Robert Kurowiak wrócił z Brazylii, otarł się o medal. Co mówi? Złoto nie dla zuchwałych
Z MIASTA
2015-08-04 22:15
72720
– Były dramatyczne chwile – w normalnych warunkach nie byłoby ucieczki z duszenia zza pleców – mówi o brazylijskich potyczkach Robert Kurowiak. Sztuka się udała – wytrzymał napór i zyskał aplauz innych zawodników i publiczność. Na dodatek wygrał tę walkę.
Bez przerwy w pełnej mobilizacji, do ostatniej kropli krwi – Robert Kurowiak był już w potężnych opałach. Wyszedł z opresji tylko dzięki trzytygodniowym, intensywnym przygotowaniom na macie w jednym z najlepszych klubów Brazylii w Rio, właśnie tam ćwiczy i szkoli dziewięciokrotny mistrz świata brazylijskiej odmiany Jiu Jitsu. Ostatecznie jednak zawodnik nie jest zadowolony z wyniku. Zajął czwarte miejsce. Medal był na wyciągnięcie ręki. Nasz mistrz przyznaje, że popełnił błąd taktyczny. Dzień przed walkami w swojej kategorii do 82 kilogramów zdecydował się na start w absoluto gdzie nie ma podziałów wagowych. – Pomyślałem, a może zawalczyć o dwa medale... Czułem się świetnie, zaznajomiłem się ze specyfiką walki z Brazylijczykami. Oceniłem, że jest też szansa na dobry wynik w absoluto – opowiada o swoim wyjeździe do Sao Paulo już na chłodno w Gorzowie.
Robert był najlżejszy w całej stawce. Zdecydowana większość to przynajmniej stukilowi zawodnicy z dwóch najcięższych kategorii. Jedyny Polak w stawce poległ już w pierwszej walce – stracił siły na znacznie masywniejszym od siebie Brazylijczyku, przegrał dwoma punktami. Za to za sukces uważa fakt, że mimo miażdżącej przewagi siły i masy walczył jak równy z równym. A przeciwnik zdobył przewagę punktową tylko dzięki interpretacji akcji przeprowadzonej przez Roberta na korzyść Brazylijczyka. Sędzia ocenił, że przeciwnik Polaka przeprowadzony atak odwrócił na swoją korzyść – ostatecznie zdobył dwa punkty na wagę zwycięstwa.
Robert następnego dnia wyraźnie odczuł, że start w absoluto to zła decyzja – był wyeksploatowany zarówno fizycznie jak i psychicznie. Do tego – jak sam przyznaje – w drugim dniu zawodów zabrakło też odrobiny koncentracji. – Jest żal, bo przynajmniej brązowy medal powinien być – przyznaje. Nie ma złudzeń, brak brązu jest karą za zuchwalstwo.
W kategorii średniej nasz zawodnik miał dwie walki – pierwszą wygrał, druga przegrał. Obie na punkty. Najpierw pokonał Rogerio L. Borgesa. Robert już w pierwszych sekundach zauważył okazję do dźwigni na nogę. Zastosował tę technikę, ale błyskawicznie sytuacja odwróciła się na niekorzyść naszego zawodnika – przeciwnik zajął pozycję za plecami Roberta i założył duszenie Mata Leo, to sytuacja bardzo trudna do uratowania, bo nie ma możliwości ruchu i uwolnienia się. Robert jednak przełamał napór Brazylijczyka, zdobył punkty i ostatecznie szalę zwycięstwa przechylił na swoją stronę, gdy przeciwnik był już wycieńczony swoją akcją. – To była wyrównana walka dwóch zawodników o podobnych parametrach i potencjale sportowym – przedstawia sytuację R. Kurowiak.
Druga walka (stoczył ją z Paulo Alexandre Davidem) również miała swoją dramaturgię – przed rozpoczęciem Robert nie miał pojęcia, że jej zwycięzca będzie miał zagwarantowany brązowy medal mistrzostw. Jak twierdzi, gdyby wiedział być może udałoby mu się wykrzesać odrobinę więcej siły. Jednak kolejne starcie Roberta było pierwszym dla jego przeciwnika (miał wolny los), przy tym nasz zawodnik nie miał szans na regenerację sił po pierwszym starciu – drugie zaczął dziesięć minut po zakończeniu pierwszego. – Organizator wezwał mnie do walki już po trzech minutach, ale poprosiłem o więcej, aby przynajmniej uspokoić oddech – relacjonuje R. Kurowiak.
Przeciwnik miał świadomość, że szanse są wyrównane. Na początku, przy stanie dwa do dwóch, uzyskał nieznaczną przewagę dzięki próbie wykonania akcji. Wyjaśnijmy, gdy zawodnik stwarza zagrożenie poddania przeciwnika, ale bez powodzenia, to i tak dostaje punkty – advantage (przewaga) – z uwagi na przejęcie inicjatywy. Wtedy Brazylijczyk sprytnie zagrał na czas – pozwolił Robertowi na dźwignię na stawie skokowym, ale okazało się, że jest całkowicie odporny na tego rodzaju ból. – Ponad minutę straciłem na akcję, która nie przyniosła mi żadnego rezultaty punktowego. Gdy zorientowałem się w sytuacji, próbowałem przetoczyć przeciwnika, ale bez powodzenia – opowiada nasz rozmówca. Brazylijczyk skutecznie się bronił i dowiózł zwycięstwo do końca walki.
W jakiej formie nasz zawodnik wrócił z Brazylii? – pytamy. – Nie jest źle, ale otarć nie da się uniknąć. Po pierwszej walce jeszcze czuję zwichnięty mały palec u nogi. Trochę boli wiązadło kolanowe. Jest kłucie w żebrach przy oddychaniu – zwierza się R. Kurowiak.
Robert jest ze Zdroiska, ale sporo łączy go z Gorzowem, to tu trenuje, i tu ma zapewnioną opiekę medyczna oraz rehabilitację w Gorzowskim Centrum Medycznym Medi-Raj przy Górczyńskiej. Jest mistrzem świata w Brazylijskim Jiu Jitsu z zeszłego roku – tytuł wywalczył wiosną w Emiratach Arabskich w Abu Dhabi. Podobnie było jesienią – również złoto na mistrzostwach Europy w Sofii, ale w formule bez kimon.
Komentarze: