O aferze PBI po raz trzeci. W piątek po południu debata w Bibliotece Herberta
Z MIASTA
2016-02-18 13:19
54800
Strata ważnego kredytu, bariery w relacjach z partnerami w samorządach, także osobiste tragedie – to część problemów wynikających ze śledztwa i procesu nazywanego przez lata gorzowską aferą budowlaną. O tym podczas piątkowej dyskusji w Bibliotece Herberta.
Co miasto straciło na aferze budowlanej? Czy da się zrobić prosty bilans? Co nie wyszło prezydentowi i jego urzędnikom właśnie przez aferę? Na te i inne pytania postaramy się odpowiedzieć w czasie jutrzejszej debaty pt. Mądry gorzowianin po aferze budowlanej? Zapowiadamy, zapraszamy na spotkanie, zarazem prezentujemy ostatni z trzech tekstów wprowadzających w zagadnienie.
Na przełomie 2004 i 2005 roku Tadeusz Jędrzejczak siedział w areszcie, a przez kolejne lata przynajmniej część jego czasu i zaangażowania ukierunkowana była na proces, obronę przed polityczną konkurencją oraz odpieranie publicznych ataków. Jak swoją sytuację po latach ocenia prezydent Gorzowa? Zwraca uwagę, że nie był aż tak częstym gościem w sądzie jak mogłoby się wydawać. – Od samego początku uważałem, że akt oskarżenia przeciwko mnie nie powinien wpłynąć do sądu – podkreśla w rozmowie z portalem.
Zaznacza przy tym, że jedną z przyczyn afery była chęć odegrania się właścicieli PBI za to, że wypowiedział im dwie miejskie umowy na kilkadziesiąt milionów złotych. Dokumenty potwierdzały, że zleconych zadań firma nie realizowała. A sąd w wyroku upadłościowym stwierdził, że zarząd spółki już dawno powinien postawić swoje przedsiębiorstwo w stan upadłości, bo straciło wszelkie możliwości działania.
Miasto straciło
W rozmowie przed kilkoma tygodniami poprosiliśmy T. Jędrzejczaka, aby wskazał namacalne straty, może nawet konkretne koszty, jakie Gorzów poniósł przez aferę budowlaną. Przyznał, że nigdy nie przygotowywał takiego bilansu, zatem trudno wyliczyć konkretną kwotę, ale...
Gdy rozpętała się afera miasto prowadziło rozmowy z Europejskim Bankiem Inwestycyjnym w Luksemburgu. Do Gorzowa przyjechali negocjatorzy, prezydent, wydawało się, pomyślnie sfinalizował rozmowy na temat kredytu w części bezzwrotnego. Chodziło o pierwszy okres europejskiego wsparcia i 4 mln euro na wkłady własne dla finansowania miejskich inwestycji. Bank już przyznał środki, ale gdy tylko doszło do instytucji finansowej, że prezydent ma problemy z prawem to odmówili podpisania umowy.
Ale afera bez wątpienia miała też i inne skutki – gdy prezydent Jędrzejczak był zamknięty w areszcie jego zastępca Mariusz Guzenda zdecydował, że nie zapłaci jednemu z biznesmenów z majątku miasta za stadion żużlowy. W rezultacie pomówienia urzędnik również trafił do aresztu, potem zmagał się z ciężką chorobą i zmarł nie długo po uniewinnieniu.
Partnerzy w samorządach, władze centralne: trzymać Gorzów na dystans
Były i inne trudności – bariery w relacjach z kontrahentami czy też partnerami w samorządach. – Prezydenci miast, burmistrzowie szczególnie nie znający sprawy, ale też moi przeciwnicy polityczni, nabrali dystansu – wspomina T. Jędrzejczak. Identycznie było z częścią reprezentantów władz centralnych. Bo nie wypadało pokazywać się z prezydentem miasta po areszcie.
W powszechnej opinii z Jędrzejczakiem lepiej było się nie zadawać, lepiej go było nie zapraszać, lepiej, aby nie było go przy mnie w telewizji czy na zdjęciu. A gdy już nie było wyjścia, bo to urzędujący prezydent miasta to lepiej było spotkać się po godzinach pracy i bez dziennikarzy. – Taki opracowano standard w relacjach ze mną. Tak po prostu było – wspomina były prezydent Gorzowa.
Gorzowska racja stanu: miasto się wali
W pewnym momencie gorzowską racją stanu stało się udowadnianie, że skoro prezydent siedzi bądź siedział w areszcie to miasto się wali. Stąd opozycja przygotowała kampanię i referendum za odwołaniem Tadeusza Jędrzejczaka. Gorzowscy politycy z satysfakcją zwoływali konferencje prasowe gdzie przedstawiali swoje stanowisko w sprawie uwięzienia prezydenta.
Jeden z ważnych polityków przygotował plakat z katedrą za kratkami – miał symbolizować sytuację miasta, gdy prezydent siedzi w areszcie. Był powielony i rozwieszany w setkach punktów. Takie działania sprawiały, że mieszkańcy byli zdezorientowani. Sytuację podgrzewały informacje, że Jędrzejczak jest zamknięty za korupcję. – Nigdy w żadnej gazecie nie przeczytałem, bo chyba nikomu nie chciało się napisać, o co tak naprawdę byłem oskarżony – mówi z żalem po latach były prezydent. Tytuły w prasie eksponowały przetargi w cieniu korupcji, podczas gdy o korupcji w akcie oskarżenia nie było ani słowa.
Z aresztu prosto do magistratu
T. Jędrzejczak ocenia, że miasto szczególnie nie ucierpiało przez aferę budowlaną – materialnych strat dziś nie podjąłby się wyliczać. Za to jest przekonany, że wizerunkowo Gorzów miał niezwykle trudny problem. – Z dnia na dzień stałem się przedmiotem niezdrowej sensacji. Były poseł, prezydenta miasta sprawujący urząd drugą kadencję wygraną w pierwszej turze wyborów. Gorzów, spore rozwijające się miasto z dobrą opinią w Polsce. Wzrost zainteresowania inwestorów, strefa ekonomiczna, Słowianka, zachodnia obwodnica i wiele innych rzeczy, które świadczyły o tym, że nabieramy rozpędu. A tu areszt i zarzuty prokuratury... – zarysowuje sytuację sprzed dwunastu lat były prezydent.
Choć po powrocie z celi w Szczecinie wiele osób spoglądało na prezydenta podejrzliwie to – jak sam podkreśla – nie aż tak wiele czasu zajęło poukładanie miejskich spraw. Następnego dnia po wyjściu z aresztu wrócił do normalnej pracy. – Przyjaciele wbijali mi do głowy: zapomnij o tym wszystkim, idź normalnie do roboty i nie myśl o urlopach, bo to cię zgubi. Tak zrobiłem. Im dalej od aresztu, tym lżej było mi kierować miastem. Jednak bez wsparcia nie byłoby to możliwe – podsumowuje.
Termin: 19 lutego (piątek), g. 17.00
Miejsce: Biblioteka Herberta, sala nr 110
Komentarze: