Za tydzień wyrok w sprawie katowania Mayday. Prokurator dziś: 8 miesięcy dla oprawcy!
Z MIASTA
ao
2016-04-04 11:10
62300
Na początku września ubiegłego roku Adam B. z Łośna przerzucił sznur przez gałąź – na końcu wisiała jego suka. Bez powodu okładał ją metalową rurką. Skowyt usłyszeli sąsiedzi. Psa odratowano, a oprawca stanął przed sądem. Dziś druga rozprawa i wniosek prokurator.
Dziś przed sądem rejonowym w Gorzowie zeznawali m.in. weterynarze ratujący Mayday. Były też mowy końcowe prokurator Agnieszki Cywińskiej, także Michała Kałużnego, przedstawiciela oskarżyciela posiłkowego. Ale najpierw sytuację z 2 września relacjonował przed sądem weterynarz skierowany do gospodarstwa Adama B. w Łośnie. Pies miał rany. Z uszu i z jamy brzusznej wydobywała się krew, już zaczynała krzepnąć. Ze zwierzęciem nie było kontaktu. Z trudem oddychało. Powiatowy lekarz weterynarii Józef Jagódka zalecił uśpienie, aby skrócić cierpienie. Z jego komunikatu wynikało, że „pies został zarąbany siekierą”. Zeznający zdecydował jednak, że uratuje zwierzę. Na szczęście miał przy sobie niezbędne leki. Zastosował je i przetransportował sukę do kliniki, z którą gmina Kłodawa ma umowę na usługi weterynaryjne.
W sądzie zeznawała też inna weterynarz powołana przez oskarżyciela posiłkowego – relacjonowała już sam przebieg leczenia. Mayday po raz pierwszy zobaczyła dobę po zdarzeniu. – Nie reagowała na otoczenie. Miała kilkanaście ran, a przez jedną wyraźnie było widać kość czaszki – przedstawiała sytuację. Maltretowany pies miała też liczne złamania m.in. kości jarzmowej i czołowej, obrzęk głowy i pyska. Zaczął reagować po czterech dniach leczenia, wtedy też stanął na łapy i wyszedł na pierwszy spacer. W sumie w klinice był 14 dni. Cały proces leczenia trwał około miesiąca.
O szczegółach opowiadała też policjantka z patrolu interweniującego w gospodarstwie Adama B. – Początkowo chciał ukryć fakt katowania psa. Zapewniał, że nic złego się nie stało. Jednak na tyłach domu znaleźliśmy leżącego, zmaltretowanego psa, a obok zakrwawioną metalową rurkę – relacjonowała. Wtedy oprawca przyznał się do winy, tłumaczył, że skatowanie to reakcja na agresywne zachowanie Mejdej.
Prokurator Agnieszka Cywińska w mowie końcowej podkreśliła, że zachowanie oskarżonego było całkowicie bezzasadne, okrutne, bestialskie. – Trzeba o tym mówić, szczególnie w małych miejscowościach na wsiach, gdzie jeszcze funkcjonuje stereotyp przykucia psa łańcuchem do budy, że tak ze zwierzęciem nie można postępować. Są inne metody w sytuacji, gdy ktoś chce pozbyć się psa – działają organizacje i ludzie, którzy chętnie służą pomocą, zaopiekują się niechcianym zwierzęciem. Nie trzeba katować, głodzić czy uwiązywać na smyczy – argumentowała.
Wina i okoliczności w ocenie prokurator nie budzą wątpliwości. Wniosła o karę 8 miesięcy więzienia, zakaz posiadania zwierząt na 10 lat, także nawiązkę 3 tys. zł na rzecz fundacji Animals oraz podanie wyroku do wiadomości publicznej na koszt oskarżonego. Michał Kałużny pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego zażądał 3 lat więzienia, zakazu posiadania zwierząt na 10 lat, także nawiązki 5 tys. zł oraz zwrotu kosztów postępowania procesowego przez oskarżonego na rzecz oskarżyciela posiłkowego.
Wyrok za tydzień, w poniedziałek, 11 kwietnia o 8.50.
Komentarze: