Wojciech Kłosowski już widzi, gdzie rewitalizować [WYWIAD]
Z MIASTA
2016-03-26 11:21
67229
Nowe Miasto, śródmieście, Zawarcie i... No właśnie te dzielnice wskazałaby każdy gorzowianin, bo gołym okiem widać, że potrzebują zmian. Ale Wojciech Kłosowski – „najemnik” rewitalizacji – widzi jeszcze jeden obszar. Z ekspertem rozmawiamy także o tym.
Adam Oziewicz: Łódź-rewitalizacja... Jak długo trwała misja?
Wojciech Kłosowski: – Dla Łodzi nadal pracuję. Umowę mam do czerwca. Jestem tam od samego początku programu pilotażowego rewitalizacji – w sumie dwa lata.
Z grubsza biorąc: diagnoza, konsultacje, a na końcu działania operacyjne i konkretne pieniądze – tak sobie wyobrażam rewitalizację... Łódź na jakim jest etapie?
– Tam sytuacja jest nietypowa. Łódź – jako jedno z trzech miast w Polsce, obok Wałbrzycha i Bytomia – uczestniczyła w tak zwanym pilotażu. Testowym wprowadzaniu rozwiązań – dziś są już w ustawie, wtedy nie była jeszcze uchwalona, choć ogólny kształt był znany. Ówczesne ministerstwo infrastruktury i rozwoju wyznaczyło wspomniane miasta, jako jednostki o znaczącym poziomie występowania zjawisk kryzysowych, do testów. Chodziło o sprawdzenie rozwiązań zapisanych w ustawie. Pilotaż ruszył gdy nie było jeszcze podstaw legislacyjnych, a obecnie – od października 2015 roku – są normą w świetle prawa. Przypomnę: pilotaż dla Łodzi ruszał w 2014 roku, a na początku 2015 roku był już intensywnie realizowany. Zatem tam wykonano sporo pracy jeszcze zanim weszła w życie ustawa rewitalizacyjna. Teraz, tak jak każde inne miasto, wdraża pełną ścieżką swój program – też biorę w tym udział jako ekspert.
Właśnie, ten udział... W porównaniu z Gorzowem Łódź jest kolosem. Zarządza pan tam jakimś zespołem?
– Gdy miasto wytypowano jako wiodące w programie pilotażowym, od razu było wiadomo, że na Łódź będą zwrócone oczy całej Polski. Wtedy prezydent Zdanowska szukała w strukturze urzędu jednostki, która mogłaby zająć się rewitalizacją. Wówczas zadanie trafiło do biura rewitalizacji i zabudowy miasta – nazwa wskazuje, że rozwiązanie organizacyjne pochodzi z czasów gdy o rewitalizacji myślało się jak o zadaniu budowlanym. Ale już wtedy była świadomość, że nie tędy, że rewitalizacja to głównie proces ożywiania społecznego i gospodarczego. Budowlane zadania pojawiają się tylko przy okazji.
Gdy się zaczęło, Łódź uzupełniła zasoby ludzkie tego biura, przyjmując na etaty urzędnicze przeróżnych działaczy społecznych, którzy w mieście od lat dobijali się o działania prorewitalizacyjne. Było ryzyko z obu stron: urzędnicy obawiali się o współpracę ze społecznikami – często w sporach byli po dwóch stronach barykady. Równie wielki strach były po stronie społeczników, bo nie mieli pewności czy wpasują się w struktury urzędu. Po kilku latach widzę, że obydwie strony chyba są zadowolone – to był dobry krok.
Choć zespół się rozsypał, bo trzy czy nawet cztery ważne dla programu osoby ze środowisk pozarządowych wyszły urzędu, a ostatnia z nich właśnie kończy misję – zresztą przenosi się tu. Dla Gorzowa to dobra wiadomość. Zastrzegam, to nie jest tak, że one odchodzą w atmosferze kłótni czy skandalu. Po prostu pewne zadanie zostało wykonane i trzeba iść dalej. W Łodzi podczas wspomnianej współpracy, trwającej dwa lata, nastąpiła ogromna zmiana.
Moja rola jest tam specyficzna... Szybko wyszło, że dla nietypowo uformowanego zespołu – ludzi od lat pracujących w biurze zabudowy miasta oraz społeczników – jest potrzebne wsparcie eksperckie. Tak duży zakres zadań... Rozpisano cztery czy pięć otwartych konkursów na stanowiska eksperckie w różnych dziedzinach. Między innymi na stanowisko eksperta kluczowego czyli takiego ponad innymi ekspertami. Wygrałem ten konkurs...
Wspomniał pan, że w czerwcu finał współpracy z Łodzią... Tam już kończą z rewitalizacją?
– Łódź jest o jeden krok formalny przed Gorzowem. Mają już uchwałę o wyznaczeniu obszaru rewitalizacji. Gorzów miał ją będzie w najbliższym miesiącu. Rada Łodzi na najbliższej sesji, prawdopodobnie 30 marca, podejmie uchwałę o przystąpieniu do sporządzania programu rewitalizacji. Moja rola jest w tej chwili pomocnicza. Urząd pewnie najchętniej zamówiłby u mnie wsparcie w przygotowywaniu programu, ale na razie nie ma jeszcze oficjalnie uchwały, zatem realizujemy zadania przygotowawcze. Po 30 spodziewam się, że urząd będzie chciał podpisać ze mną aneks do obecnej umowy – będę poproszony o przygotowanie dokumentów programu rewitalizacji. On w dużej części został już wypracowany w pilotażu. Planuję, że 30 czerwca projekt będzie gotowy i wtedy moja współpraca z Łodzią się zakończy. Wszystkie siły przerzucę do Gorzowa.
Choć jeden materialny znak łódzkiej rewitalizacji? Taki, pod którym mógłby się pan podpisać. Może przykład rozwiązania jakiegoś problemu, sytuacji kryzysowej?
– Nie mogę takiego wskazać i od razu wyjaśniam dlaczego. Pewnie, że są różne materialne skutki tego, co zrobiliśmy, ale nie o te tutaj chodzi. Rewitalizacja jest procesem nastawionym na efekty długofalowe. To, co się dzieje w krótkiej perspektywie ma drugorzędne znaczenie. Dotąd rewitalizacje polegały na remontach fasad budynków – skutki można było pokazać tuż po zakończeniu prac. Jednak długofalowych rezultatów z tego nie było żadnych. Nigdy i nigdzie nie udało się różnego typu budów przekuć w zamianę w postaci ożywienia gospodarczego czy społecznego.
To znaczy, że mamy nauczkę również jako eksperci. Gdy oczekujemy od rewitalizacji miasta w kryzysie natychmiastowych zmian to znowu popełniamy ten sam błąd – powierzchowne pozytywne objawy uważamy za sukces. Podkreślam: zmiany głębokie następują powoli. Ja z kolei nie chcę mówić o sukcesach, które nie mają większego znaczenia dla istoty procesu. W Gorzowie istotne zmiany związane z rewitalizacją będzie widać za cztery, pięć lat. Mogę powiedzieć tak: liczymy na to, że już w tym roku coś zacznie się dziać w przestrzeni miasta, a za dwa lata będą w realizacji trzy duże projekty. Ale to, że będą realizowane, nie oznacza, że przyniosą trwałą zamianę. Dopiero za cztery lat już coś będziemy wiedzieli. Równolegle, w ramach konkursów, zabiegamy o pieniądze – do jednego z nich, na który bardzo liczyliśmy, zabrakło nam ośmiu punktów. Efekt? Jesteśmy poza listą. Ale jeszcze nie wszystko stracone...
W przypadku Łodzi to, co jest widocznym sukcesem rewitalizacji jest drugorzędne. Na przykład tam często pokazują EC1 – monumentalny obiekt kultury po dawnej elektrociepłowni w centrum miasta. Mówią: to jest prawdziwa rewitalizacja! A ja podkreślam: rewitalizacja to będzie wtedy gdy budowla przepracuje trzy lata i udowodni, że ożywiała swoje otoczenie. Czy ludzie z Tuwima będą bywali w EC1 na imprezach, a może okaże się, że to będzie obiekt odwrócony do miasta plecami – na razie tak to trochę wygląda.
W Gorzowie obszary rewitalizacji już są, pan je widzi?
– Tak. Ale oficjalnie będą wskazane gdy rada przyjmie je uchwałą. Z badań diagnostycznych wyszło, że Nowe Miasto, Zawarcie i okolice osiedla Słonecznego.
Dlaczego akurat Słoneczne?
– Gdy się na nim nie mieszka, nawet nie przejeżdża to ma się wrażenie, że wszystko jest tam ok. Będąc gorzowianinem spoza, łatwo nie wiedzieć, co się tam dzieje. Bo jest na totalnym uboczu. Kto wie, że to dawne osiedle zakładowe fabryki, która zbankrutowała. To modelowa historia zapaści związanej z utratą pewnego miejsca pracy. Osiedle Słoneczne wymaga dużego wsparcia. Na początku mieliśmy koncepcję, aby był tam realizowany inny program polityki społecznej i nie obejmować tego rejonu. Ostatecznie skłaniam się i będę namawiał radę do tego, aby był tam obszar rewitalizacji.
Rejonem z mniejszą liczbą problemów jest ścisłe centrum – od Dworcowej do Szpitalnej, wzdłuż torów tramwajowych. To teren nieco mniej nasycony problemami społecznymi, ale z kolei bardzo ważny dla miasta – tożsamościotwórczy. Przy tym z wyraźnymi przesłankami do uznania go za obszar kryzysowy.
A specjalna strefa rewitalizacyjna? Będzie taka w Gorzowie?
– Rzeczywiście są dwa rozwiązania prawne – wprowadzają na obszarze rewitalizacji specjalne regulacje. Jeżeli się użyje tych instrumentów to pojawia się tam inny stan prawny.
?
– Pierwsze tego typu działania można przeprowadzić już w samej uchwale, która wyznaczy obszary rewitalizacji. Może być ustanowione prawo pierwokupu nieruchomości dla gminy albo zawieszone wydawanie decyzji o warunkach zabudowy. Ale cóż to jest wyznaczenie obszaru? Miasto publicznie deklaruje w ten sposób, że na danym terenie będą skumulowane różnego rodzaju działania. Doświadczenia innych krajów przekonują, że na ogół w takich warunkach ludzie, którzy mają odłożone pieniądze, decydują się na zakup działek na takich obszarach. Kupują i czekają na efekty – to znaczy na wzrost cen nieruchomości. Skutek jest taki, że komplikuje się struktura własności w takim rejonie. Przykład: willa Herzoga na skraju wschodniego bulwaru – stoi i niszczeje. Właśnie aby takich sytuacji uniknąć jest instrument pierwokupu w rękach gminy.
Tymczasem specjalna strefa rewitalizacji to jeszcze mocniejszy instrument... Pierwszy działa gdy jest już obszar, z kolei strefa zaczyna funkcjonować gdy jest już uchwalony program rewitalizacji. Co ważne, odrębną uchwałą możemy na nim ustanowić strefę. Strefa może dotyczyć części obszaru rewitalizacji, ale może też objąć cały obszar. Strefa jest specjalnym rozwiązaniem prawnym – daje miastu kilkadziesiąt dodatkowych instrumentów do działania. Na przykład zyskuje możliwość dotowania remontów budynków wspólnot mieszkaniowych. W normalnych warunkach miasto może dotować remonty jedynie budowli wpisanych do rejestru zabytków i to tylko na przykład w zakresie remontu zabytkowej elewacji. W strefie rewitalizacji miasto może dotować do 50 procent kosztów wszelkich remontów. Tego typu rozwiązań w specjalnej strefie jest wiele.
Ona jest obligatoryjna?
– Może być, może nie być – to zależy tylko od miasta. Wyznacza się ją na nie więcej niż 10 lat. To rozwiązanie doraźne. Służy sprawnemu przeprowadzeniu procesu rewitalizacji. Ponadto nie musi wejść w życie razem z programem rewitalizacji – może być ustanowiona później.
Pewnie ma pan świadomość, że nie przyjechał na pustynię. W Gorzowie są gorzowianie, ich liderzy i procesy, które można by nazwać prerewitalizacją społeczną na niewielkich obszarach. Robił pan rozeznanie? Poznał tych ludzi? Choćby profesora Jerzego Rossę – od wielu lat prowadzi badania struktury ubóstwa w newralgicznych rejonach miasta.
– Od roku, dzielę swój czas między różne miasta, praktycznie jednak mieszkam w Gorzowie. Poznałem bardzo wielu gorzowian, w tym liderów. Ale mam absolutną świadomość, że dużo większej liczby mieszkańców jeszcze nie znam, w tym i wielu autentycznych liderów. Nie mogę o sobie powiedzieć, że jestem znawcą tkanki społecznej Gorzowa. Co do zasady, dobrze prowadzona rewitalizacja ma wykorzystać potencjał, który jest na miejscu, broń boże nie zastępować go potencjałem zapożyczonym z zewnątrz.
Mówię o tym, w kontekście własnej pracy... Jeżeli mam uczciwie wykonać dla miasta usługę ekspercką to moje zadanie nie polega na tym, aby się wymądrzać i wymyślać rewitalizację dla Gorzowa. Chodzi tu o to, aby pomoc gorzowianom wypracować dla siebie rewitalizację. W takim trybie pracuję z ludźmi w magistracie. Nie wykorzystuję urzędników do zbierania danych, sobie pozostawiając pracę merytoryczną. Nie. Pracuję z zespołem, a każdy etap wykonywanego zadania wszyscy widzą i biorą w tym często czynny udział po to, aby też się tego uczyli.
Podkreślam: to czego mieszkańcy nie widzą bezpośrednio, to olbrzymi wzrost wiedzy i kompetencji w samym urzędzie. Mogę Gorzów pochwalić: pracuję w urzędach w całej Polsce, ale tylko tu urzędnicy tak szybko się uczą. Mam na myśli pracowników biura rewitalizacji – jestem pełen podziwu dla tej grupy. Ale to samo mogą powiedzieć o zespole w geodezji, który zajmuje się opracowywaniem mapy cyfrowej. Czuję z ich strony niebywałe zaangażowanie emocjonalne w proces rewitalizacji. Mają ciekawe pomysły, są znakomici w tym co robią.
Nazwisko, które padło nie jest mi znane, ale to nie oznacza, że pozostanę w tej niewiedzy. To tylko kwestia czasu. W rewitalizacji jest miejsce dla każdego – dla znawców tożsamości lokalnej, lokalnej historii, dla liderów w różnych dziedzinach – sportowców poruszających wyobraźnię kibiców, ludzi kultury, urzędników, działaczy pozarządowych... Właściwie dla każdego, kto w jakimś sensie jest liderem. Wszystkie ręce na pokład. Siłą napędową rewitalizacji jest zaangażowanie lokalne, a nie ekspert z zewnątrz. Mogę być tylko nawigatorem procesu.
Dziękuje.
Wojciech Kłosowski – specjalista w dziedzinie strategicznego planowania rozwoju lokalnego. Ekspert rewitalizacji zdegradowanych obszarów miejskich. Autor lub współautor wielu lokalnych programów rewitalizacji polskich miast. Jest wykładowcą i trenerem licznych programów szkoleniowych dla samorządów i organizacji pozarządowych. Na rzecz Gorzowa działa od roku. Niebawem będzie ponownie współpracować z Hanną Gill-Piątek, nową dyrektor wydziału spraw społecznych urzędu miasta, z którą wcześniej działał w Łodzi.
Komentarze: