przejdź do treści strony kontakt
strona główna 501 936 975 menu wyszukiwarka

15 lat afery PBI. Śledztwo, proces, wyroki... Ale kto zaczął?

Z MIASTA


2016-02-04 16:58
79304

(fot./źródło: wikipedia)

15 lat od zdarzeń, które wywołały największy skandal w historii miasta. Gorzow24.pl właśnie przygotowuje debatę na ten temat – w czasie spotkania z zaproszonymi gośćmi przedstawimy bilans strat. Jaki byłby Gorzów, gdyby nie afera? Ale na początek, skąd się wzięła?   

Ile i co miasto straciło na aferze budowlanej? Bez wątpienia wiele i to w wielu sferach – materialnej, wizerunkowej, społecznej. Po 15 latach warto przejrzeć zdarzenia, które ją wywołały i samym rezultatom. Stąd właśnie debata i trzy artykuły jeszcze przed spotkaniem w Bibliotece Herberta. Przybliżymy najważniejsze wątki ze śledztwa i procesu – to za kilka dni. Wskażemy też to, czego nie udało się w mieście zrobić, a niepowodzenie wynikało właśnie z gorzowskiej afery budowlanej. Teraz przypominamy, od czego skandal się zaczął.  
 
Skąd się wzięła budowlana afera? 
Pewnie niewielu pamięta, bo przecież śledztwo i proces kilkunastu urzędników, przedsiębiorców i prezydenta to ponad 12 lat – zresztą sprawa ciągle nie ma swojego finału: sąd apelacyjny uchylił część zarzutów, a resztę zawrócił do prokuratury. Nowi biegli od ponad roku ponownie się im przyglądają. Nic dziwnego, że następujące po sobie zdarzenia zatarły to, od czego wszystko się zaczęło. Przypomnijmy. Na zarząd PBI doniósł syndyk masy upadłościowej spółki oraz pracownicy, bo firma nie zapłaciła za pracę – suma należności przekraczała 1 mln zł. Ponadto przedsiębiorstwo nie wypłaciło swoim podwykonawcom i dostawcom kilkanaście milionów zł za materiały i usługi. Sąd gospodarczy ogłaszając upadłość PBI określił też liczbę wierzycieli na ponad 160, w sumie na kwotę ponad 14 mln zł. Kluczowa informacja: firma realizował wiele miejskich inwestycji.
 
W czasie śledztwa gorzowska prokuratura zmieniła jednak kierunek postępowania. Powód? Zeznania małego świadka koronnego – byłego zarządzającego PBI. Zaczął mówić o powiązaniach miejskich władz i biznesu, otwierając na lata tak zwaną aferę budowlaną. 
 
Jednak zasadniczy wpływ na zasięg skandalu miał przetarg na budowę Słowianki – stanęło do niego wiele firmy, wśród nich także gorzowskie. Wygrały go dwa miejscowe przedsiębiorstwa: Marciniak S.A. razem z Arx Gobex – to część dawnej Przemysłówki. Z kolei komisja przetargowa odrzuciła ofertę PBI, Interbud Westu i Gotechu, w rezultacie ich właściciele dążyli do podważenia wyniku przetargu.       
 
Jedna rozmowa mogła zmienić wszystko...     
Właśnie dlatego Arkadiusz Marcinkiewicz, ówczesny wiceprzewodniczący rady miasta na spotkaniu z prezydentem Tadeuszem Jędrzejczakiem domagał się unieważnienia przetargu i przekazania umowy firmie Interbud West Władysława Komarnickiego. Rozmowa w gabinecie prezydenta została zarejestrowana. Nagranie ujrzało światło dzienne – było publikowane w wersji tekstowej w niektórych gorzowskich mediach.  
 
Taśmy nie wykorzystano w śledztwie. Część komentatorów zwracała wtedy uwagę, że właśnie Arkadiusz Marcinkiewicz jako wiceprzewodniczący rady miasta miał narzędzia do tego, aby naciskać na prezydenta, bo to radni go wybierali i mogli też odwołać. 2000 rok – prezydenci miast byli wskazywani w wyborach pośrednich. Do dziś nie wiadomo, kto nagrał rozmowę.     
 
Tymczasem oferta PBI, Interbud Westu i Gotechu nie mogła być brana pod uwagę w przetargu. Co prawda wcześniej przedsiębiorstwa podpisały list intencyjny – zawarły obietnicę, że gdy zdobędą kontrakt na budowę Słowianki to powołają konsorcjum. Jednak zgodnie z obowiązującym wyrokiem Sądu Najwyższego, konsorcjum musiało być zawiązane już w chwili przystąpienia do przetargu. Zatem już na etapie wyłaniania wykonawcy inwestor musiał wiedzieć, z kim podpisze umowę na realizację zadania. Stąd trzy firmy oddzielnie nie mogły wygrać jednego przetargu.
 
Prezydent Tadeusz Jędrzejczak nie ma wątpliwości, że afera budowlana była wyrazem zemsty ubiegających się o intratny kontrakt na miejską inwestycję. Wyszło bowiem na jaw, że nie potrafili się porozumieć i złożyć dobrej oferty. 
 
To miał być kontrakt za Sydney
W drugiej połowie 2000 roku dziennikarze popularnego tygodnika Ziemia Gorzowska w cyklu artykułów połączyli wyjazd prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka na olimpiadę w Sydney z osobą prezesa firmy Marciniak S.A. Zbigniewa Marciniaka oraz z przetargiem na budowę Słowianki. Marciniak miał sfinansować wyjazd do Australii trzech miejskich urzędników w zamian za kontrakt na budowę basenów w parku Słowiańskim.         
 
Tuż po powrocie z Australii do prezydenta zwróciła się Ewa Szutowicz – dziennikarka Ziemi Gorzowskiej zapytała o to, kto mu sfinansował wyjazd do Sydney? – Zagroziła, że jeżeli nie powiem to narobi mi bałaganu – wspomina po latach T. Jędrzejczak. Ówczesny prezydent odebrał to jak groźbę. Nie chciał rozmawiać w takim tonie. Niebawem dowiedział się, że podobną metodę zastosowano dzwoniąc do prezesa przedsiębiorstwa Marciniak S.A. – reporterka w rozmowie telefonicznej zapytała, czy to prawda, że sfinansował wyjazd Jędrzejczaka i dwóch innych urzędników do Sydney? Przedsiębiorca budowlany również nie podjął rozmowy. Na tej podstawie redakcja tygodnika oceniła, że doszło do korupcji – przygotowała i opublikowała cykl artykułów. 
 
Zamówienia są publiczne  
Co ważne, zresztą wspomniał o tym w niedawnej rozmowie z portalem Tadeusz Jędrzejczak, prezydent Gorzowa nie był członkiem komisji przetargowej, ani razu też podczas swojego urzędowania nie zmienił wyniku żadnego przetargu. Nigdy również nie sporządzał specyfikacji przetargowej. Za to kurczowo trzymał się zasady, że wszystkie usługi i zamówienia publiczne w Gorzowie mają być zgodne z odpowiednią ustawą, a dla robót budowlanych jedynym kryterium przy wyborze wykonawcy, po spełnieniu wymogów formalnych, ma być cena. 
 
Tymczasem scenariusz rozpisany przez dziennikarzy poczytnego gorzowskiego tygodnika wyglądał tak: prezydent stutysięcznego miasta wojewódzkiego nakazuje komisji rozpisać przetarg tak, aby wygrała go firma, która w zamian za miejski kontrakt sfinansuje wyjazd prezydenta, jego zastępcy do spraw sportu i naczelnika wydziału sportu do Sydney na Olimpiadę. Przy tym taka informacja nigdy nie mogła ujrzeć światła dziennego. Tak przedstawiona sytuacja również trafiła do śledczych. Sprawę prowadziła prokuratura rejonowa w Zielonej Górze. Prezydent Jędrzejczak zeznawał, złożył niezbędne dokumenty. Efekt? Sprawa została umorzona. 
 
Nie chcieli rozmawiać, znaczy coś ukrywają   
A co z cyklem artykułów w tygodniku? Tadeusz Jędrzejczak domagał się od wydawnictwa zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych. Sprawę przeciwko Ziemi Gorzowskiej i redaktorowi Jerzemu Zysnarskiemu prowadził mecenas Jerzy Synowiec. Wyrok sądu? Wygrana Bogusława Andrzejczaka i Stanisława Woźniaka oraz prezydenta.      
         
Redakcja odwołała się do sądu apelacyjnego w Poznaniu – na sam koniec procesu sędzia zapytał dziennikarzy, na jakiej podstawie przygotowali cykl artykułów o przekrętach na styku władzy i biznesu w Gorzowie? Jerzy Zysnarski przyznał: „skoro żaden nie chciał z nami o tym rozmawiać to uznaliśmy, że nasze podejrzenia są uzasadnione...” Urzędnicy wygrali sprawę z dziennikarzami w apelacji – sprostowanie i przeprosiny ukazały się na pierwszej stronie w Ziemi Gorzowskiej. 
 
wkrótce najważniejsze o śledztwie, zarzutach i procesie... 

Komentarze:

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x