Skąd się biorą dzieci gdy... bociek nie przyleci?
Z MIASTA
2015-06-18 21:00
76301
Magdalena Białowąs, kierownik Ośrodka Adopcyjnego w Gorzowie
Każdego roku w Gorzowie chęć adopcji deklaruje około 40 rodzin. Ile z nich zajmie się dzieckiem? O tym decyduje sąd, a wcześniej procedurę poprowadzi ośrodek adopcyjny. A ile dzieci w lubuskim właśnie czeka na nowych rodziców? O tym Magdalena Białowąs.
Zadanie Ośrodka Adopcyjnego? Krótko mówiąc, szuka nowych rodziców dla dzieci, które ich nie mają. Sprawa nie jest tak prosta jak mogłoby się wydawać, bo specjaliści muszą sprawdzić kandydatów i kandydatki. – Musimy przebadać predyspozycje takich osób. Przeanalizować czy spełniają warunki, czy udźwigną odpowiedzialność, nawet to czy po prostu będą mieli czas na zajęcie się dzieckiem – wyjaśnia Magdalena Białowąs, kierownik Ośrodka Adopcyjnego w Gorzowie. Uwaga! O prawo do adopcji może się starać małżeństwo, również osoba samotna, ale nie związki konkubinackie.
Ostateczną decyzję o adopcji zawsze podejmuje sąd rodzinny, ale to właśnie ośrodek adopcyjny wcześniej musi dać rękojmię kandydatom na rodziców. Jest źródłem informacji dla sądu oraz przygotowuje i wysyła komplet dokumentów dotyczących adopcji. To oznacza, że w Polsce niemożliwa jest adopcja poza OA i bez jego udziału. Formalnie jest wydziałem Regionalnego Ośrodka Polityki Społecznej czyli organu urzędu marszałkowskiego.
„Machina adopcyjna”
Kamienica przy Łokietka 22, drugie piętro – jesteśmy w biurze pani kierownik Magdaleny Białowąs. W kilku sąsiednich pokojach pracują pedagodzy i psychologowie – na co dzień mają bezpośredni kontakt z kandydatami na rodziców adopcyjnych. Właśnie tu przychodzą na pierwszą rozmowę – dowiadują się, co muszą załatwić, aby w ich przypadku mogła ruszyć „machina adopcyjna”. Już na tym spotkaniu kandydaci deklarują bądź rezygnują z przystąpienia do procedury. – Jeżeli poważnie myślą o adopcji to szykujemy się do wywiadu adopcyjnego u kandydatów w domu, oni z kolei kompletują niezbędne dokumenty – przedstawia sytuację M. Białowąs.
Po wywiadzie specjaliści z Ośrodka umawiają się z przyszłymi opiekunami na badanie psychologiczne. Ile trwa? Różnie czasami jeden dzień, bywa, że dwa albo nawet trzy. Gdy trzeba dopytać, coś wyjaśnić, gdy pojawiają się wątpliwości to spotkań może być więcej. Potem przychodzi czas na wstępną ocenę kandydatów. – Stawiamy diagnozę, czy dobrze rokują, czy poradzą sobie z wychowaniem dziecka. Jeżeli tak, to kierujemy ich na szkolenie w ośrodku. To siedem spotkań rozłożonych na siedem tygodni, raz w tygodniu w poniedziałki między 14.30 a 18.00 – zdradza szczegóły nasza rozmówczyni. Już po szkoleniu – to też proces diagnostyczny – jest ostateczna kwalifikacja. Specjaliści zwracają jednak uwagę, że jeżeli już przed szkoleniem mają pewność, że kandydaci nie poradzą sobie z adopcją to nie kierują ich na taki kurs. Czy są takie sytuacje? – dopytujemy. – Tak, ale niewiele – pada odpowiedź.
Każdego roku w Gorzowie chęć adopcji deklaruje średnio około 40 rodzin. Ale jedno ważne zastrzeżenie: ośrodki nie mają rejonizacji, zatem mogą się do nich zgłaszać osoby z całego kraju. Zatem każda Polka i Polak spełniający wszystkie określone przepisami warunki może ubiegać się o prawo do adopcji w ośrodku w Gorzowie. W praktyce miejscowy OA kwalifikuje rodziny z lubuskiego, ale też wiele z Poznania. Chodzi o to, że tam trzeba długo czekać na dziecko, a nawet na samo szkolenie. W Gorzowie średnia roczna to trzy kursy – na każdy przypada siedem rodzin. W tym samym czasie w Poznaniu są najwyżej dwa.
Skoro tak, to skąd się biorą dzieci?
Lubuski Ośrodek jako całość kwalifikuje do adopcji dzieci z terenu województwa. Z kolei placówka w Gorzowie z terenu byłego województwa gorzowskiego – mowa o powiatach Świebodzińskim, Sulęcińskim, Słubickim, Strzelecko-Drezdeneckim i Międzyrzeckim, także o mieście Gorzów i powiecie gorzowskim. Za pozostałą część regionu odpowiada ośrodek w Zielonej Górze. Ponadto w lubuskim działa też ośrodek w Żarach – odpowiada za powiat żarski. Właśnie z tych podregionów rodziny otrzymują propozycje dzieci do adopcji.
OA w Gorzowie jest wyznaczony przez marszałka lubuskiego do prowadzenia wojewódzkiego banku danych – tam gromadzone są dane wszystkich dzieci w Polsce, które nie znalazły kandydatów na rodziców w swoich ośrodkach. Przykład? Gdy warszawiacy nikogo nie mają dla swojego dziecka to taką informację wysyłają do wszystkich wojewódzkich banków. Z kolei Gorzów gromadzi i rozsyła takie dane do ośrodków lokalnych, w naszym przypadku do Zielonej Góry i do Żar. Z tej samej ogólnokrajowej bazy mogą korzystać lubuszanie. W praktyce jednak gorzowski ośrodek rzadko ma taką okazję, bo są w niej dzieci starsze bądź z licznym rodzeństwem czyli takie, dla których niezwykle trudno znaleźć rodziców adopcyjnych.
Pani Białowąs przytacza jeszcze inny scenariusz. – Może się tak zdarzyć, i zdarza się, że tu nie mamy kandydatów gotowych zaopiekować się danym dzieckiem, ale w kraju poza naszym regionem są takie osoby – zaznacza. Dzieje się tak, bo cześć zachodnia Polski nieco inaczej funkcjonuje niż na przykład południowa – u nas sądy szybciej pozbawiają władzy rodzicielskiej. Ponadto statystycznie na południu mniej dzieci kierowanych jest do adopcji. Maluchy po 55 dniach bezskutecznego poszukiwania kandydatów zgłaszane są do ośrodka w Warszawie – tam kwalifikowane są do adopcji zagranicznych. Tego rodzaju procedurą zajmuje się tylko ośrodek warszawski wspólnie z ministerstwem. OA w Gorzowie jedynie pośredniczy – na przykład pomaga zorganizować pierwszy kontakt z dzieckiem.
Procedura adopcyjna dotyczy maluchów prawie od urodzenia (musi mieć przynajmniej sześć tygodni) oraz młodzieży do 18 roku życia. Wcześniej jednak ich naturalni opiekunowie muszą być pozbawieni władzy rodzicielskiej lub się jej zrzec. – Jeżeli mama urodzi w szpitalu i nie chce dziecka to mimo wszystko ma jeszcze sześć tygodni na zmianę decyzji. To czas gdy ośrodek nie może podejmować żadnych działań adopcyjnych – tłumaczy M. Białowąs. 126 – dokładnie tyle dzieci teraz czeka na przybranych rodziców w lubuskim. Dla pełnego obrazu, chodzi o kandydatów w regionie, w całym kraju lub nawet za granicą, bo minęły dla nich już wspomniane wcześniej 55 dni.
Zmienny rytm procedur czyli najpierw szybko, potem bez pośpiechu
Pracownicy Ośrodka do momentu skompletowania dokumentów i zakwalifikowania malucha nie wpisują go do rejestru oczekujących, zresztą nie mogą tego zrobić. Ale gdy już zakwalifikują to tylko kwestią godzin jest znalezienie dla niego kandydatów na rodziców. – Wystarczy, że weźmiemy listę i dobierzemy rodzinę do dziecka – zaznacza nasza rozmówczyni. Ale gdy pierwsza regionalna lista „nie zadziała” to dziecko od razu kwalifikowane jest do poszukiwania rodziców spoza województwa. – Nie zwlekamy z tym ani chwili. Mamy świadomość, że każdy dzień zwłoki to strata dla malucha – im szybciej trafi do rodziny adopcyjnej, tym lepiej – podkreśla kierownik Ośrodka.
Z kolei gdy już są kandydaci to urzędnicy nie działają pochopnie – starają się, aby dziecko dobrze poznało nowych rodziców, aby przejście do nowego otoczenia było dla niego płynne, komfortowe i bezpieczne. Aby nawiązały się wszechstronne więzi. Czasami przyszłe rodziny nawet po dwa i trzy miesiące dojeżdżają do dziecka.
Co ciekawe, Ośrodek nie ma informacji o adopcyjnych rezultatach – pracownicy OA nie wiedzą czy każda jest kontynuowana. O takich rozstrzygnięciach decydują sądy rodzinne i oficjalnie nie przekazują takich danych. W tej materii jest jednak pewne doświadczenie – wskazuje, że jeszcze pięć lat temu kandydaci na rodziców adopcyjnych spotykali się z dzieckiem najwyżej pięciokrotnie i gdy związało się uczuciowo to dokumenty szły do sądu. Po pozytywnej decyzji natychmiast trafiało do rodziny. Ale niejednokrotnie były sygnały, że nowi opiekunowie sobie nie radzą, że jest im ciężko i rezygnują. – Gdy zorientowaliśmy się, że jest coś nie tak, zaczęliśmy szukać przyczyn. Z obserwacji wynikało, że zbyt szybko przekierowywaliśmy dzieci do rodzin adopcyjnych – przyznaje pani Magdalena.
Dodaje, że teraz pracownicy Ośrodka postępują inaczej – zalecają regularne wizyty nawet przez okres dwóch miesięcy. – Oczywiście rodziny nam się buntują. Narzekają, że jest im ciężko, że chcieliby od razu zabrać dziecko do domu – zwraca uwagę nasza rozmówczyni.
Ale po czasie, gdy pracownicy OA odwiedzają rodzinę już z dzieckiem w domu, nowi opiekunowie przyznają, że więcej spotkań to dobre rozwiązanie – mówią: było ciężko, za to dziecko na spokojnie przeszło okres zmiany otoczenia i warunków życia. Przez wszystkie spotkania zdążyła się uformować więź.
---
Magdalena Białowąs kieruje ośrodkiem od 2012 roku, ale pracuje w nim już od 2009. W swoim zespole ma specjalistów od więzi uczuciowych dziecka, także w dziedzinie płodowego zespołu alkoholowego – to są sprawy ściśle związane z pracą z kandydatami na rodziców adopcyjnych i dziećmi skierowanymi do adopcji. Sama jest pedagogiem.
Komentarze: