysokiej rangi, w ocenie Aliny Czyżewskiej, mają wpływ na zarządzanie miejskimi sprawami? Na tak postawioną kwestię odpowiada z pewną rozterką: – Można mieć w domu najnowocześniejszy sprzęt, ale jeżeli go nie podłączymy do prądu, pozostanie tylko ładnie wyglądającą maszyną. Dostał Wojcicki z ruchów miejskich świetnych ludzi i specjalistów – ale tylko od niego zależy, czy pozwoli im działać. A bywa z tym różnie.
Przykład? W ocenie Czyżewskiej, Wydział Kultury i Sportu – choć ma świetnego dyrektora – jest obecnie jednostką tylko do uzasadniania wydatków i przekazywania kolejnych milionów na Stal Gorzów. Wie też, że wydział kultury i sportu, jako merytoryczny dla spraw kultury w mieście, nie miał żadnego wpływu na skład komisji oceniającej kwalifikacje kandydatów na dyrektora MCK. – Na pięć osób reprezentujących urząd miasta w komisji, trzy nie mają żadnego związku z gorzowską kulturą, ani nie mają o niej pojęcia – podkreśla.
Ale... Niedawnym sukcesem, do którego przyczynił się Marcin Kazimierczak, dyrektor Biura Zarządzania Systemami Informatycznymi, było zdobycie 8 milionów dofinansowania na rozwój społeczeństwa informacyjnego. Za dwa lata będzie można sprawdzić stan spraw przez internet. Mieszkańcy będą mogli zgłosić kwestię do naprawy przez aplikację na smartfony. Również oświata gorzowska będzie posługiwała się nowoczesnym systemem, który usprawni zarządzanie miastem. Przez internet będzie można w końcu zrealizować w urzędzie około 50 typów spraw. Obecnie są po wpłynięciu do urzędu drukowane i przekazywane do rozpatrzenia w postaci papierowej. 2016 rok, a wiele informacji w urzędzie wciąż przetwarza się wyłącznie w formie analogowej.
– Faktem jest, że poprzedni prezydent nie przywiązywał wagi do usprawnienia pracy, teraz należy wykonać ogrom pracy, aby wymienić przestarzałe komputery, drukarki, zrealizować projekt z dofinansowaniem z UE. I to się dzieje właśnie dzięki Marcinowi Kazimierczakowi. Zapóźnienia technologiczne są jednak tak wielkie, że trudno szybko nadrobić stracony czas. Ten projekt to szansa i zarazem konieczność, na której zyskają wszyscy. Dlatego teraz powinno się zapewnić informatykom odpowiednie wsparcie organizacyjne tak, aby w ciągu dwóch, trzech lat mogli zrobić cyfrową rewolucję – dodaje aktywistka.
Nasza rozmówczyni nie ma wątpliwości, że jeżeli nie da się urzędnikowi pola do realizacji swoich kompetencji, a dodatkowo jeszcze nie wzmocni rozwoju odpowiednimi szkoleniami, to choć będzie najlepszym fachowcem – pozostanie jedynie atrapą. Nasze miasto potrzebuje fachowców, a takich nie jest w stanie pozyskać za niskie pensje, a w obecnych pracowników nie inwestuje. – Paliwem urzędu są urzędnicy. Tak jak chcemy, aby leczył nas najlepszy lekarz, tak chcemy też, aby pracowali dla nas najlepsi urzędnicy. Kapitał ludzki jest najcenniejszy. Co będzie jak zaczną odchodzić specjaliści? A wiadomo przecież, że najlepsi odchodzą pierwsi – zauważa aktywistka.
– Mówi się, że urzędnikom spoza najbliższego kręgu sympatyków prezydenta trudno umówić się na rozmowę, a dostępu broni i filtruje informacje żona sponsora spod Gorzowa, która dyryguje urzędem – i jak ocenia wielu – również prezydentem. A przecież wiadomo, że do realizacji strategicznych zadań wydziałów konieczny jest bieżący kontakt i decyzyjność prezydenta. Niestety, w sprawach miasta rządzą sympatie i antypatie żony sponsora, która na administracji i przepisach zna się bardzo słabo. Poświadczają to wygrane przez nas sprawy w sądzie administracyjnym. Ruchy miejskie zdobyły dla Jacka urząd, a „ruchy podmiejskie” utrzymują go w mydlanej bańce, ograniczając dostęp do realnego życia oraz faktycznych problemów urzędu i miasta – podsumowuje A. Czyżewska.
Komentarze: