przejdź do treści strony kontakt
strona główna 501 936 975 menu wyszukiwarka

Wójcicki: Teraz do sejmu? Nie ma takiej opcji! [WYWIAD]

Z MIASTA


2015-07-20 08:40
63111

fot. Adam Oziewicz

O nielegalnych imigrantach w Calais i o kandydowaniu do sejmu, ale także oczywiście o sprawach ściśle związanych z miastem rozmawialiśmy z prezydentem Gorzowa, Jackiem Wójcickim.

Znane portowe miasto Calais jest na ustach całej Europy. Widział Pan, co tam się dzieje. Rzeczywiście jest aż tak źle?

- Problem jest bardzo duży. Imigranci, ryzykując życie próbują dostać się przez port w Calais do Wielkiej Brytanii. Tam chcą rozpocząć swoje „nowe życie”, nie bez znaczenia jest dla nich rozbudowany system socjalny Zjednoczonego Królestwa. W Calais są ich tysiące, próbują między innymi dostać się na ciężarówki jadące do wymarzonej przez nich Anglii. Część jest podobno szmuglowana w sposób zorganizowany, jednak większość próbuje wprost forsować wejścia do ciężarówek. Wygląda to strasznie. Francuzi sobie z tym kompletnie nie radzą. Ludzie ci są bardzo zdeterminowani wielu z nich uciekło przed głodem lub śmiercią. Co zrobi Europa i świat? Trudno powiedzieć, ale tym ludziom natychmiast jest potrzebna pomoc.

Wyjaśnijmy, lub przypomnijmy czytelnikom, co tam właściwie robił prezydent Gorzowa?

- Spędzam tak część urlopu. Od ponad 10 lat moją pasją jest jazda samochodami ciężarowymi. Na tydzień „zaciągam” się jako kierowca i przewożę ładunki głównie na zachód. To po części mój sposób na zwiedzenie Europy, ale przede wszystkim pasja, która stała się z czasem  odskocznią. Generalnie motoryzacja jest moją miłością, lubię szukać usterek w samochodach a potem je naprawiać - choć produkowane obecnie i systematycznie serwisowane rzadko się psują (śmiech).

Wróćmy do kraju. Jak się układa współpraca z parlamentarzystami?

- Rozumiem, że pytanie pada w kontekście zintensyfikowanych działań przedwyborczych podejmowanych przez partie polityczne i inne aspirujące ugrupowania? Cóż mogę powiedzieć, wydaje mi się, że bardzo dobrze, przede wszystkim z posłami. Takie osoby jak pani poseł Sibińska czy pan minister Sługocki mocno działają na rzecz miasta. Pani poseł Rafalska również jest w tych kwestiach bardzo aktywna.

A Tadeusz Jędrzejczak byłby dobrym posłem?

- Myślę, że tak. Jest człowiekiem bardzo aktywnym, posiada wieloletni staż w parlamencie. Jeżeli tylko SLD uda się pozyskać pana Jędrzejczaka dla swojej sprawy to myślę, że będzie dobrze wypełniał mandat.

Dlaczego niektórzy chcieliby widzieć w sejmie jego następcę? Skąd plotki o starcie Jacka Wójcickiego w najbliższych wyborach?

- Nie wiem. Jak to się mówi potocznie „nie ma takiej opcji”, mieszkańcy zatrudnili mnie do zajmowania się miastem i temu poświęcam całą swoją energię. W wyborach na pewno nie wystartuję.

Wróćmy do Gorzowa. Mamy bliżej niż dalej do uchwalenia budżetu na rok 2016 - pierwszego tworzonego przez nową władzę. Jaki on będzie, możemy już coś dziś określić?

- Tak, chcemy, aby był to budżet na wskroś inwestycyjny. Wreszcie rozpoczną się projekty z funduszy europejskich, szczególnie zależy mi na inwestycjach związanych z naszymi tramwajami. Zapewne spora część działań będzie sprowadzać się do etapu przygotowania dokumentacji, ale sądzę, że prace w kilku obszarach uda się rozpocząć.

Będzie deficyt? Pamiętam, że poprzednia skarbnik miasta prezentowała prognozy budżetowe na kolejne lata i miało nas czekać kilka lat z budżetami, w których wydatki przewyższałyby dochody.

- Tego jeszcze nie wiemy. Najważniejsze, żeby poukładać budżet tak, aby dawał jak najwięcej możliwości realizacji inwestycji, oczywiście w bezpieczny dla finansów miasta sposób.

Rewitalizacja – słowo klucz. Ustawa, którą ostatnio zapowiadała poseł Sibińska, pomoże zrobić duży krok w tym kierunku?

- Czekamy na ustawę. Ona dookreśli nam kierunki i tempo realizacji wielu planów. Rewitalizacja to projekt, który dopiero zaczynamy można powiedzieć, że jest na „desce kreślarskiej”. Jednak to wąskie określenie może się kojarzyć wprost z rewitalizacją obiektów budowlanych. Ale obejmuje ona również szereg aspektów społecznych i to właśnie z tego powodu rewitalizacja w Gorzowie potrwa nie kilka a raczej kilkanaście lat.

Jak w praktyce wygląda współpraca w tej kwestii z Wojciechem Kłosowskim?

- Bardzo dobrze. Wojtek Kłosowski to specjalista w swojej dziedzinie. Jeden z nielicznych w Polsce, ma w swoim portfolio między innymi współpracę z tak chwaloną za proces rewitalizacji Łodzią. Na tym etapie jesteśmy w fazie kompletowania dokumentacji, to żmudny proces. Pan Kłosowski większość czasu pracuje w terenie. Dzisiaj wstępne efekty jego pracy to dopiero zarys dokumentu, właściwie to dopiero szkic. Musimy dobrze przygotować program, z którym wyjdziemy do mieszkańców.

Jak często pan Kłosowski bywa w Gorzowie?

- Cóż mogę powiedzieć, na tak postawione pytanie. Może niech za odpowiedź wystarczy fakt, iż pan Wojciech właśnie zamieszkał w Gorzowie.

Temat trochę bliski rewitalizacji podjęli ostatnio radni LdM. Mówili, że nasza przestrzeń to „kakofonia” i chcieli o tym z panem rozmawiać. Będą jakieś rezultaty?

- Ten problem dotyczy większości polskich miast. Prawo jest niespójne i nie ma w nim zapisów dających możliwość natychmiastowego oczyszczenia miasta z reklam. Wiele miast, ot choćby Kraków, podejmują podobne działania, ale trzeba się porozumieć z wieloma stronami, a na to zawsze trochę czasu potrzeba. Na pewno będziemy się starali kształtować przestrzeń miejską w tym aspekcie harmonijnie.

A kto ma to zrobić? Może funkcja plastyka miejskiego została zbyt pochopnie zlikwidowana? Architekta miejskiego też ciągle nie ma.

- Funkcja plastyka miejskiego nie jest usankcjonowana prawnie, a co za tym idzie nie posiada instrumentów do skutecznego działania. Bardziej zależy nam na biurze planowania przestrzennego. Chcemy, aby to właśnie ono zaczęło kształtować przestrzeń miejską, wtedy rezultaty będą bardziej widoczne.

Dogadaliście się już ostatecznie, co do zamiany działek przy Strzeleckiej? Kto komu dopłaci?

- Przygotowujemy wyceny, jest jeszcze trochę formalności. Wszystko idzie w dobrym kierunku i myślę, że na przełomie roku budowa powinna ruszyć.

Wokół hasła „spółki miejskie” narosła atmosfera spodziewanych czystek, tymczasem w drzwiach minąłem się z, jak na razie, jedynym nowym prezesem, Marcinem Bartoldem z GRH. Będzie więcej zmian?

- Nie ma w tej chwili takich planów. Zarządy trzeba poddać ocenie, a do tego potrzebna jest wiedza. Dokonaliśmy zmian w radach nadzorczych i one będą monitorować zgodnie ze swoimi uprawnieniami działalności, ale rewolucji robić nie ma potrzeby. Spółki i ich zarządy będziemy oceniać po efektach ich pracy.

Akurat w przypadku spółki GRH radni PiS chcieli jej likwidacji…

- Mam tego świadomość. Są pomysły, pan prezes Bartold o niektórych mi wspominał w czasie naszego spotkania. To rozmowy przygotowawcze, ale chcemy, aby działalność spółek była rozszerzana. Jestem za rozwojem a nie likwidacją. W przyszłości musi to dać miastu dochody.

Czyta pan prezydent komentarze na swój temat w internecie?

- Staram się tego nie robić. Kiedyś przejmowałem się tym, ale kilka osób uświadomiło mi, że większość tych komentarzy pochodzi z tych samych numerów IP, co oznacza, że są raczej projektowane a nie zamieszczane swobodnie. Wolę komentarze od mieszkańców bezpośrednio na spotkaniach w mieście czy u mnie w gabinecie, a nawet na ulicy, jak to miało miejsce w czasie Dni Gorzowa. Często dostaję pytania, prośby, odbieram wyrazy niezadowolenia, ale w większości są to wyrazy sympatii i poparcia. Zdecydowanie preferuję realacje twarzą w twarz. Internet to w jakiejś mierze substytut rzeczywistości, choć oczywiście jest bardzo ważnym narzędziem, choćby dla propagowania informacji – tak jak w przypadku akcji „Europa to my”.

Pamiętam gdy spotkaliśmy się pod Urzędem Miasta tuż po wyborach - ludzie podchodzili, gratulowali, cieszyli się. Coś jeszcze zostało z tamtego entuzjazmu?

- Ten entuzjazm ciągle jest niesamowity, możemy się przejść po mieście i zobaczyć. Mieszkańcy czuli potrzebę zmiany i cały czas się staram, żeby ich zadowolić. Cały czas liczę na obiektywizm gorzowian, na ich mądrość i znajomość naszych realiów i na cierpliwość przy realizacji wyzwań jakie sobie stawiamy. Wyzwania są różne, czasem to sprawy drobne,  niewidoczne. Ostatnio udało nam się powiesić mierniki czasu na sygnalizacji świetlnej, choć mówiono wcześniej, że się nie da. Testujemy je, zobaczymy jakie będą efekty. Można się na skrzyżowaniu w czasie postoju bezpiecznie spojrzeć np. w telefon a nie czekać w napięciu z  wciśniętym sprzęgłem. Porządkujemy po kolei poszczególne sprawy. Mieszkańcy pokazali, że chcą uczestniczyć w życiu miasta. Świadczy o tym ich codzienna aktywność, ale też frekwencja w czasie Dni Gorzowa, czy Romane Dywesa. Tak samo jest zaangażowaniem przy głosowaniu w konkursie „Europa to my”. Post na moim profilu facebookowym zachęcający do głosowania miał mnóstwo udostępnień. To aż niewiarygodne.

A propos facebooka. Szymon Osowski, który gościł tu kiedyś w sprawie szkolenia z dostępu do informacji publicznej, zastanawiał się na tym portalu społecznościowym, czy objęcie funkcji prezydenta miasta zmienia poglądy. Chodzi o sprawę wynagrodzenia pańskiego doradcy Adama Piechowicza.

- Poglądów nie zmieniłem i z panem Szymonem w tej sprawie rozmawiałem. Jednak muszę działać w granicach prawa. Pan Adam, podobnie jak wielu pracowników, podlega ochronie w zakresie tajności swoich zarobków, nie wyraził zgody na ich ujawnienie do czego, jak wspomniałem, ma prawo zgodnie z kodeksem pracy.

Jak to uzasadniał?

- To człowiek, który stara się chronić swoją prywatność. Ma do tego prawo. Jeżeli sąd mi nakaże ujawnienie tych zarobków, problemu nie ma. Gdy jednak ktoś sobie nie życzy w obecnej sytuacji, to ja złamałbym prawo.

A jak wygląda pół roku waszej współpracy z panem Piechowiczem w Urzędzie Miasta?

- Bardzo dobrze. Mówiąc wprost, jego aktywność jest wielowymiarowa, projektuje działania zarówno w kwestiach gospodarczych ściśle współpracując z rzecznikiem przedsiębiorców, z racji wykształcenia (stosunki międzynarodowe), stara się służyć wiedzą w zakresie obecnej i potencjalnej aktywności Gorzowa w tym aspekcie.  To człowiek, który ma także świetne kontakty w wielu miejscach.

Po wyborach parlamentarnych może ich być już mniej…

- Trzeba pamiętać, iż pan Piechowicz jest obecny w życiu politycznym od 1991 roku.  Był wówczas posłem na Sejm i po dziś dzień jest w nim obecny. Doradzał przez wiele lat zarówno Markowi Borowskiemu, jak i Ewie Kopacz gdy byli Marszałkami Sejmu. Myślę, że sobie poradzi.

Dużo było w gabinecie prezydenckim sytuacji, które zapadły panu mocno w pamięć?

- Chodzi o spotkania bezpośrednie z mieszkańcami? Najbardziej zapadają w pamięć problemy, przede wszystkim mieszkaniowe. Niedawno przyszła do mnie gorzowianka, która mieszka z 10-osobową rodziną na 30 metrach kwadratowych. Gdy poprosiłem o sprawdzenie, okazało się, że takich osób jest więcej. Skala jest za duża! To dla mnie pilna i priorytetowa sprawa. Robimy duże inwestycje, ale one nie mogą przysłaniać nam faktu, że wielu z nas nie ma  godnych warunków do życia. Staramy się te problemy rozwiązywać. Mamy 374 puste mieszkania, planujemy zacząć je remontować. W tym celu podjęliśmy starania, aby z Banku Gospodarstwa Krajowego, który utworzył fundusz municypalny, uzyskać środki niezbędne do uruchomienia programu remontowego na większą skalę. Rozmawiałem z dyrektorem Pawłem Jakubowskim na ten temat. Jednocześnie poszerzymy program oddłużeniowy. Będzie możliwość odpracowania zadłużenia.

Co z żużlowym Grand Prix panie prezydencie?

- W tym roku będzie, to pewne. W przyszłym roku? Trudno powiedzieć. Cały czas rozmawiamy. Na pewno nie stać nas na wyłożenie kilkunastu milionów złotych, jak to było dotychczas. Chcielibyśmy tę imprezę kontynuować. Rozmawiamy z PZMotem, decyzji jeszcze nie ma.

Dziękuję za rozmowę.

Komentarze:

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x